Proste mnożenie
Duży dom, to powierzchnia 200 m kw., niewielki kościółek, to powierzchnia 500 m kw. Są oczywiście także duże kościoły o powierzchni 1000 m kw. i więcej. Jeśli do tego dodamy wysokość tych budowli, to przestrzeń do ogrzania może przyprawić o zawrót głowy. Jeśli do tego dodać jeszcze zaplecze przykościelnych budynków, to problem rzeczywiście się zwielokrotnia. Także na rachunku za energię elektryczną, gaz, olej opałowy, czy najbardziej powszechny węgiel.
Dwadzieścia lat a może mniej
Reklama
Wszyscy wiemy że dwadzieścia lat temu ogrzewanie budynków było relatywnie tańsze. Większość systemów grzewczych oparta była o królujący wtedy węgiel kamienny. Właśnie w tym czasie wybudowano najwięcej nowych kościołów w naszej diecezji. Nowe budowle budowane z zimnego betonu wcale nie są wdzięcznymi obiektami do ogrzania. Rozwiązania grzewcze, które wtedy stosowano, na dzisiejsze czasy nie są ani nowoczesne, ani ekonomiczne. - Trzeba szukać jakiegoś rozwiązania - mówi ks. Krzysztof Ryszka, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bielsku-Białej - skoro miesięczny rachunek za ogrzewanie pochłania mniej więcej równowartość dwóch niedzielnych składek. W kaplicy wymieniono już stare żeliwne grzejniki na bardziej wydajne, zastosowano rurki o mniejszej średnicy… - Zimą ogrzewanie, to dla parafii finansowy problem numer jeden - dodaje proboszcz pokazując dwudziestoletnią wymiennikownię ciepła przychodzącego z miejskiego rurociągu, zajmującą pomieszczenie o powierzchni ponad 60 m kw.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Podłoga albo „sztuczne słońce”
Nieco inaczej przedstawia się sytuacja tych parafii, które instalowały ogrzewanie w latach 90. lub całkiem niedawno. W nowym kościele w Kętach „na osiedlu” od trzech sezonów działa ogrzewanie podłogowe. - Zaletą takiego ogrzewania jest niewątpliwie to, że ciepło nie ucieka od razu pod sufit kościoła - mówi ks. Jerzy Musiałek, proboszcz kęckiej parafii - a wierni nie stoją na zimnej posadzce. Tak ogrzewane jest ok. 1000 m kw. Podobne ogrzewanie zainstalowano w Małych Kozach czy w parafii św. Pawła na oś. Polskich Skrzydeł w Bielsku-Białej.
Z kolei w niewielkiej świątyni w Świnnej koło Żywca od 2000 r. działa system napromienników ciepła, które nie ogrzewają samych murów, lecz jakby „sztuczne słońce” ogrzewają zebranych w kościele wiernych. - Zainstalowaliśmy napromienniki o całkowitej mocy 40 kW do ogrzania powierzchni ok. 500 m kw. Załączenie ich wszystkich na czas Mszy św. kosztuje ok. 20 zł - relacjonuje proboszcz, ks. Marek Nieciąg. Rozwiązanie zastosowane m.in. w Świnnej jest jeszcze dodatkowo ekologiczne, ale nie ogrzewając murów sprawia, że przy największych mrozach temperatura wewnątrz świątyni odbiega od osiąganej przez np. centralne ogrzewanie.
Wybór zawsze kosztowny
Jeśli wpisać w internetową wyszukiwarkę hasło „ogrzewanie kościołów” znajdziemy tam ponad 13 tys. różnych odnośników, z których gros dotyczy różnych firm oferujących przeróżne systemy grzewcze. I każdy z nich jest oczywiście najoszczędniejszy, najtańszy i najbardziej wydajny. „Mamy dobrą nowinę! Przynosimy ciepło!”. Jakkolwiek potraktujemy reklamę, jedno jest wszakże pewne: jeśli chcemy, żeby było ciepło, trzeba za to zapłacić. Warto o tym pamiętać, nawet jeśli jesteśmy w naszej parafialnej świątyni tylko raz w tygodniu. Choćby jedną godzinę.