Dzwoni do mnie znajoma i po chwili rozmowy z żalem się zwierza:
- W długach jestem, zaciągnęłam kredyt, zrobiłam remont mieszkania,
licząc na mego dłużnika, że się zmityguje, odda to, co pożyczył ode
mnie dwa lata temu. Tymczasem - powiada - słyszę kolejny raz to samo:
- Oddam, tylko poczekaj.
Mam świadomość społecznego zubożenia, jednakże w wielu
przypadkach ujawnia się brak, zwłaszcza elementarnej, zasady gospodarności.
Bądź to w pogoni za "szybkim i łatwym" zyskiem wpadamy w sidła różnych
cwaniaków. Wreszcie jakże często styl życia przekracza nasze realne
możliwości finansowe.
To prawda, czasami tak wyjdzie, że zabraknie i potrzeba
pożyczyć. Tak było dawniej i w wielu przypadkach jeszcze jest i dzisiaj,
ludzie wzajemnie się wspierają. Ale kręgi takowe coraz bardziej się
kurczą, dla wielu brak w nich po prostu miejsca. Doczekaliśmy się
czasów, że pójść do kogoś - pożyczyć, dla niektórych to katorga,
wprost koszmar; trzeba przełamać opór wewnętrzny, swoisty wstyd,
tym bardziej, że należy się liczyć z odmową. Odmowa w takim przypadku
jest czymś bardzo bolesnym. A więc co z pożyczkami?
W Piśmie Świętym jest mowa o zmowie narodu jednego nad
drugim. Pan uczynił przychylnym ich serce, a ci drudzy złupili, jak
tylko mogli naród, z którym po czterystu z górą latach się rozstawali.
Zechciejmy też zobaczyć i finał owej "pożyczki"; to złoto niczego
dobrego im nie przyniosło, a wręcz odwrotnie, ulany z niego cielec
stał się wyrokiem dla nich, obiecana ziemia choć była na wyciągnięcie
ręki, nie stała się ich udziałem.
Nie mam zamiaru skłaniać kogokolwiek do zaprzestania
pożyczania, uważam pożyczkę za rzecz przyjętą, jak najbardziej ludzką,
świadczącą o funkcjonowaniu zasady pomocniczości społecznej, ale
okazuje się tylko i wyłącznie w określonym kontekście.
Chciałbym podjąć problem "lekkomyślnego pożyczania".
Podejmuje to zagadnienie dlatego, że jesteśmy świadkami eskalacji
problemu - pożyczek niezwróconych. Nigdy dotąd tak powszechne nie
było pożyczanie bez zwracania. W dodatku bez słowa wytłumaczenia,
nie mówiąc o przeproszeniu. Dla pewnej grupy ludzi pożyczka już dziś
jest wpisana w styl ich życia. Na Zachodzie w powszechnym użyciu
są kredyty; mówią: "Żyjemy z kredytu na kredyt". W Polsce natomiast
coraz częściej i bardziej beztrosko pożyczają wzajemnie od siebie.
Tu nie chodzi już tylko o przysłowiowy chleb czy zaczepną sól. W
grę wchodzi pożyczka pieniężna, suma niekiedy tak duża, jaką tylko
da się "wydrzeć". Można powiedzieć, dobrze, że ma nas kto poratować.
Ale z każdym dniem topnieje grupa chętnych do pożyczania - dlaczego?
Bo chętnych do pożyczek jest wielu, gorzej z oddawaniem. U takich
coraz częściej jawią się elementarne braki honoru, uczciwości. Tym
bardziej jest to bulwersujące, gdy widzi się, że ów człek żyje sobie
całkiem na niezłym poziomie. Co więcej, niekiedy sam przyznaje: "
Mój problem, jak pożyczyć, jak oddać, to problem tego, który pożyczył"
. W takim przypadku, to nie jest tylko naiwność tego, co pożyczył,
ale problem pożyczającego, który tak naprawdę pogrąża się w procederze.
Jest to swoisty rodzaj choroby, aczkolwiek więcej jest w tym swoistego
cwaniactwa. Co będzie z dziećmi, które pod okiem takowych cwaniaków
wzrastają? Na niewiele się zdają biblijne przestrogi: "niech nie
zachodzi słońce nad twoim długiem", czy "oddaj coś winien, tym bardziej,
gdy się okazuje, że pożyczyłeś jego przysłowiowy ostatni grosz".
Rodzi się też pytanie, dlaczego dziś niektórzy tak łatwo pożyczają?
Słyszę odpowiedź: bo stoi za tym bezkarność prawna. Niewiele też
obchodzi takowych fakt, że są chętni, którzy kupują zadłużenia. Ni
też wieści o sądzeniu tych, którzy ściągają długi w sposób brutalny,
odległy od prawa.
