Nasz Księże Andrzeju, Biskupie...
Reklama
Jak tu opisać w kilkunastu zdaniach lata przeżyte blisko człowieka, z którym spędziło się setki godzin na modlitwie, liturgii, rozmowach, rekolekcjach, ewangelizacjach, duchowych poszukiwaniach i przyjacielskich spotkaniach?
Ks. Andrzej Siemieniewski, dzisiaj już biskup, został wyznaczony na asystenta kościelnego naszej wspólnoty po to, aby pomóc nam odnaleźć się w Kościele i dla Kościoła w trudnym dla nas czasie. Przez ostatnie 10 lat przewodniczył naszym niedzielnym Eucharystiom i wspólnie modliliśmy się w czasie środowych spotkań modlitewnych. W tym czasie poznaliśmy go jako człowieka o niezwykłej sile przekonywania, bezlitośnie konfrontującego rzeczywistość z Pismem Świętym, człowieka o naturze badacza, pełnego entuzjazmu i poszukiwacza Prawdy, wyrozumiałego i pełnego ciepła powiernika naszych bolesnych tajemnic, łagodnego, a kiedy trzeba było i stanowczego pasterza Kościoła.
Wymieniłem tylko nieliczne cechy, które do dzisiaj możemy w nim dostrzec i docenić, ale dane nam było widzieć Księdza Andrzeja, we wspólnocie i na stopie przyjacielskiej, w tak wielu sytuacjach, że nie byłbym ich w stanie zliczyć. Był na naszych ślubach i weselach, chrztach i Komuniach św. naszych dzieci, żegnał naszych bliskich w ich ostatniej drodze. Tłumaczył zawiłości Słowa Bożego i nieraz pozwalał na to, aby się spierać i gorąco dyskutować. Na ile czas mu pozwalał, spacerowaliśmy razem po górach i pływaliśmy w zimnym polskim morzu, chodziliśmy do Mc’Donalds’a i wyjeżdżaliśmy do miejsc bliskich i dalekich, zarówno w kraju, jak i za granicą.
Z jednej strony ogromnie się cieszymy, że został naszym biskupem, ale z drugiej jest nam trochę przykro, ponieważ straciliśmy tego, który do tej pory był tylko dla nas... Wierzymy w Boże zamysły, pomysły i plany, dlatego z niecierpliwością czekamy na dobro, które z tego wszystkiego wyniknie.
Co jeszcze ważnego powiedzieć na koniec? Życzymy Ci Andrzeju, Biskupie, wielkiej miłości do owieczek twojej diecezji, żarliwości pożerającej twojego ducha i duszę dla Ewangelii, oraz wytrwałości w dążeniu do Dobra i Prawdy.
Andrzej, w imieniu wspólnoty „Hallelu Jah”
Nadaje się na biskupa!
Reklama
Od 1991 r. dane nam było razem pełnić funkcje ojców duchownych we wrocławskim Seminarium Duchownym. Mieszkając pod jednym dachem przez 8 lat, mogliśmy się dobrze poznać i niejedno przeżyć.
Ten kontakt był bliski, także później, bo nie tylko jedliśmy w jednym refektarzu, ale ks. prof. A. Siemieniewski stanął przede mną jako wykładowca na Papieskim Wydziale Teologicznym - więcej nawet: jest promotorem mojej pracy naukowej!
Jaki jest Biskup Nominat po 20 latach swojej kapłańskiej służby? Skromny, opanowany, wrażliwy, pogodny, oczytany, błyskotliwy, rzeczowy, konkretny, prosty, „ogólnodostępny”, z poczuciem humoru, samokrytyczny, dyskretny, spolegliwy, wierzący (!), rozmodlony... Za tymi przymiotnikami stoi bardzo konkretna rzeczywistość, która każe powiedzieć krótko: nadaje się na biskupa i Bogu dzięki, że został na tę drogę w Kościele powołany!
Zwykle przy takich nominacjach księżowskie otoczenie mówi wybrańcowi: „Gratulujemy i współczujemy!”. Dlaczego? Bo mamy świadomość, że za insygniami biskupimi i wielką godnością kryje się krzyż - może i pozłacany czy srebrny, ale jednak autentyczny krzyż. Oznacza on choćby to, że definitywnie kończy się prywatność, wzrasta w niezwykły sposób odpowiedzialność, wymagana będzie pełnia i nieustanna dyspozycyjność, nastawić się trzeba na niekończące się wymagania... Trzeba się cieszyć, że są ludzie, którzy taki ciężar przyjmują w duchu wiary.
