Z Tomkiem Kamińskim, muzykiem chrześcijańskim, o jego nowej książce rozmawia Tomasz Strużanowski
Tomasz Strużanowski: - W lipcu tego roku ukazała się książka pt. „Powołany do miłości”, opatrzona Twoim nazwiskiem. O czym ona opowiada?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Tomasz Kamiński: - Jest to zapis moich rozmów z Kasią Cegielską, dziennikarką znaną z łamów Naszego Dziennika oraz z anteny Radia Maryja i Telewizji Trwam. W rozmowach tych próbowałem dać świadectwo poszukiwań, w wyniku których odkryłem swoje najważniejsze życiowe powołanie: do miłości.
- Miłość to najważniejsza sprawa w Twoim życiu?
- Miłość to rzeczywistość, która wypełnia nasze myśli i dążenia przez całe życie, od poczęcia do śmierci. Po latach dzieciństwa i młodości, przeżytych wśród najbliższych: rodziców, rodzeństwa, kolegów, w pewnym momencie rozpoczynamy niezwykle trudny proces budowania miłości do tej wybranej, jedynej, ale w końcu przecież obcej osoby, która staje się naszym mężem czy żoną. Potem zaś - o ile jest to związek płodny - zaczyna się kolejny etap: budowanie miłości rodzinnej.
- Co rozumiesz przez powołanie do miłości?
Reklama
- Miłości poszukują wszyscy bez wyjątku ludzie, bez względu na to, czy są wierzący, czy niewierzący. Tylko człowiek chory na umyśle powie, że miłość go nie interesuje. Problem polega jedynie na tym, że wielu ludzi nie wie, gdzie i jak poszukiwać miłości. Szukają po omacku, więc często tam, gdzie jej nie ma.
W książce próbuję sformułować własną definicję miłości, płynącą zarówno z osobistych doświadczeń, jak i z przemyśleń opartych na przeczytanych książkach. Moim mistrzem i autorytetem w tym względzie jest Jan Paweł II.
- Jak zatem brzmi Twoja definicja miłości?
- Tego nie da się załatwić suchą, krótką formułką, więc spróbuję dokonać opisu. Po pierwsze, nie wolno jej mylić z uczuciem. Uczucie ma to do siebie, że jest krótkotrwałe i ulotne. Pojawia się znienacka, ogarnia człowieka i albo przeradza się w coś trwałego, albo... równie znienacka znika. Po drugie miłość to proces rozciągnięty w czasie. Nigdy nie dzieje się tak, że miłość rodzi się w nas od razu w gotowej, dojrzałej postaci, lecz wprost przeciwnie - wymaga wysiłków, pracy nad sobą czy też - jak to nazywam w książce - nieustannych ćwiczeń. Po trzecie, dojrzała miłość nierozerwalnie łączy się z wolnością. Nie z fałszywą wolnością, rozumianą jako możliwość robienia wszystkiego, co chcę, lecz z wolnością posłuszną zakazom.
- Wolność i zakazy?
- Tak. Prawdziwa wolność polega bowiem na tym, że jestem wolny „od” - od alkoholu, narkotyków, papierosów, pornografii, telewizji, żądzy sławy, pieniędzy, władzy... Przecież o nikim, kto tkwi po uszy w którymś z tych uzależnień, nie powiemy, że jest wolny.
- Czy lektura książki pozwoli bliżej Cię poznać?
Reklama
- Tak. Oprócz rozważań na temat miłości, czytelnicy znajdą w książce wiele ciekawostek z mojego życia, zilustrowanych zdjęciami, rozdziały poświęcone refleksji na temat mediów w Polsce. Na pewno lektura pozwoli poznać mnie lepiej niż to się dzieje podczas koncertów i spotkań. Chcę tu bowiem podkreślić, że chociaż oprawiam swoje przemyślenia w formę piosenek, to jednak słowo, a nie muzyka pozostaje dla mnie najważniejszym przekaźnikiem. Muzyka jest dla mnie jedynie formą, która oprawia słowo.
- Czy czujesz się misjonarzem świeckim? Taki tytuł nosi jeden z rozdziałów Twojej książki.
- Kościół z natury jest misyjny. Każdy, kto odkrył, że miłość jest największym Bożym darem, każdy „porażony” tą miłością, niesie ją dalej, do innych ludzi. W tym sensie jest się misjonarzem, nawet wtedy, gdy przez całe życie nie rusza się z miejsca.
- Większość z nas spełnia to powołanie w dość ograniczonym liczebnie środowisku: w rodzinie, wśród przyjaciół, współpracowników. Ty masz okazję nieść to przesłanie tysiącom ludzi...
- W pewnym sensie przychodzi mi to dużo łatwiej. Moja profesja daje mi szerokie możliwości świadczenia o miłości Boga do mnie oraz o wysiłku wyrażania miłości do drugiego człowieka. Podczas koncertów mam okazję w nieskrępowany sposób opowiadać o tych sprawach ludziom poszukującym miłości, a przy tym - co ważne - z reguły życzliwie do mnie usposobionym. Zdaję sobie sprawę z tego, że w wielu środowiskach ludziom wierzącym przychodzi to o wiele trudniej i nieraz ryzykują wysoką cenę: wyszydzenie, szykany wyrzucenie z pracy, przylepienie niepochlebnej „etykietki”...
- Nie kryjesz swej krytycznej oceny działań tych, od których zależy kondycja rodzin w Polsce...
Reklama
- Tak. Tradycyjnym polskim rodzinom zagrażają dzisiaj nie tylko toksyczne substancje, takie jak alkohol czy papierosy, ale także toksyczne ideologie, powodujące straszliwe rany duchowe. Środowiskom lansującym te ideologie zależy na tym, aby maksymalnie osłabić rodziny, rozbić spajającą je miłość. Poranionymi, rozbitymi rodzinami o wiele łatwiej jest rządzić i karmić je ideologiczno-kulturową papką, robiąc na tym kolosalne pieniądze.
- W książce mówisz też sporo niepopularnych prawd o kondycji mediów w Polsce.
- Największym grzechem mediów jest podporządkowanie wszystkiego, w tym człowieka, pieniądzom. Media nie mają czasu dla człowieka! Są uzależnione od właścicieli, którym zależy na zysku, a nie na promowaniu wartości. Zaproszonym gościom, którzy mogliby powiedzieć coś ważnego, mają do zaoferowania kilka sekund, a i tak jeszcze osłabiają tę wypowiedź odpowiednim komentarzem czy dopuszczeniem do głosu kogoś, kto ma zupełnie inne zdanie i jawnie opowiada się po stronie zła. Tu bożkami są reklamy, biznesplan, zysk...
- Mówiąc w ten sposób, skazujesz się na niebyt w tych mediach...
- To prawda. Ale mnie nie zależy już na popularności. Przyjmę zaproszenie tylko tam, gdzie będzie mi wolno mówić o tym, co dla mnie najważniejsze: o powołaniu do miłości, o małżeństwie i rodzinie. Doszedłem do takiego punktu w moim życiu, że nie mam czasu dla kogoś, kto dla mnie nie ma czasu... To nie znaczy, że nie ma we mnie miłości do ludzi uwikłanych w te nieczyste układy. Życzę im jak najlepiej, ale jednocześnie upieram się przy swoim prawie do wycofania się z tego środowiska.
W książce opowiadam też o swoich kontaktach z Radiem Maryja i Telewizją Trwam. Wymieniam te nazwy głośno, nie dbając o to, czy komuś się one podobają, czy nie. Te media naprawdę mają czas dla człowieka, bo są niezależne od układów, kokieterii...
- Dziękuję za rozmowę.



