Reklama

Przywracajmy nadzieję ubogim!

Niedziela przemyska 44/2005

To hasło, które będzie nam towarzyszyć w roku liturgicznym 2005/06. Po Roku Eucharystii temat ten niejako sam się narzuca. Nakarmieni Ciałem Pana szukamy sposobu wdzięczności. Spotykając się z tak wielką Jego miłością chcemy tę miłość odwzajemnić.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Hasło nowego roku liturgicznego zgromadziło 10 października w domu biskupim kapłanów odpowiedzialnych za formację działających na terenie archidiecezji wspólnot. Planowanie realizacji hasła „poszło” w stronę kolejnych inicjatyw charytatywnych. Owszem, bardzo to potrzebne. Nie byłem jednak w pełni usatysfakcjonowany. Boję się, że kolejne akty kościelnej akcyjności uśpią prawdziwą wrażliwość.
Wiele bowiem biedy materialnej rodzi się z biedy natury moralnej - z różnorakich uzależnień. I nie chodzi tylko np. o narkomanię, alkoholizm, itp. Kto zastanawia się nad wielką biedą ubożenia słowa, za czym idzie straszliwe zbrukanie języka. Słyszymy to na ulicach miast, na wiejskich drogach i, o zgrozo, w zaciszach domostw.
Co zrobić z pokusą nihilizmu pętającą bezrobotnych i to często, bardzo często, młodych wykształconych ludzi?
Wreszcie refleksja nieco obrazoburcza - w czasach komunizmu chciano Kościół zamknąć w zakrystii. Liberałowie w odprasowanych koszulach tego nie robią. Chcą Kościół zamknąć w akcjach charytatywnych. Są one potrzebne, ale przecież trzeba stworzyć w Kościele instytucję, która cierpliwie, acz natarczywie będzie domagać się strukturalnych rozwiązań lub prób rozwiązania problemu bezrobocia i biedy. W czasie wakacji przeprowadzałem wywiad z siostrą zakonną pracującą w Korei. Prowadzą tam biuro pracy, gdzie przychodzą emigranci, których oszukano w pracy, którym pracodawca nie płaci należnych wynagrodzeń. Sceptycznie zapytałem - I co udaje się? - Tak, odpowiedziała zdziwiona moim pytaniem. Zainteresowaliśmy tym biskupów, a także ministrów i mamy sukcesy. Ludzie przestają się czuć jak woły robocze, ale mają świadomość, że nasze biuro to miejsce, gdzie przywraca się im poczucie bezpieczeństwa i godności.
Kiedy patrzę na owych 500 ludzi, którzy przychodzą do przemyskiej Caritas po obiady i stoją tam już kilka godzin przed godziną wydawania posiłku, zastanawiam się czy nie trzeba wymóc od władz miasta jakiegoś miejsca na tunele pod folią, na działki, by ci ludzie zostali zaproszeni do godzinnej choć aktywności dla samych siebie. Jakże inaczej smakowałaby im zupa, na którą choć symbolicznie zapracowali. Oczywiście, wielu by pogardziło, ale to ich wybór. Być bliżej biednych, różnych biednych - to wydaje mi się kierunek działania, nad którym w tym roku winniśmy się w sposób szczególny pochylić. Piszę ten tekst w dzień po Dniu Papieskim. Przy okazji zbiórki na zdolne a biedne dzieci sporo z tych, którzy korzystają z funduszy Fundacji wystąpiło przed kamerami telewizyjnymi. Niemal wszyscy podkreślali jak bardzo im te stypendia pomogły. Ale też ujawniali, że świadomość obdarowania inspiruje do pomagania innym. Zatem pracują jako wolontariusze w hospicjach, chodzą do biednych w parafiach.
Poniżej przytaczam tekst Giovanni Papiniego z książki „Powtórne narodziny”. Piękna poetycka refleksja, której dokończenie zawiera się w sercu każdego z nas. Pochylmy się nad tym ciepłym, a jednocześnie niepokojącym, tekstem. Budzić nadzieję, to być z biednymi. Oddaję głos Papiniemu:
„Jakże kocham Ziemię! Ale nikt nie pochyla się, żeby ją ucałować - szkoda mu ubrania.
A właśnie dziś, 29 września, przystroiła się jakby podwójnie uroczyście. Jest dzień Michała Archanioła, który stał się jednym z moich Mistrzów, jeszcze zanim zacząłem powtarzać jego imię we wszystkie niedzielne poranki. Piękny wojowniku Boga, twój miecz był z blasku, złotego blasku, takiego jak ów, który dziś wypełnia mi pierś na tym włoskim wzgórzu poczuciem dzielności. Ja zresztą, głupie, ludzkie stworzenie, kocham także hienę i sępa, znanych mi z jednego z ogrodów rzymskich. Ale w dniu, w którym Bóg Ojciec i Król zdecydował się w swym miłosierdziu powierzyć ci dokonanie zagłady, wielbię cię na klęczkach, Michale. Niech miecz twój rozpłomieni się również nad moją głową! Wygnany z raju przed bardzo wielu laty, zachowuję zaledwie wspomnienie, odblask, cień owej zwycięskiej radości.
Ale natychmiast, skoro tylko wyjdę przez niską furtę z kasztanowego drzewa, zjawia się przede mną Demetriusz. Każdego lata przychodzi do naszego domu trzy razy; utrzymuje go przy życiu ufność.
Jest klasycznym typem biedaka: idea platońska człowieka nieszczęśliwego. Gdyby ktoś zobaczył jego portret, powiedziałby: to fikcyjny model. Gdyby go odmalował słowami jakiś pisarz, powiedzianoby: to przesadna fantazja. Jego twarz o barwie zjełczałej słoniny, z nieregularnymi smugami sadzy, jest zbolała, podłużna, wychudła, taka jak twarz Chrystusa na wiejskich obrazach Dróg Krzyżowych. Czarne oczy są pełne słodyczy, bródka jest jeszcze bardziej nędzna niż on sam, nos piękny, orli. Na twarzy wyraz rezygnacji, pokory i bolesnej samotności przypomina figury Chrystusa niesione w procesjach lub hiszpańskie krucyfiksy, czy wreszcie obrazy agonii utrwalone przez malarstwo prymitywów.
Pochodzi z rodzinnych stron Michała Anioła, z Caprese. Przed wielu laty trochę chory zdrzemnął się przy kominie i wpadł do paleniska. Wybił sobie dziurę w głowie i spalił połowę twarzy. Oparzenie zagoiło się, lecz rana w głowie nie chciała się zasklepić! Wycieka z niej zawsze - jak sam mówi - trochę ropy. Jego czaszka jest otwarta, lecz zakrywa ją stale przepaską bezbarwną i bezkształtnym kapeluszem. Ponadto ma lewe ramię sparaliżowane; nigdy nie dowiedziałem się, z jakiej przyczyny. Nie może sypiać, ponieważ rana w głowie nie daje mu spokoju. Nie może też pracować jedną ręką. Dawniej był dzielnym robotnikiem; wycinał zarośla i co roku udawał się w tym celu do Maremmy. Teraz nie nadaje się do niczego i chodzi po prośbie. Nie dla siebie tylko żebrze, ale i dla dzieci, które są w domu. Dwoje starszych pracuje: chłopak jako terminator, córka jako służąca. Co dwa lub trzy dni, kiedy sakwa jest pełna, wraca do Caprese, aby ją opróżnić. Jest tam po trosze wszystkiego: garść ziarna, pół serka owczego, kilka jaj, motek wełny, kawałki zeschłego chleba na zupę. Nazajutrz odchodzi. Ludzie - mówi Demetriusz - nie rzucają kamieniami.
Może rana w głowie, może paraliż, może jakiś inny rodzaj bólu powoduje, że Demetriusz robi zawsze wrażenie półprzytomnego, a chwilami prawie niespełna rozumu. Mówi mało, a jego nieliczne słowa nie wyrażają prośby o wsparcie. Kiedy opowiada o swoich nieszczęściach, głos staje się cichy, słodki i spokojny, tak jakby mówił o kimś zupełnie obcym. Nie wysuwa żądań, nie nalega, nie skarży się. Przezwyciężywszy rozpacz i osiągnąwszy ten stan psychiczny, Demetriusz jest jak święty. Gdybym ja był świętym, powinienem go objąć, ucałować i zatrzymać przy sobie. Ale może ani on, ani ja nie jesteśmy świętymi. Zadowalam się daniem mu skromnej jałmużny. Patrzę na niego i próbuję go skłonić do mówienia, ale jednocześnie wstydzę się, ponieważ czuję w sobie obecność dwóch demonów. Demon sztuki mówi mi: obserwuj go uważnie, może ci się to przydać. Demon pychy dodaje: daj mu coś, daj mu, widzisz, o ile jesteś lepszy od innych. Wtedy przyglądam mu się w milczeniu i wydaje mi się, że widzę Łazarza na progu swoich drzwi albo Jezusa, który - jak sam powiedział - wraca jako biedak do wszystkich domów, aby móc rozpoznać tych, którzy są Mu wierni.
Moja żona daje mu słomkowy kapelusz, ponieważ mniej niż inne uciskać mu będzie ranę. Demetriusz wkłada go na głowę z uśmiechem chorego dziecka właśnie w chwili, gdy przynoszą mu jedzenie.
- Wyrzućcie swój stary kapelusz - mówię do niego.
- Nie, nie, zachowam go na niepogodę
I wolną ręką zwija podziurawiony i spłowiały filc, po czym wkłada go do torby.
Moja żona daje mu także czerwoną chustkę w żółte kwiaty, aby miał na zmianę zamiast opaski.
- Będzie na święta, kiedy się umyję.
Dajemy mu również koszulę.
- Teraz to naprawdę jestem panem.
I uśmiecha się znowu, a słońce rozświetla jego biedną twarz. Moje córeczki spoglądają na niego, a on też im się przypatruje. Daję mu jeszcze kilka lirów, podczas gdy przynoszą mu na miejsce pod gankiem, gdzie usiadł, szklankę wina. Pije wolno, małymi łykami, a potem mówi:
- Komu jest w tej chwili lepiej niż mnie?
I patrzy dookoła na kamienne kolumny, na wiśniowe drzewa i krzaki róż, jakby wszystko to wzywał na świadków swego szczęścia. Myślę o ropiejącej czaszce, o sparaliżowanym ramieniu, o jego biednym ciele, chudym i niemytym. Patrzę na opaskę, na brudną torbę, spodnie rozdarte na kolanie, biedne ręce jak z wosku, przywykłe do wyciągania dłoni po jałmużnę - i wstydzę się samego siebie, swego domu, swoich myśli.
- Komu jest w tej chwili lepiej niż mnie?
Podnosi się powoli i stwierdza, że „państwo są zbyt dobrzy”. Bierze do ręki kij wystrugany z dębiny, żegna się, spogląda na mnie po raz ostatni oczyma zwierzęcia ofiarnego, które jest zadowolone ze swego losu, oczyma melancholijnego męczennika, oczyma niewinnie oskarżonego i zaczyna schodzić w dół ścieżką, nie oglądając się już za siebie.
Demon mówi: spełniłeś, co do ciebie należało, i oto ten człowiek odchodzi szczęśliwszy, niż był przybywając tutaj.
Ale dlaczego chowam się za domem, aby go więcej nie widzieć? Dlaczego nie idę z nim?
Powtórzmy na koniec - dlaczego???. *

