Reklama
Siostrę Teodozję poznałam będąc małą 7-letnią dziewczynką. Było to na samym początku lat 50-tych. Zaczęłam wtedy chodzić na lekcje religii na plebanię do Niwki. Uczyła mnie młodziutka, bardzo delikatna, zawsze uśmiechnięta, gustownie ubrana pani Stefa (takie imię Siostra otrzymała na chrzcie św.) Pracowała w tym czasie jako nauczycielka etatowa w Szkole Podstawowej w Jęzorze. Społeczne prowadzenie katechezy w tym czasie narażało panią Stefę na przykrości ze strony władz oświatowych.
Lekcje z panią Stefą były dla mnie wielkim przeżyciem. Podziwiałam jej piękne pismo i rysunki na tablicy. Opowiadając potrafiła nas tak zaciekawić, że w salce było przysłowiowo jak makiem zasiał. Mówiła do dzieci tak ujmująco, iż kiedy ogłaszała koniec zajęć byłam niepocieszona.
Później kontakt urwał się na długie lata. Ponownie spotkałam s. Teodozję, kiedy zaczęłam prowadzić córkę na lekcje religii w Mysłowicach. Siostra serdecznie zapraszała do udziału w zajęciach również rodziców. Cieszę się, że korzystałam zaproszenia, bo wiele się nauczyłam. W wielkim skrócie, mogę powiedzieć, że wszystkie lekcje religii prowadzone przez s. Teodozję były „pokazowe". Tym razem sama będąc nauczycielką, patrzyłam już na nie oczami nauczyciela. Wszystkich nas zadziwiała wzorowym przygotowaniem do zajęć, odpowiednio zgromadzonymi i użytymi pomocami dydaktycznymi, krótkim zapisem tematycznym na tablicy (posiadała niezwykle piękne kaligraficzne pismo), mobilizującą oceną uczniów aktywizowała do czynnego udziału w lekcji.
Zajęcia katechezy były katechizacją nie tylko dzieci, ale i rodziców. I oto głównie chodziło s. Teodozji, by integrować i katechizować całe rodziny.
Oczkiem w głowie Siostry była wczesna Komunia św. Uważała, że poprzez przygotowanie dzieci do Wczesnej Pierwszej Komunii św. istnieje największa możliwość oddziaływania na rodziny. Między siostrą a wspomnianymi rodzinami zawiązały się szczególne więzy przyjaźni. Mówiła mi o nich z dumą i wielkim uznaniem. Stąd wiem o nich dużo, i to z najlepszej strony.
Bliższe kontakty z s. Teodozją nawiązałam po śmierci męża. W tym niezwykle trudnym okresie była dla mnie wielkim duchowym wsparciem. Wtedy pracowała już w Wydziale Katechetycznym Kurii Sosnowieckiej. Niezmordowanie troszczyła się o formację swoich nauczycieli, nie zapominając, że posiadają także swoje obowiązki rodzinne. W tym okresie zostałam przez Siostrę zaproszona na wakacyjne rekolekcje rodzin katechetów. Po raz pierwszy wybrałam się do Kalwarii Pacławskiej. Poznałam wtedy bardzo dobrze zintegrowaną grupę rodzin, która serdecznie mnie przyjęła. Zawiązane przyjaźnie aktualne są do dzisiaj.
Siostra wczuwała się w sytuacje rodzinną podopiecznych katechetek, znała ich problemy na bieżąco i starała się im pomóc. Rozmawiała, pocieszała, tłumaczyła, usprawiedliwiała, i zawsze modliła się za całe rodziny. Cieszyła się z każdego telefonu, krótkiego spotkania, później w chorobie czekała na odwiedziny.
Siostra przez całe życie uczyła o Bogu, przybliżała Go ludziom. Szczególnie w ostatnim roku życia dała świadectwo wiary i miłości do Boga i ludzi. Cierpliwa w chorobie, pełna ufności w Boże miłosierdzie i Jego sprawiedliwość. W pamięci zostanie nam zawsze pogodna, uśmiechnięta, godny wzór do naśladowania.
Jak bardzo siostra oddziaływała na otoczenie i jednała ludzi ukazały tłumy, które przybyły na jej pogrzeb, by podziękować za każde dobre słowo, pociechę, wyrazić swoje uznanie i odwzajemnić tę miłość, którą darzyła wszystkich.
