Reklama
Piotr Machner, student informatyki na AGH w Krakowie. 27 maja na Błoniach osobiście wręczał Benedyktowi XVI symboliczną skałę:
- Kiedy ok. 2 miesięcy temu dowiedziałem się, że przypadnie mi zaszczyt tak bezpośredniego uczestnictwa w papieskiej pielgrzymce, nie spodziewałem się jeszcze, co tak naprawdę będzie mnie czekało. Zadaniem moim i koleżanek oraz kolegów, miało być zaniesienie Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI 6 skał, symbolizujących pragnienie budowania życia na trwałym fundamencie, jakim jest Chrystus, a także księgi z listą osób, które w ramach akcji „Nie biorę” zadeklarowały, iż nigdy nie będą przyjmować narkotyków.
Na początku moje podejście było dość jednoznaczne i proste - „Super! Zobaczę się z Papieżem, będzie wspaniała uroczystość, mnóstwo ludzi...”. Podczas paru prób, które mieliśmy, mimo wszystko ten mój udział chyba wydawał mi się dosyć przyziemny - trzeba uważać, żeby równo przejść, dobrze wypaść i czegoś nie zawalić. Zastanawiałem się, czy trema będzie duża i jak to będzie być tak blisko Ojca Świętego, otoczonym przez kamery i tłumy.
W sobotę rano wstałem lewą nogą. Cały czas różne drobiazgi mnie irytowały i niepokoiły, nie zastanawiałem się jakoś szczególnie nad moim zadaniem. Przecież już mieliśmy próby, a poza tym fizyczna praca zaniesienia kamienia oczywiście nie mogła się wydawać szczególnym wyzwaniem. Niepokój minął dopiero w „godzinie zero” - gdy ustawiliśmy się w siódemkę przed ołtarzem. Spojrzałem w górę i zobaczyłem Benedykta XVI, a za nim w tle na telebimie postać Jezusa Miłosiernego. Chyba dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że wraz z tą skałą niosę siebie, z moimi codziennymi radościami i problemami i..., że niosę nie tylko do Piotra naszych czasów, ale do samego Chrystusa.
Weszliśmy na górę po schodach, ukłoniliśmy się. Ojciec Święty ciepło się uśmiechnął i po polsku podziękował. Złożyliśmy skały, a po chwili wzięliśmy do rąk świece, które nam Papież zapalił. Zeszliśmy z nimi z powrotem na dół i przekazaliśmy ogień dalej do ludzi. Wkrótce potem było błogosławieństwo, spotkanie z papieżem Benedyktem XVI zbliżało się ku końcowi. A my staliśmy z płonącymi świecami i śpiewaliśmy. Czuliśmy się wyróżnieni i szczęśliwi.
Na zakończenie muszę przyznać, że było to wspaniałe przeżycie. I mam nadzieję, że będzie ono trwać, a nie skończy się na przyjemnym uczuciu - że ten zapalony ogień będzie w nas wszystkich płonął i przypominał o papieskim wezwaniu, by budować życie na skale, na Jezusie.
Iwona Majcher, 19 lat, mieszkanka Bielska-Białej, uczestniczka spotkania młodzieży z Benedyktem XVI:
- Na spotkanie z Ojcem Świętym w Krakowie pojechałam z przyjaciółmi.
Modliliśmy się gorąco, by przeżyć je dobrze i głęboko w sercu. W drodze na Błonia niespodziewanie zobaczyliśmy Papieża przejeżdżającego do Pałacu Arcybiskupów Krakowskich. To było dla nas wielkie zaskoczenie i ogromna radość. Na Błoniach wszyscy oczekiwali na przybycie Naszego Papieża. Nie było to jednak bezczynne siedzenie. Odmawialiśmy Koronkę do Miłosierdzia Bożego, Różaniec i radośnie śpiewaliśmy. Tego, co działo się, gdy Papież był już z nami nie da się opisać! Na ustach wszystkich malował się szczery uśmiech. Był on również na ustach Ojca Świętego. Miałam wrażenie, że wszyscy słuchają Jego słów w skupieniu i modlitwie. Mnie w słowach Papieża bardzo poruszyła prośba, abyśmy nasze życie budowali na Chrystusie, byśmy zawierzyli się Jego woli, nie tylko, kiedy jest dobrze, ale również, kiedy mamy problemy - a zwłaszcza wtedy. Wierzę mocno i mam nadzieję, że uda mi się budować swoją przyszłość na skale i moje życie będzie świadectwem dla innych, tak jak nas o to prosił Papież.
Niektórzy mówili, że trudno nam będzie pokochać innego Papieża. Ja już Go pokochałam i myślę, że ludzie, którzy przybyli na spotkania z Papieżem również dali temu wyraz i mam nadzieję, że będziemy o Nim pamiętać w modlitwie, tak jak nas o to prosił.
Kazimierz Kamiński, prezes KIK Bielsko-Biała, uczestnik Mszy św. na Błoniach:
- Jestem usatysfakcjonowany, że uczestniczyłem w niedzielnej Mszy na Błoniach. Co innego bowiem jest oglądać transmisję z pobytu Papieża w telewizji. Wówczas nie przeżywa się słów Ojca Świętego w ten szczególny, osobisty sposób. My z Bielska mieliśmy dobre miejsca, ale okazały się one dobre też dla telewizji i tak się stało, że Papieża zasłaniała nam kamera telewizyjna. Mimo to, nie żałuję włożonego wysiłku, bo wspólna modlitwa, śpiew i wielka radość, która towarzyszyła tłumowi zebranemu na krakowskim placu jest niemożliwa do przeżycia, gdy się spędza ten czas w swoim domu przed ekranem. Mnie zależało na przeżyciu, nie na oglądaniu. Oczywiście relację z pobytu Ojca Świętego Benedykta XVI również z zainteresowaniem później prześledziłem, ale to nie jest to! Tam trzeba było być i posłuchać w skupieniu słów Papieża, który powiedział, żebyśmy stojąc twardo na ziemi widzieli niebo. Ja to zrozumiałem - mamy pracować i się modlić oraz głębiej dbać o sprawy duchowe.
Dobrze, że modliliśmy się też za ofiary tragedii w Indonezji, bo mamy się modlić nie tylko za siebie i swój kraj, ale za ludzi na całym świecie. Słowa Ojca Świętego Benedykta XVI umocniły mnie, napełniły otuchą. Wracaliśmy do domów z wielką radością i właśnie ta niesamowita, rodzinna więź powinna Polaków znów zjednoczyć.
Wysłuchał PB
Pomóż w rozwoju naszego portalu