Jak się zachować, gdy ktoś przychodzi po pożyczkę? Jak
tu nie pożyczyć, tym bardziej, jak ktoś prosi? Ewangelia jednoznacznie
nakazuje: dać proszącemu. A więc dawać, tym bardziej gdy dźwięczą
nam w uszach słowa: hojnego dawcę miłuje Bóg. Ale też roztropność
z drugiej strony nakazuje: nie bądź naiwny. Pamiętam dobrą radę:
pożyczając, na odchodne daj krzyżyk, pożycz więc tylko tyle, ile
możesz podarować. Tymczasem jak tu nie pożyczyć, tym bardziej, gdy
kogoś się znało, ceniło, a i dziś na naciągacza nie wygląda? Co więcej,
jak też od takiego żądać pokwitowania? Tymczasem, zlitujesz się,
pożyczysz i pryska mit uczciwości znajomka. Albo co zrobić, gdy dostrzegasz,
że przyzwyczaiłeś delikwenta do brania? Nie pożyczysz, będziesz miał
raz wroga, pożyczysz, będziesz miał dwa razy wroga. Ileż znamy tych
przysłów mądrych. Świadczą one o tym, że problem ten istniał i wcześniej.
Bo przysłowia, które są mądrością narodów, z czegoś wynikały, na
jakimś konkretnym gruncie się rodziły. Stare przysłowie mówi: "jeżeli
chcesz stracić przyjaciela, pożycz mu pieniądze". Możemy sądzić,
że wielokroć "obuty został" ten, który pierwszy raz powiedział: "
święty zwyczaj, nie pożyczaj". Tym bardziej, że są powołane do tego
instytucje. Co więcej, świetnie prosperujące, wprost szukające ewentualnych
klientów do pożyczki. A może chodzi oto, byśmy się nawzajem skutecznie
oduczyli pożyczania? Ale co będzie, gdy zabraknie i trzeba będzie
pożyczyć, ale "sparzony", być może będzie miał, ale nie pożyczy,
bo go tego skutecznie "oduczono". Co robić byśmy mimo wszystko byli
użyteczni? Dla obrony honoru choćby niektórych profesji, lepiej chyba
nie pożyczać, by nie uczyć, czy wprost powstrzymać falę naciągaczy.
Inne przysłowie mówi: trzeba wiedzieć, komu pożyczać. Ale jak to
rozstrzygnąć? Kto tak pożycza? Ciekawa rzecz, że linii tej nie rozgraniczają
profesje, tym bardziej sfery. Pożyczają: rolnicy, nauczyciele, księża...
Zwłaszcza gdy robią to ci wyżej postawieni, nasuwa się stwierdzenie:
karleją nam zastępy elit. Francuskie przysłowie: "szlachectwo zobowiązuje",
ni jak doń pasuje. Ale czy tylko o honor tu idzie. Myślę, że ów zgubny
nawyk prowadzi na manowce. Jeżeli w porę nie zareagujemy na to, skutki
w przyszłości będą opłakane, nie tylko dla pożyczających, ale dla
całego społeczeństwa. Na rynku pojawią się tacy, którzy nawet chętnie
będą pożyczać, ale i zadbają o zwrot. W tym miejscu nasuwa się pytanie:
Dlaczego ludzie starzy bali się zaciągać kredytów? Pamiętam, jak
moja mama mówiła: Co będzie, jak nie będę miała, z czego oddać. Mówiła
tak, bo przeżywszy wiele lat, widziała, jak niejednemu zlicytowali
wszystko. Dla niej pany (banki) nie popuszczą, swoje odbiorą. Czy
warto iść dobrowolnie w czyjąś niewolę, wyzuwać się z tego, co dziś
się posiada? Czy tak nam spieszno do realiów: "wasze ulice, nasze
kamienice"? Patrząc na zmiany, które się dokonują, sądzę, że wcześniej,
nim się spodziewamy, to życie na kredyt stanie się i naszym udziałem.
A nakręcona sprężyna pożyczek będzie pożerała bezlitośnie swe ofiary.
Co robić, byśmy się sami nie sprzedali? W tym miejscu
chcę przypomnieć zasadę sprawiedliwości wymiennej, która jest jedną
z zasad życia społecznego. W życiu zawsze jest coś za coś, innymi
słowy, nic nie ma za darmo. Wynika z niej też powinność oddania każdemu
tego, co mu się należy. Sprawiedliwość stoi na straży własności,
między innymi mówi też o zwrocie pożyczonej rzeczy; w danym terminie
i zgodnie z umówionymi warunkami, według łacińskiego powiedzenia
do ut des. Z kolei pożyczka zatrzymana, jest sprzeniewierzeniem się
tej zasadzie, jest więc grzechem, rodzajem kradzieży. Sprawiedliwość
zakłada też roztropność w pożyczaniu; zarówno ze strony pożyczającego,
jak też ze strony tego, który pożycza. Etyczny wymiar nakazuje oddać
pożyczoną własność w terminie i w całości, również dla dobra własnego
imienia, a też ku lepszej przyszłości. Wartość danego słowa, również
w zakresie - pożyczkę zwracam w terminie, najlepiej z podziękowaniem.
Piszę wreszcie te słowa po to, by pożyczka nas nie gubiła, ale była
formą realizacji zasady pomocniczości, zwłaszcza w tym najbliższym
środowisku, w którym żyjemy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu