W niedzielę 6 listopada, kilka tysięcy ludzi przekroczyło bramę lagru Birkenau, aby w miejscu tak szczególnie naznaczonym ludzkim cierpieniem, przejść razem z cierpiącym Chrystusem. Kapłani, siostry zakonne i rzesze wiernych - wszyscy podążali za dużym drewnianym krzyżem niesionym kolejno przez poszczególne stany. Na tej Drodze Krzyżowej w szczególny sposób, poprzez zanoszone do nich modlitwy, obecni byli męczennicy Oświęcimia. „Święty Maksymilianie nakłoń nas wszystkich, byśmy pomogli ci dźwigać glob ziemski w górę, do Matki Bożej. Wyjdzie nam wtedy naprzeciw, przyjmie go z rąk naszych słabych, swym płaszczem bezpiecznie otuli, Synowi przekaże. Święty Maksymilianie! Wytłumacz nam wszystkim, że bez dźwigania upadnie ziemia, upadnie człowiek, rozkwitnie piekło” - czytał lektor rozważania stacji IX w scenerii kolczastych drutów rozpiętych na rzędach betonowych słupów.
Szczególną rolę w przeżywaniu tegorocznej Drogi Krzyżowej odegrała aura. Piękna jesienna pogoda, listopadowe słońce zawieszone nisko nad horyzontem, poprzecinanym kikutami pozostałych kominów, słupów i drutu, soczyście wybarwione liście drzew - wszystko to w przedziwny sposób czyniło scenerię oświęcimskiej „Via Crucis” jednocześnie i piękną i przerażającą.
Największym jednak pięknem tamtego niedzielnego popołudnia był ów tłum skupionych, rozmodlonych serc. To może najbardziej dawało nadzieję i pewność, że na tym miejscu strasznym modlitwą i wiarą wyrasta dobro i miłość…
Pomóż w rozwoju naszego portalu