Każdy biskup ma jedno bardzo zasadnicze prawo: do naszej modlitwy i wsparcia we wszelkich sytuacjach. I to powinniśmy mu obiecać w imię życzliwości, braterstwa, przyjaźni.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. Aleksander Radecki, ojciec duchowny w MWSD we Wrocławiu
Człowiek, który kocha to, co robi
Reklama
Ks. prof. Andrzej Siemieniewski jest współtwórcą i opiekunem strony internetowej „Apologetyka” (www.apologetyka.katolik.net.pl), poświęconej obronie wiary katolickiej. To świadczy o jego otwartości na wykorzystanie nowego medium, jakim jest Internet, do głoszenia słowa i doktryny katolickiej. Jako że od wielu lat jest zaangażowany w Odnowę w Duchu Świętym, głównym obszarem jego zainteresowań są zagadnienia charyzmatyczne i ekumeniczne. Z punktu widzenia zatroskanego duszpasterza dostrzega pewne problemy, analizuje je w swoich licznych artykułach i stawia teologiczne diagnozy - często zupełnie odkrywcze. Pisze książki, zarówno naukowe, jak i przeznaczone dla szerokiego grona czytelników, w których przystępnym językiem, jasno i klarownie wykłada podstawy naszej wiary. Współpracuje z wieloma innymi ruchami kościelnymi, jak Ruch Światło-Życie czy neokatechumenat. Niestrudzenie głosi liczne rekolekcje dla wszystkich: dla kapłanów, sióstr zakonnych, parafii i swojej wspólnoty „Hallelu Jah”. Zwykle jest także głównym prelegentem dorocznych sesji apologetycznych, organizowanych przez naszą redakcję.
Jest człowiekiem skromnym, otwartym na innych ludzi, który zawsze ma czas, służy spowiedzią lub rozmową, nigdy nie odmawia pomocy. Lubi rozmawiać ze wszystkimi ludźmi poszukującymi Boga, np. ze świadkami Jehowy czy chrześcijanami z wolnych kościołów. Cierpliwie odpowiada na wszystkie listy elektroniczne, zawsze z wielką dobrocią i mądrością. Nigdy nie mówi o nikim źle, jest lojalnym przyjacielem. Przekonaliśmy się o tym nieraz, gdy stawał w naszej obronie wobec różnych zewnętrznych zarzutów. Jest wyjątkowym przykładem człowieka, który kocha to, co robi, który spełnia się w swoim powołaniu.
Aleksandra Kowal
Był moim najlepszym studentem
Cieszę się z tej decyzji Ojca Świętego. Biskup Nominat był jednym z najzdolniejszych moich magistrów. Stąd też zabiegałem, by po krótkim stażu duszpasterskim skierować go na studia specjalistyczne. Wysłanie go na studia rzymskie przez kard. Henryka Gulbinowicza okazało się bardzo pożyteczne. Po powrocie ze studiów byliśmy razem w zespole wychowawców w MWSD, a potem był przez jedną kadencję „moim” prorektorem. Modlę się, by był dla Kościoła wrocławskiego dobrym pasterzem, a dla PWT nadal twórczym i aktywnym profesorem.
Bp Ignacy Dec, promotor pracy magisterskiej ks. A. Siemieniewskiego
Andrzej Siemieniewski biskupem - radość wielka w Kościele Wrocławskim!
Przyszedł do mnie razem ze swoim bratem. Patrząc na nich można było pomyśleć, że nie są braćmi - byli inni w zachowaniu. Jaś, świętej pamięci, był jak „pistolet” - dynamiczny, eksplodował radością. Andrzej był opanowany, choć to nie znaczy, że nie potrafił się srebrzyście śmiać. Tak właśnie ich poznałem, na początku szkoły średniej. Od samego początku byli bardzo ze sobą związani. Widziałem, że są także związani z Panem Bogiem. To oni mnie namówili, żebyśmy się przyjęli do Rodziny Skaplerza, to była inicjatywa Siemieniewskich. I nie miałem chyba nigdy z nimi dyskusji o mocnych chwilach zwątpienia. Owszem, lubili dyskutować, ale trzymali się mocno Kościoła. Myślę, że to wpływ mamy.
No i tak lata szły, robiliśmy wiele rzeczy, np. wyjazd do Częstochowy w latach 70. Jedziemy, Jasiu był już kierowcą i złapała nas milicja, przy wjeździe do Wrocławia. Andrzej jak kobra spał zwinięty w bagażniku, a w sumie nas w dużym fiacie jechało 8 osób. Pamiętam, milicjant kazał otworzyć bagażnik, a tam Andrzej.
I na jego pytanie „Co pan tu robi?” odpowiada: „Podróżuję”. No, ale jakoś milicjant był ludzki. Następna nasza wspólna pielgrzymka, zupełnie zwariowana, była wtedy, gdy jechaliśmy po wyborze papieża. Starymi samochodami jakimiś, jednego przez popych ruszaliśmy. Andrzej był wtedy znakomitym studentem Politechniki Wydziału Podstawowych Problemów Techniki. Pewnie tam zaczynał karierę profesorską, bo tak mówiono, że jak ktoś idzie na PPT, to ma zamiar robić karierę profesorską.