* Giovanni Papini Powtórne narodziny.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

2005-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Kazachstan: Prawdopodobną przyczyną katastrofy samolotu zderzenie ze stadem ptaków

2024-12-25 14:26
Zdjęcie ilustracyjne

Adobe Stock

Zdjęcie ilustracyjne

Najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy samolotu Embraer 190, który w środę rano rozbił się w zachodniej części Kazachstanu, było zderzenie ze stadem ptaków, przez co nastąpiła awaria systemu sterowania - informuje kazachstański portal Orda w oparciu o wiadomości podawane przez władze.

Więcej ...

Bóg przyszedł. Przyszedł do Ciebie!

2024-12-25 14:43

at

Ciesz się chrześcijaninie! Ciesz się każdy człowieku! Ciesz się że jesteś kochany przez Boga, odkupiony przez Boga, że Bóg cię zbawił, że przyszedł na świat dla ciebie! – mówił w homilii abp Adrian Galbas.

Więcej ...

Podnieś rękę! Błogosław! Wspieraj!

2024-12-25 23:13

Biuro Prasowe AK

- Jak Nieskończony Bóg może doświadczać czasowych i przestrzennych ograniczeń? Jak ktoś wzgardzany przez ludzi jest równocześnie wysławiany i adorowany? Jak na skutek swej cielesności skazany na śmierć Człowiek jest jednocześnie Królem nad królami? – pytał abp Marek Jędraszewski.

Więcej ...
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najpopularniejsze

Nowenna do Świętej Rodziny

Wiara

Nowenna do Świętej Rodziny

Niepokojące informacje o stanie zdrowia ks. Michała...

Wiadomości

Niepokojące informacje o stanie zdrowia ks. Michała...

Abp Galbas: czasem Bóg kojarzy nam się z mieszanką...

Kościół

Abp Galbas: czasem Bóg kojarzy nam się z mieszanką...

Rozważanie na 25 grudnia: Nocny sąd i świąteczna...

Wiara

Rozważanie na 25 grudnia: Nocny sąd i świąteczna...

Nowenna do Dzieciątka Jezus

Wiara

Nowenna do Dzieciątka Jezus

Zakaz spowiadania dzieci poniżej 18. roku życia. Petycja...

Wiara

Zakaz spowiadania dzieci poniżej 18. roku życia. Petycja...

Polak biskupem pomocniczym w Chicago

Kościół

Polak biskupem pomocniczym w Chicago

Maryja udaje się do Elżbiety, by służyć

Wiara

Maryja udaje się do Elżbiety, by służyć

Czy moje „tak” powtarzam czynem każdego dnia?

Wiara

Czy moje „tak” powtarzam czynem każdego dnia?