Barbara
Reklama
Jest wrzesień 1969 r. czteroletnią córeczkę Marzenkę prowadzę do kościoła parafialnego w Mysłowicach p.w. N.S.P.J, na katechezę dla przedszkolaków. Poinformowano, że proboszcz ks. Rychlikowski zaangażował do katechizowania najmłodszych parafian Siostrę Karmelitankę z Sosnowca. Gromadka zaciekawionych dzieci z rodzicami przybyła na pierwsze spotkanie. Serdeczny, szczery uśmiech, otwartość, wewnętrzny pokój Siostry zjednał onieśmielone dzieci i rodziców. Nasze oczekiwania spełniły się. Szybko organizowała się zwarta katechetyczna grupa przedszkolaków. Siostra bardzo taktownie, ale też konsekwentnie stawiała stopniowo wymagania dzieciom i rodzicom. Z pedagogicznym talentem wprowadzała je w świat przygody z Bogiem. Dzieci z radością uczyły się podstawowych prawd wiary w formie prostych modlitw, piosenek, wierszyków. Z zapałem kolorowały obrazki wklejając do zeszytu. Prace i wiadomości były każdorazowo oceniane. Rodziców zobowiązywała do współpracy, jak również do aktywnego uczestnictwa w radzie parafialnej pod kierunkiem ks. Proboszcza. Następowała stopniowa integracja rodzin na płaszczyźnie wiary. Cotygodniowe spotkania na religii były z radością wyczekiwane. Przez własnoręcznie przygotowane pomoce dydaktyczne formowała z wielką cierpliwością umysły i serduszka dzieci przygotowując je do przyjęcia Sakramentu Eucharystii. Taktowna dyscyplina, prostota i delikatność Siostry jak też stanowczość i umiejętność pedagogiczna przyniosły owoce. Dzieci nie umiejąc jeszcze czytać i pisać szybko dojrzewały w wierze. Dzień Pierwszej Komunii św. stawał się upragnionym wydarzeniem rodzinnym. Przestrzegała przed nadmiarem gości ograniczając do najbliższych - rodziców, dziadków i rodziców chrzestnych. Przestrzegała przed prezentami o charakterze świeckim. Kładła wielki nacisk na klimat wyciszenia i modlitwy tego szczególnego dnia.
Wyczuwało się ogromne zaangażowanie Siostry i omadlanie przez Nią całych rodzin.
Po dwóch latach sumiennej katechezy córka w wieku 6 lat doczekała się uroczystości Pierwszej Komunii Świętej. Uroczystość była wyjątkowa. Dzieci po raz pierwszy uczestniczyły wspólnie z rodzicami w sposób pełny w sprawowanej Eucharystii. Biały tydzień przebiegał podobnie, podtrzymując niepowtarzalny klimat Pierwszej Komunii Świętej. Niezapomnianym stał się także wyjazd na pielgrzymkę dziękczynną dzieci z rodzicami na Jasną Górę. Dla wielu było to pierwsze spotkanie z Polski Królową - wyjątkowa audiencja wycisnęła trwały ślad w pamięci. Siostra zalecała rodzinom stałe praktykowanie pierwszych piątków miesiąca przygarniając tego dnia dzieci wokół siebie.
Przychodziły następne pokolenia. Niestrudzona Siostra powiększała z roku na rok grono „wcześniaków" oddając im bez reszty swój czas, zdolności i serce. Integrowała rodziny, organizując formacyjne spotkania wakacyjne, jak też pielgrzymki do różnych sanktuariów. Dzięki Siostrze zawiązywały się nowe, trwałe przyjaźnie, sięgające poza granicę Polski. Tak poznałam panią Barbarę Sobala z Wiednia, z którą utrzymuję stały kontakt.
Od 1975 r. zamieszkuję w Gdańsku. W czasie kilkakrotnego wypoczynku Siostry Teodozji u s. Karmelitanek w Sopocie oprowadzałam kochanego gościa po gdańskich zabytkach. Interesowała się wszystkim. Informowała o losach rówieśników mojej córki. Cieszyła się, że z tego rocznika Jędrek Bednorz wstąpił do Karmelu.
Zwierzała się jak będąc w Rzymie, w Bazylice św. Piotra u grobu św. Piusa X polecała Bogu przez wstawiennictwo tego papieża los swoich „wcześniaków" i ich rodzin. (Dekretem Kongregacji Dyscypliny Sakramentów z 8 VIII 1910 r. papież Pius X obniżył wymagany wiek dzieci, dopuszczając je do I Komunii Św. w wieku przedszkolnym, widząc w tym skuteczny środek dla rozwoju życia religijno-obyczajowego). Była wielką czcicielką Piusa X.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dobrze nam było z Siostrą Teodozją. Ubogaciła swoją rzetelnością i pobożnością nasze życie, wpisała się w historię każdego z nas jako Boża Dawka.
Niech radosne „ Te Deum" popłynie do nieba w dziękczynieniu za dar Siostry Teodozji.
Bogumiła z Gdańska
Siostra Teodozja uczyła mnie w grupie wczesnokomunijnych przedszkolaków w Mysłowicach (Do I Komunii św. przystępowaliśmy jako 6-latki w 1971 r.). Warunki lokalne były wówczas bardzo trudne. Właściwie nie istniały salki katechetyczne w dzisiejszym rozumieniu. Były to pomieszczenia doraźne, improwizowane - najpierw salka nad zakrystią kościoła parafialnego w Mysłowicach, później tzw. „dom ludowy" - raczej obskurna rudera prawie na końcu miasta.
Siostra Teodozja sama organizowała sobie warunki pracy. Jakiś piecyk elektryczny, mapy, obrazki i różne materiały pomocne. Pamiętam jej zawsze maksymalnie wypchaną torbę i poczucie zadowolenia, że mimo wszystko jakoś się to udaje. Zawsze potrafiła zaangażować i skupić wokół siebie rodziców chętnych do pomocy. Ster organizacji jednak zawsze należał do Siostry. Pamiętam ściśniętych wokół Siostry nas (maluchy), za nami kordon rodziców, robiących na kolanach notatki i Siostrę - siedząca w centrum, rozdającą nam kopie obrazków do kolorowania. I tak grupa po grupie przez kilka godzin z rzędu.
Było w tym coś z konspiracji i coś z tajnych spotkań pierwszych Chrześcijan - dla mnie - wówczas 5-o, 6-latka niezwerbalizowane i niezupełnie świadome uczucie uczestnictwa w jakimś innym nurcie życia.
Patrząc z perspektywy lat na Siostrę Teodozję mogę stwierdzić, że przez cały czas reprezentowała ona tak popularne dzisiaj tzw. „pozytywne myślenie" (w znaczeniu pozytywnym). Powstrzymywała się od krytyki, do wszystkiego podchodziła z optymizmem i dystansem emocjonalnym. Nigdy nie pamiętam u Niej nerwowości, rozgoryczenia, gniewu. Kiedy trzeba było zareagować na za bardzo rozbrykanego podopiecznego - swojej uwadze nadawała aspekt pozytywny, np.: „Nie zachowuj się tak! Kto wie, może kiedyś zostaniesz świętym i potem będziesz się tego wstydził?"
Przeprowadzka na Wybrzeże na wiele lat rozłączyła mnie z Siostrą, jednak od 1975 r. utrzymywałyśmy systematyczną korespondencję, a od kiedy Siostra zaczęła przyjeżdżać do Gdańska i Sopotu spotykałyśmy się prawie co roku. Był to już wtedy czas wymiany naszych pedagogicznych doświadczeń i refleksji.
Pamiętam jej podsumowanie naszych rozważań, które można podyktować jako motto: „ Nie można nikogo potępiać za jego zachowanie, bo nie znamy tak naprawdę jego intencji."
Marzena
Moje wspomnienia o s. Teodozji dotyczyć będą jej kolejnego etapu pracy - pracy z katechetami, pracy w Wydziale Katechetycznym w Sosnowcu. Były to lata, kiedy katecheza powróciła do szkół.
1991rok - byłam wtedy jedną z wielu osób w diecezji, przed którą Pan Bóg postawił zadanie katechizowania dzieci i młodzieży. To był rok, w którym poznałam s. Teodozję. Pracowała w Wydziale Katechetycznym. Była z nami podczas każdego „Dnia skupienia", kiedy to raz w miesiącu katecheci z całej diecezji spotykali się na Mszy św. i odbywali swoją formację duchową. Co roku w czasie ferii zimowych wyjeżdżaliśmy z Siostrą także na rekolekcje zamknięte, w czasie których cicha, najczęściej siedząca gdzieś z tyłu wsłuchiwała się z nami w głoszone nauki. Czas przeżyty na rekolekcjach pogłębiał duchowo każdego z nas, ale był także czasem wspólnego poznawania się, bowiem Siostra dbała też o to, by w tym pełnym powagi czasie znalazły się również chwile wspólnego uśmiechu, śpiewu i żartów, np. przy kominku, jak to bywało pamiętam w Brennej.
S. Teodozja pracując z katechetami organizowała nam także wyjazdy wakacyjne. Niezapomnianą dla mnie wakacyjną pielgrzymką był 9-dniowy wyjazd na Litwę - Ostra Brama, Katyń, Troki i wiele innych pięknych miejsc i przeżyć z nimi związanych.
Niezmiernie ważna była dla nas możliwość codziennych spotkań. Wstępując do Wydziału, Siostra witała uśmiechem, można było liczyć na Jej wsparcie, zawsze gotowa do rozmowy, autentycznie zainteresowana naszymi sprawami. Uśmiechnięta, pogodna, służąca dobrą radą. Nigdy nie okazywała rozmówcy zniecierpliwienia, braku czasu, choć dzisiejszy świat żyje w takim pośpiechu. Po prostu zawsze miała dla nas czas i traktowała nas jak wielką rodzinę katechetyczną. Zawsze zatroska na o wszystkich i o każdego z osobna. Znała nas wszystkich z imienia. Mogliśmy opowiedzieć Jej o troskach i radościach, jakie niesie praca katechetyczna, ale także o naszych rodzinach. Tak właśnie s. Teodozja poznawała nasze rodziny, wiedziała bowiem doskonale, jak ważne jest życie rodzinne katechety - wspólna rodzinna formacja duchowa. Zrodził się pomysł wspólnego rodzinnego wakacyjnego wyjazdu. Na delikatną propozycję Siostry odpowiedziało kilkunastu katechetów z własnymi rodzinami. Potem ten krąg poszerzał się i o osoby spoza katechetów, które witaliśmy bardzo serdecznie wśród nas. Pierwszym miejscem naszych kilkudniowych letnich rekolekcji była Góra Św. Anny w 1995roku. Potem już co roku były inne miejsca: Kauków-Godów, Dębowiec, Kalwaria Pacławska, Gietrzwałd, Smolany k/Suwałk, Gdańsk-Matemblewo i inne. Piękne i owocne były te wyjazdy: wspólne modlitwy prowadzone przez kolejne rodziny, Jutrznia pod gołym niebem, czy wieczorne ognisko, na którym piekliśmy złowione ryby. Tam właśnie poznaliśmy Siostrę jako „ zapalonego wędkarza".
Dzięki Drogiej Siostrze stworzyliśmy grono rodzin katechetów. Cały czas utrzymujemy ze sobą łączność, wspieramy się i odwiedzamy.
Okres, który wspominam był z całą pewnością wypełniony ogromną pracą i osobistym zaangażowaniem s. Teodozji. Przyszedł także ostatni etap życia Siostry, w którym dane mi było także uczestniczyć. To czas choroby. Kiedy odwiedzałam Siostrę w szpitalu w Katowicach-Ochojcu, nigdy się nie skarżyła. Pełna wiary cierpliwie znosiła dolegliwości i trud swojej choroby. Pan Bóg pozwolił mi także z kilkoma innymi osobami towarzyszyć Siostrze w jej ostatnich minutach życia tu na ziemi. Żegnając się z Nią z bólem w sercu, ale i wielką nadzieją przychodziły mi na myśl słowa św. Pawła: „W dobrych zawodach wystąpiłem (wystąpiłaś), bieg ukończyłem (ukończyłaś), wiary ustrzegłem (ustrzegłaś). Na ostatek odłożono dla mnie (Ciebie) wieniec sprawiedliwości, który mi (Ci) w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia..."
Bóg zapłać Siostro! Odpoczywaj w pokoju!



