„O godzinie 21.37 nasz najukochańszy Jan Paweł II powrócił do domu Ojca” - tymi słowami 2 kwietnia 2005 r. tuż po godz. 22.00 abp Leonardo Sandri poinformował 70-tysięczny tłum zgromadzony na Placu św. Piotra w Rzymie, a zarazem cały świat, który w tym momencie wstrzymał oddech, że Ojciec Święty zakończył swoją ziemską wędrówkę. Zgromadzeni wierni, którzy kilka minut wcześniej odmawiali jeszcze Różaniec w intencji Papieża, przyjęli tę wiadomość w głębokim milczeniu. Chwilę później, włoskim zwyczajem, wszyscy oddali cześć Janowi Pawłowi II długimi oklaskami, wyrażając w ten sposób podziw i wdzięczność za Jego pontyfikat. Zgodnie z Konstytucją apostolską Universi Dominici gregis, śmierć Ojca Świętego potwierdził kard. kamerling Eduardo Martinzez Somalo, a kard. Angelo Sodano, sekretarz stanu państwa watykańskiego, odmówił wraz z obecnymi na Placu modlitwę za zmarłego Papieża. Potem rozdzwoniły się dzwony wszystkich kościołów rzymskich.
Mija rok od tych wydarzeń. Wtedy byłem studentem jednego z uniwersytetów rzymskich. W mej pamięci wciąż żywe są wydarzenia z tamtych dni. Powracają wspomnienia głębokich przeżyć naznaczonych modlitwą, oczekiwaniem na nowe komunikaty z Watykanu i swoistym lękiem, który przepełniał serce za każdym razem, kiedy w Rzymie rozlegał się głos dzwonów. Przez wiele dni z tym lękiem skutecznie walczyła nadzieja.
Ale w piątek 1 kwietnia, podczas gdy w Bazylice św. Jana na Lateranie trwało czuwanie, ostatni biuletyn watykańskiego biura prasowego z godz. 18.30 po raz pierwszy tej nadziei wszystkich pozbawił: „Stan zdrowia Ojca Świętego uległ pogorszeniu. Oddech stał się płytki...”. Potem pojawiły się inne informacje: „Ojciec Święty stracił przytomność!”, ale nikt z Watykanu ich nie potwierdził. Komentarze lekarzy dawały jednak do zrozumienia, że Jan Paweł II właśnie kończy swoje ziemskie pielgrzymowanie. Kardynał Ruini podczas nabożeństwa w Bazylice Laterańskiej wypowiedział słowa, które wyznaczały wszystkim głęboki sens tych chwil: „Ojciec Święty już widzi i dotyka swojego Mistrza”. O 20.30 tego samego wieczoru zamknęły się obie bramy Watykanu. Wierni, chcąc w tych chwilach być blisko swego ukochanego Papieża, wypełnili Plac św. Piotra. Ponad 70 tys. osób czuwało na modlitwie przez całą noc.
Jan Paweł II miał silny organizm, który łatwo się nie poddawał. W sobotę rano Navarro Valls potwierdził jednak, że stan zdrowia Papieża jest „bardzo ciężki” i że chwilami traci przytomność. Przekazał także światu ostatnie słowa Ojca Świętego wypowiedziane do młodych, którzy modlili się i śpiewali przez całą noc pod Jego oknem: „Szukałem was, a teraz wy przyszliście do mnie. Dziękuję wam”.
W sobotę późnym popołudniem ukazał się kolejny biuletyn informacyjny - kilka linijek niosących złe wieści: „Stan Ojca Świętego utrzymuje się jako bardzo ciężki. Pojawiła się wysoka gorączka…”. Zabłysnął jednak mały płomyk nadziei: Jan Paweł II był przytomny, odpowiadał na pytania swoich najbliższych… Ten płomyczek zgasł o 21.37, ale na jego miejscu bardzo szybko w sercach ludzi rozpalił się płomień wiary, który pozwalał im wołać: Santo subito - „Święty natychmiast”.
Moment pożegnania się z Ojcem Świętym nadszedł po długim i bolesnym „odchodzeniu”, które obserwował cały świat. Ostatnie dni i godziny nie przyszły niespodziewanie, ale były nieuchronną konsekwencją tej wędrówki cierpienia, którą Papież rozpoczął dużo wcześniej. Swej choroby i swego cierpienia Jan Paweł II nigdy nie ukrywał. Dopóki mógł, niósł je przed całym światem, przekraczając granice ludzkiej możliwości wyznaczane przez lekarzy. On sam stał się znakiem i umocnieniem dla tych, którzy w bólu, we łzach i w smutku trwali przy Nim w czasie Jego przejścia do domu Ojca.
Tłum zebrany tamtej nocy na Placu św. Piotra był odpowiedzią prostych ludzi, nie tylko wierzących, na żywe świadectwo wiary, jakie Jan Paweł II dawał przez całe swe życie, a w sposób szczególny przez ostatnie Jego miesiące. W sercach wielu pozostanie na zawsze obraz Ojca Świętego, kiedy 30 marca 2005 r. ostatni raz ukazał się w oknie, kiedy w ciszy wszystkim błogosławił i z takim ogromnym wysiłkiem próbował przemóc chorobę i wypowiedzieć choć słowo, by pozdrowić tych, którzy przyszli do Niego na Plac św. Piotra. Nikt na tym Placu i na całym świecie nie mógł czuć się opuszczonym przez Ojca Świętego. Nikt też, jeśli tylko w sercu miał choć trochę wrażliwości, nie mógł Go wtedy opuścić i dlatego cały świat, nawet ten niekatolicki, przeżywał z wielkim uczuciem ostatnie godziny Jana Pawła II na ziemi. Telewizje, radia, gazety, strony internetowe śledziły krok po kroku ostatnie chwile Jego życia, a miliony wierzących modliły się za Niego, dziękując jednocześnie za wszystko, co ofiarował światu aż do ostatnich chwil swego życia. To nigdy nie odejdzie, a Jan Paweł II - Jan Paweł Wielki nigdy nie będzie zapomniany.
Pomóż w rozwoju naszego portalu