Myślę, że ten rachunek sumienia powinien trwać właśnie miesiąc. Ufam, że uda się dzięki temu odkryć każdemu z nas dwie rzeczy. Po pierwsze, że misje to nie tylko niedziela misyjna, 6 stycznia i druga niedziela Wielkiego Postu, ale że każdy może służyć misjom codziennie. A po drugie, że uda się nam po tym miesiącu rozgraniczyć to, co lokalne (nasz misjonarz, nasza studnia w Sudanie itp.) od potrzeb Kościoła powszechnego, które to potrzeby przede wszystkim leżą na sercu papieżowi – znamy przecież tę jego duszpasterską strategię peryferyjności.
Franciszek wskazuje na regiony świata, które wymagają ogromnej pracy ewangelizacyjnej, ale i wsparcia duchowego i materialnego. I to jest zadanie dla nas, bo fantastycznie wspieramy polskich misjonarzy, mamy doskonałe inicjatywy – od wolontariatu aż do zbiórek na rozmaite cele. Niemniej wydaje mi się, że często brakuje nam perspektywy uniwersalnej i że ulegamy syndromowi trybalizmu. Zapewne jest to efekt uwarunkowania historycznego i tego, że przez lata byliśmy zamknięci. Dziś wyjeżdżamy do różnych egzotycznych krajów nawet na wakacje, ale kto przed wspomnianym 1973 r. mógł wyjeżdżać i doświadczyć Kościoła misyjnego?
Kiedyś Benedykt XVI powiedział, że takie maryjne, kobiece pojmowanie Kościoła jest doskonałą przeciwwagą do pojmowania go w kategoriach socjologicznych czy organizacyjnych. My jesteśmy Kościołem, a jeżeli tak, to jednocześnie czujemy, co to jest misja Kościoła, a misja Kościoła to: duszpasterstwo tu, na miejscu, to nowa ewangelizacja, a więc troska o tych, którzy odeszli, i wreszcie działalność misyjna. Te trzy elementy muszą być komplementarne.
Druga rzecz: warto sobie zadać pytanie o to, skąd się rodzi działalność misyjna Kościoła. Każdy pewnie odpowie, że chodzi o nakaz misyjny, bo Pan Jezus powiedział: idźcie i nauczajcie wszystkie narody. To prawda, ale jak fantastycznie pisze o tym Franciszek w „Evangelii gaudium”: jesteśmy zafascynowani Panem Jezusem i Jego miłością, ale cóż to za miłość, która nie czuje potrzeby, aby o niej opowiadać i dzielić się nią?
Jako jeden z celów nadzwyczajnego miesiąca misyjnego Franciszek wskazuje odnowienie relacji osobistej z Chrystusem, bo wówczas, gdy będzie ona żywa i autentyczna, wówczas – kłania się św. Jan – to, co słyszeliśmy, czego dotykały nasze ręce – przekazujemy wam (1J 1, 1), i to nie tylko w perspektywie mojego podwórka, mojej parafii, ale o wiele szerszej. Tym bardziej, że jak pisał Jan Paweł II w „Redemptoris missio”, wiara umacnia się, gdy jest przekazywana. To nie jest slogan. Z doświadczenia wiem, a jeżdżę po Polsce z rekolekcjami i jako animator misyjny, że te parafie, które są naprawdę misyjnie otwarte i zaangażowane, są też niezwykle dynamiczne apostolsko także na innych poziomach. To nie jest przypadek, lecz praktyczne potwierdzenie słów Jana Pawła II, który po stwierdzeniu, iż „Wiara umacnia się, gdy jest przekazywana!”, dodaje: „Nowa ewangelizacja ludów chrześcijańskich znajdzie natchnienie i oparcie w oddaniu się działalności misyjnej”.
Każdy ma swoje powołanie, swoje miejsce w społeczeństwie i w Kościele, więc trudno pomagać misjom codziennie. Ale, z drugiej strony, czy przy codziennej modlitwie porannej lub wieczornej jedno „Chwała Ojcu...” coś nas kosztuje?
Pomóż w rozwoju naszego portalu