Na łóżku leży właśnie odstawiona na bok maszyna do pisania - z włożoną do połowy zadrukowaną kartką.
- O, niech pani patrzy - pokazuje ks. Zbigniew - jakoś dzisiaj nie mogę skończyć... A powinienem już przygotowywać do druku kolejny tom.
- Ile książek już Ksiądz Prałat wydał?
- Ta będzie czternasta... No, nazbierało się, nazbierało... - zamyśla się.
Korzystając z chwili milczenia, oglądam pokój. - Proszę Księdza, kim są ludzie na tych portretach?
- To moja rodzina - ks. Guszkiewicz podnosi głowę - to jest moja mama. Ojciec ją poznał będąc studentem prawa. Tak mu się spodobała, że zaraz się z nią ożenił. No, ona również pochodziła z dobrej, bo rzeźniczej rodziny. Jej brat, podobnie jak mąż, studiował prawo. Tylko, że mój tato prawo cywilne, a wujek prawo cywilne i kościelne. Mój starszy brat, który zginął w obozie, też zaczynał studiować prawo. Był bardzo zdolny i pracowity! Pisał wiersze!
- Ksiądz też pisze! Ten o Matce Boskiej Kazimierzowskiej jest znakomity!
- Czytała pani? - rozpromienia się Ksiądz - a ja go ot, tak sobie napisałem! Prosili mnie, bym coś napisał do książki o Rajczy, to napisałem! Dobry mi wyszedł?!
- Jak to się stało, że Ksiądz zaczął pisać wiersze? Od wczesnej młodości?
- Piszę wiersze, bo taki mam talent! - uśmiecha się Ksiądz. - Jednym Pan Bóg dał zdrowie, drugim spryt, mnie coś takiego, bym mógł układać wiersze... Ale tak naprawdę, to zacząłem pisać dopiero na emeryturze. Wcześniej nie było kiedy! A to kościół trzeba remontować, a to ślub, to znowu I Komunia... Człowiek stale coś robił, stale w biegu... I na co mi przyszło - Ks. Prałat wskazuje na chodzik - na starość tylko w ten sposób się poruszam. Władzę w nogach odebrało!
- Ojciec Święty Jan Paweł II mówił, że on, na szczęście, starzeje się od nóg, nie od głowy...
- Wiem, że to lepiej! Ale być sprawnym, to by się chciało... - Ks. Prałat patrzy na te swoje „urządzenia”, nagle uśmiecha się szeroko - Czy pani wie, jak przebiegało moje spotkanie z Papieżem? To było chyba podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny. Oczywiście, myśmy się wcześniej znali. Ja, z jego woli, pięćdziesiąt lat temu przybyłem do Rajczy, najpierw jako wikariusz, później proboszcz. On mnie odwiedzał... No, ale podczas tej pielgrzymki - myślę sobie, że bardzo chciałbym ucałować pierścień Ojca Świętego... Pierwszego dnia poszedłem pod Pałac Biskupi, na Franciszkańską. Klerycy mnie zaraz obstąpili, i co z tego, że kilku poznałem, gdy nie pozwolili mi stanąć na drodze, tylko w tłumie wiernych. Papież szybciutko przejechał i tyleśmy go widzieli! To postanowiłem iść na Wawel. Tam w katedrze, myślę sobie, będzie mi łatwiej zbliżyć się do Ojca Świętego. I rzeczywiście, gdy szedłem obok elegancko ubranego księdza, wpuszczano mnie wszędzie - bo ja żadnego „glejtu” nie miałem, który umożliwiłby to moje wymarzone spotkanie przeżyć, po prostu, liczyłem na cud. I cud się zdarzył. Ten elegancki ksiądz powiedział do mnie, że jeśli nie mam żadnego „glejtu”, muszę trzymać się jego. Okazało się, że był to dyrektor Radia Watykańskiego. No, ale przed schodami do katedry i on stwierdził, że teraz muszę radzić sobie sam. Nie bardzo wiedziałem, co zrobić, lecz dostrzegłem znajomego księdza, który pracował w katedrze, pomyślałem: Bóg mi sprzyja, a ów ksiądz zapytał, czy mam „glejt”? Oczywiście nie miałem. To on stwierdził, że do katedry wpuścić mnie nie może. Jednak ulitował się, zobaczywszy moją nieszczęśliwą minę. Kazał mi iść do bocznej kaplicy i nie zwracać na siebie uwagi. Jak ja, z tym moim wzrostem miałem uwagi nie zwrócić i jeszcze takie sobie miejsce znaleźć, by Ojciec Święty mnie dostrzegł?! Zaraz zaczęli inni księża jęczeć, że im zasłaniam, to im powiedziałem, żeby się nie denerwowali, bo ja dlatego tak stoję, by zwrócić na siebie uwagę Papieża, może do nas podejdzie i coś osobistego powie.