Jest trzeci rok, Andrzej w pewnym momencie powiada tak: „No, Orzechu, doszedłem do wniosku, że sensowniej będę żył, jak będę żył w Kościele”. Ja dobrze nie zrozumiałem o co mu chodzi, ale on już myślał o pracy w Winnicy, pracy jako ksiądz. Postrzegałem go wtedy jako wielkiego indywidualistę, więc myślałem sobie o seminarium: czy on się w tym futerale zmieści, mając takie błyski intelektualne? Ale wtedy była dobra obsada profesorska, więc z nauką źle nie było. Był za to problem z przyjęciem. Okazało, że Ksiądz Rektor zareagował roztropnie i powiada: „Czy nie lepiej by było, żeby on skończył tę Politechnikę, bo a nuż się rozmyśli i co potem, taki rozgrzebany będzie?” Po kilku dniach odwiedziłem go znowu a on pyta: „Czy możemy tak próbować to powołanie?” - „Niech przyjdzie!” I tak Andrzej nie musiał kończyć Politechniki tylko po trzecim roku mógł zacząć swoje studia.
O Andrzeju można mówić i mówić...
Andrzej jako profesor - kiedyś go przyłapałem: koniec września, rozpoczyna się rok akademicki, jestem u niego w pokoju. Patrzę, a tu maszyna do pisania i mówię: „Co to? Już wykłady?” A on: „Tak, dzisiaj skończyłem ostatni.” I okazało się, że on przygotował wykłady już na cały rok akademicki! Tu jest potrzebna dyscyplina, solidność. Owocowało to tym - a jestem spowiednikiem seminaryjnym już ponad 30 lat - że przy okazji spowiedzi okazywało się, że klerycy lubili słuchać wykładów ks. Andrzeja, dobrze przygotowanych.
Andrzej - człowiek niezwykle radosnej modlitwy. Jeszcze jako student spotkał się z początkiem Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej i śledząc jego życie - a jestem jego spowiednikiem - zauważyłem, że Andrzej ma niezwykły dar modlitwy. Wiem, że to się stało dzięki jego doświadczeniu Ducha Świętego. Nauczył się szczególnej modlitwy. Pierwsze seminarium on tutaj prowadził, aby mnie, swojego katechetę, „odnowić”. To dzięki niemu przeżyłem chrzest w Duchu Świętym.
Zresztą, Odnowa to jest jego ogromna przygoda duszpasterska. Odnowa przechodziła próby, w wielu miastach grupy odchodziły od Kościoła. U nas we Wrocławiu też taka sprawa była, że wspólnota „Hallelu Jah” na Karłowicach zaczęła mieć trudności. Oni jednak - na szczęście - mieli jedno pragnienie - chcieli asystenta kościelnego i nim został właśnie Andrzej. Ja patrzyłem na to z boku, podziwiając jego cierpliwość i mądrość. To duszpasterz, który potrafił zdać egzamin z posługi grupie, która wcale nie chciała go specjalnie słuchać. Ale od tamtego czasu, widząc w jaki sposób on potrafi służyć, słuchać, tłumaczyć, pomagać, zacząłem się modlić o biskupstwo dla niego. Wydawało mi się, że on „wystrzeli” po swojemu - studia, które skończył, podróże, prace duszpasterskie. Pracował językiem francuskim, angielskim, włoskim, niemieckim, hiszpańskim - ma niezwykły warsztat pracy. Bardzo często czytam jego opracowania, bo wiem, że czerpie z pełni wiedzy, która jest w Kościele.
Ja początkowo trochę żartowałem, ale ogromnie się ucieszyłem, gdy on z tą wiadomością o powołaniu do biskupstwa zawitał. On sam bardzo to przeżywał, był bardzo wzruszony - nie spodziewał się. Ja się też siliłem, aby być dość „obojętnym”, ale towarzyszę mu od tamtej chwili modlitwą, bo to będzie bardzo dużo pracy, ogromna odpowiedzialność. A znając jego solidność - będzie pracował, potrzebna mu będzie tylko siła. Ale wiem też, że Pan Bóg go do tej roli długo przygotowywał.
Andrzej nie jest ani trochę triumfalistyczny. Jan Paweł II mówił: „To nie są czasy triumfalizmu Kościoła, to są czasy dialogu.” A Andrzej potrafi prowadzić dialog. On umie przemawiać - prostym, obrazowym językiem. Dziś nikt nie będzie słuchał Kościoła posługującego się dekretami i strukturami. Musi być podjęty i podejmowany dialog. Andrzej to potrafi, to jest biskup odpowiedni na te czasy i potrzeby Kościoła.
Ks. prał. Stanisław Orzechowski, duszpasterz akademicki