Do wszystkich Mieszkańców Ziemi Łódzkiej.
Dziś w nocy stała się rzecz w historii naszej Ojczyzny bezprzykładna:
Rząd wypowiedział wojnę Narodowi. Uczynił to w 11. rocznicę podobnej
decyzji, która rozpoczęła tragedię i zbrodnię Grudnia 1970 r. Decyzję
podjęli przedstawiciele tej samej władzy, która pod pomnikiem Ofiar
w Gdańsku ślubowała Narodowi, że już nigdy więcej (...). Ten sam
rząd, który nadal zwodzi Naród deklaracjami gotowości zawarcia Porozumienia
Narodowego (...).
Odezwa pisana przez Jerzego Kropiwnickiego w otoczonym
przez odziały ówczesnego ZOMO (Zmilitaryzowanych Oddziałów Milicji
Obywatelskiej) świetnie oddaje atmosferę poczucia krzywdy i zawiedzionych
społecznych nadziei. W podobnym duchu wypowiedział się w tym znamiennym
dniu nieformalny duszpasterz środowisk solidarnościowych - jezuita,
o. Stefan Miecznikowski": "Położony został koniec złudzeniom, że
Polak z Polakiem może się dogadać. W aparacie władzy zapadła decyzja
sprawowania rządów w sposób, który stosuje okupacja wojskowa w podbitym
kraju. Poprzedziły ten fakt hasła ´porozumienia narodowego´. Ksiądz
Prymas Józef Glemp powiedział niedawno w Bytomiu, że porozumienie
znaczy ´po rozumie´ a nie siłą (...)".
Niestety, władza była już zdecydowana na działania represyjno-siłowe.
Gen. W. Jaruzelski i jego poplecznicy wyobrażali sobie, że tylko
właśnie przemocą "przywrócą ład i porządek".
Ówczesny przewodniczący Zarządu Regionu Andrzej Słowik,
pomimo możliwości, i "przemycenia się" w przebraniu (była karetka
pogotowia, kitel lekarski) zdecydował się na pozostanie w otoczonym
gmachu Zarządu przy Piotrkowskiej 252.
"Ok. godz. 13.00 (...) usłyszeliśmy tupot buciorów na
korytarzu. Drzwi otworzyły się z hukiem, wpadło kilku ´cywilów´ w
narciarskich czapeczkach z łańcuchami, łomami i siekierami. Za nimi
wszedł oficer w polowej [kurtce - G.W.] ´morówce´ w towarzystwie
cywila w płaszczu i czterech mundurowych z kałaszami [pistoletami
maszynowymi - G.W.] z bagnetami na lufach w ręku (...) mundurowi
zaczęli nas kolejno wyprowadzać. Schodziłem po schodach jako przedostatni.
Za mną sprowadzano Andrzeja Słowika. Wepchnięto mnie do pustej ´suki´.
Po chwili siedział koło mnie Andrzej (...) jeszcze moment i wepchnięto
do samochodu kilkadziesiąt osób. W samochodzie przystosowanym do
przewozu 12 aresztantów tłoczyło się co najmniej 40 osób (...)".
Zgromadzonych przed gmachem łodzian "potraktowano" pałkami i gazem
łzawiącym.
Nie bardzo też było wiadomo, co oznacza termin "internowanie",
czym się różni od "aresztowania", w jaki sposób rozwinie się sytuacja
wobec zatrzymanych w siedzibie Zarządu. "Część osób, w tym J. Kropiwnickiego,
przewieziono do więzienia w Łęczycy. (...) Tam piętrowe łóżka, długie
wąskie pomieszczenie, stół, dwie długie drewniane ławy, małe okienko (
...) cela była już pełna - ponad 20 osób (...)".
Niebawem okazało się, że "aresztowanie" oznacza znacznie
gorsze warunki pobytu.
"W celi panował półmrok (...) drewniana skrzynia - rodzaj
podium, na której leżało obok siebie osiem materaców, koców i poduszek.
Siedzieli lub leżeli na niech mężczyźni w cywilnych ubraniach i ćmili
papierosy (...) obok śmierdział kocioł z pokrywą. To była nasza ´podręczna´
ubikacja. Nazywa się to ´bomba´. Materac śmierdział rzygowinami (
...)"
Pomóż w rozwoju naszego portalu