Anna Ozdoba: - Skąd wziął się pomysł na zinterpretowanie „Tryptyku rzymskiego” Jana Pawła II?
Stanisław Sojka: - W styczniu 2003 r. pojawił się pierwszy nakład Tryptyku rzymskiego wydawnictwa Św. Stanisława. W marcu zadzwonił mój znajomy, młody, wrażliwy człowiek i zasugerował mi skomponowanie muzyki i nagranie płyty.
- To było ogromne przedsięwzięcie, taki muzyczny eksperyment. Jak pracuje się nad tak trudnym utworem?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Uważałem, że to będzie tom wierszy, wybiorę sobie kilka utworów i napiszę muzykę, okazało się, że są trzy medytacje, „trójcałość”. Byłem zaskoczony. Ja jestem melodykiem, wprawnym w pisaniu melodii, nigdy nie wyobrażałem sobie, że mogę komponować coś większego niż piosenka. Kiedy nagrałem pierwszą część - Strumień, okazało się, że to jest utwór 8,5-minutowy i znowu zdziwiłem się - Strumień był kompaktowy, stosunkowo krótki i jednolity. Wiedziałem, że z drugą i trzecią częścią będzie trudniej. Druga część - Medytacje nad Księgą Rodzaju na progu Kaplicy Sykstyńskiej jest niezwykle złożona, jest tam pryzmat Sykstyny, Michała Anioła i tego, co on stworzył, ta medytacja pełna jest teologii kapłańskiej. Dlatego dokonałem samowolnego, ale odpowiedzialnego pominięcia. Są tam również ustępy bardzo osobiste, na przykład takie zdanie: „Te słowa czytałem codziennie, przekraczając bramy mojego gimnazjum w Wadowicach”. To jest tekst, który może powiedzieć autor albo aktor, który ewentualnie odgrywa rolę autora, a ja jako śpiewak jestem pierwszą osobą, gdy śpiewam, to nie cytuję, nie mogę podawać się za kogoś innego - śpiewam za siebie. Trzecia część - Wzgórze w Krainie Moria powstała już po nagraniu Strumienia i w trakcie nagrywania drugiej części. To piękna historia Abrahama i jego syna Izaaka, jego posłuszeństwa, wiary, miłości i przymierza, jakie zawarł z nim Bóg.
- Miał Pan okazję zaprezentować fragmenty „Tryptyku” Janowi Pawłowi II z okazji jego imienin, co Pan wtedy czuł?
- To był szczyt moich marzeń, ale efekty spotkania z Papą to jest coś, co dopiero ujawnia się, co będzie owocować, ponieważ w momencie, kiedy człowiek tam jest, wydaje się to takie normalne, oczywiste. Kiedy natomiast podeszliśmy do Jana Pawła II, gdy nas przedstawiono byłem wzruszony, ukląkłem i byłem w stanie powtarzać tylko: „dzięki Ci, Ojcze, dzięki Ci Ojcze...”. A Papa spojrzał na mnie i powiedział z trudem: „Brawo”, byłem jak przeszyty. Ojciec Święty był już słabiutki, na wózku, cierpiący, ale jego spojrzenie było pełne mocy i dobroci. To była cała prawda o jego postawie. Był kochający i wymagający.
Reklama
- Co chciałby Pan przekazać ludziom, wykonując ten utwór?
- Jestem po to, aby podawać te wyjątkowe słowa Tryptyku rzymskiego. Wszystkie prace teologiczne, encykliki... one będą studiowane, to kategoria intelektualna, obiektywna, a poezja poza ładunkiem intelektualnym pokazuje człowieka zmysłowego, cielesnego, który wątpi, cieszy się, smuci. To wszystko słychać w Tryptyku, tu jest Papa - Następca św. Piotra, który sam był poetą. To taka jego relikwia na Trzecie Tysiąclecie.
- A jaki jest Pana osobisty stosunek do „Tryptyku rzymskiego”?
- Ilekroć śpiewam te słowa: „Co mi mówisz górski strumieniu, w którym miejscu się ze mną spotykasz”, to tak, jakbym naprawdę czuł Karola Wojtyłę w pobliżu. Tym moim przekonaniem i moimi odczuciami także chcę się podzielić. Moja mama, kiedy wysłuchała Tryptyku, przyznała, że to bardzo ważne, że ja to zrobiłem, ona zrozumiała dzięki temu pewne sformułowania, przez które nie mogła przejść, czytając książkę. Jest to typowe dzisiaj, na wnikliwe czytanie czas mają poeci, artyści, którzy po to są, to ich praca. Ludzie, którzy zarabiają na chleb w inny sposób, są w ciągłym biegu, mają mniej czasu. Łatwiej jest im zrozumieć tekst, kiedy ktoś go przeczyta lub zaśpiewa.
- Wyśpiewał Pan również takie piękne słowa: „Życie nie tylko po to jest, by brać”. Co to znaczy dziś, mieć dobre życie, kiedy pokazuje nam się, że lepiej więcej mieć, niż bardziej być?
- Myślę, że wszystko jest sprawą wyboru. Odkąd otrzymaliśmy wolną wolę, możemy decydować. Ja ostatnio jestem sceptyczny wobec mediów, dlatego że one nie są zainteresowane tym, co dobre. Co dzień mamy do czynienia z informacją, w której musi być jakaś kontrowersja. Nie pokazuje się, a jeśli już to rzadko, tych tysięcy ludzi, którzy walczą o swoją duszę dzień w dzień, pracują ciężko na chleb, potrafią mimo ciężarów życia uśmiechać się i być dobrymi rodzicami. Ja jeżdżę dużo po Polsce i widzę wspaniałych Polaków. Uważam, że jest o wiele więcej dobra, niż nam się wydaje. To nie znaczy, że wszystko jest w porządku, spotyka się ludzi, którzy nie poradzili sobie, są zagubieni, samotni. I tutaj należy pamiętać o nauce Jana Pawła II - każdy może i każdy powinien pochylać się nad tym najmniejszym. Nie róbmy z Jana Pawła II ikonki, wisiorka na łańcuszku, pamiętajmy, jakie było jego życie, co on zaświadczał i uczmy się przekładać to na nasze życie.
- Czego można Panu życzyć?
- Są takie słowa: „Cóż mi przyjdzie, choćbym cały świat zdobył, a na duszy szkodę poniósł”, zaczyna to do mnie docierać, mam kilkoro przyjaciół, którzy mają kłopoty ze zmysłami. Kiedy boli nas jakiś narząd, to cierpimy, ale jak musi cierpieć ktoś, kto zdaje sobie sprawę z tego, że nie panuje nad sobą, jego dusza jest w ciągłym napięciu, a środka przeciwbólowego nie ma. Ja chciałbym w przytomności umysłu dojść do kresu. Od Boga dostałem dużo, wszystko, co chciałem, ale życzyłbym sobie, żebym tak długo, jak będę żył, mógł robić to, co robię, jeśli już nie śpiewać, to komponować i grać.