Gdy Ojciec Święty przybył do katedry, skłonił się najpierw w przeciwną stronę. Zamarłem! Niemal zwątpiłem, że i na nas się popatrzy, a on obejrzał się i rozpoznał mnie: „Zbysiu”, mówi - Ks. Prałat od nowa przeżywa to spotkanie - „A to ty, Zbysiu”. „To ja” - padłem zaraz na kolana - „To ja”, powtórzyłem. A on się pochylił, podał mi rękę, więc mogłem spełnić swoje marzenie i ucałowałem jego pierścień. A on na to: „Ty się w czepku urodziłeś”. Ja klepię się po głowie i mówię: „Nie wyczuwam na mojej głowie żadnego czepka!” - miałem na myśli piuskę koloru fioletowego. A Jan Paweł II: „Nie o taki czepek chodzi. Miałem być u ciebie na wizytacji arcypasterskiej i mnie papieżem wybrali, więc nie przyjechałem. A tak chciałem się przekonać, jak ty duszpasterzujesz w Rajczy! A tak chciałem! Ale ci się udało!”. To były czasy - Księdzu oczy odrobinkę zwilgotniały - już się nie powtórzą, nigdy!
Wróćmy jednak do tych moich książek - Prałat poprawia się na łóżku. - To było tak, że jak mnie ktoś poprosił o pomoc, bo miał jakieś ważne wystąpienie, to mu układałem, czasem nawet do rymu, różne takie monologi. A później sam zacząłem pisać, najpierw do szuflady, a w końcu sobie pomyślałem, żeby to wydać. Zacząłem od przewodnika po Rajczy, po naszym kościele. Poprosiłem o pomoc dwóch mężczyzn, by napisali historię Rajczy, ja dodałem od siebie wówczas niewiele, trochę wierszy, jakąś poetycką prozę... Później publikowałem dużo więcej. Piszę, bo taki talent mam od Boga i nie zakopałem go, tak jak ten człowiek z przypowieści, ale go wykorzystuję, pomnażam.
Piszę na chwałę Bożą, piszę, bo w ten sposób jestem bliżej Ojca Niebieskiego. A jeżeli ludzie, czytając mój wiersz, również się zadumają nad urodą świata, to chyba dobrze...
Ks. prał. Zbigniew Guszkiewicz napisał bardzo wiele. Niezwykle interesujące są: Recepta na Szczęście i Recepta na sukces. Podaję tę drugą, bo jest krótsza:
„1. Akceptuj życie! - pamiętaj, że dano ci trochę czasu, nie za dużo, i tylko od ciebie zależy, co z nimi uczynisz.
2. Bądź optymistą! - pesymizm pozbawia energii życiowej.
3. Nie narzekaj! - narzekanie uniemożliwia osiągnięcie sukcesu nawet - w najmniejszej skali.
4. Nie mów, że masz pecha! - przekonanie o życiowym pechu sprawia, że przestajesz wpływać na swoje życie, czekając, co przyniesie los. Najczęściej los nie przynosi niczego, co jeszcze bardziej umacnia cię w przekonaniu o pechu.
5. Zaplanuj sobie coś na dziś i na jutro. Długofalowy plan umocni twą osobowość. Człowieka pozbawionego takiego planu, celu, załamuje każde niepowodzenie.
6. Wyciszaj złe myśli - nawet, gdy ci wszystko idzie fatalnie, przypomnij sobie, że coś się jednak udało w przeszłości; nic bardziej nie paraliżuje, niż myślenie o własnych porażkach.
7. Wielki cel rozłóż na mniejsze - najdłuższa nawet podróż musi zacząć się od pierwszego kroku.
8. Codziennie planuj sobie jakąś radość - pośmiej się!
9. Koncentruj się na tym, co w danej chwili robisz.
10. Dbaj o swój wygląd.
11. Naucz się wysłuchiwać innych i wierz też w innych.
12. Dostrzegaj pozytywne cechy swojego otoczenia”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu