Reklama
Są wśród nas tacy, którzy mówią: "nie wspominaj bez potrzeby,
masz obowiązki, dzień dzisiejszy i czekającą cię przyszłość - tym
się zajmij". Natomiast starsza, wypraktykowana zasada głosi, że "
historia jest nauczycielką życia". Tyle nas jest, ile pamięci zachowamy
dla potomnych. Nasz Papież mówi: broń nas, Panie, od wojny, nienawiści
i niepamięci.
Druga wojna światowa była dla nas, Polaków, szczególnie
groźna, ponieważ znane niemieckie "Drang nach Osten" zostało wzmocnione
poleceniem faszystowskiego wodza, wygłoszonym przez Hitlera 23 sierpnia
1939 r. na odprawie wyższych dowódców: "Bądźcie bezlitośni! Bądźcie
brutalni [...] Trzeba postępować z maksymalną surowością [...] Wojna
ma być wojną wyniszczenia". Do tego nieszczęścia doszła jeszcze druzgocąca
przewaga nieprzyjaciela, wsparta nowoczesną myślą operacyjną.
Pierwszego września, w piątek o godz. 4.45, rozpoczął
się nowy akt w dziejach Polski, Europy, a jak się później okazało
- również świata. Wieś Choroń i Dębowiec znajdowały się wówczas w
odległości 40 do 50 km od byłej granicy z Niemcami. Nieprzyjaciel
oskrzydlając Górny Śląsk, uderzył na odcinek lubliniecki broniony
przez 7 Dywizję, w tym 74. Pułk Piechoty z Lublińca, 27. Pułk Piechoty
z Częstochowy, 25. Pułk Piechoty z Piotrkowa, 7. Pułk Artylerii Lekkiej
Częstochowa-Stradom i dywizjonu 4. Pułku Artylerii Ciężkiej. Nieprzyjaciel
posiadał trzykrotną przewagę w żołnierzach, czterokrotną w ilości
dział artylerii, trzydziestokrotną w wozach pancernych, dziesięciokrotną
w samolotach. Wśród wydanych dzieł historycznych znajdują się bardzo
skromne wzmianki o walkach jednostek 7 Dywizji z nieprzyjacielem.
Tym cenniejsza i godna podkreślenia jest obszerna publikacja prasowa
tygodnika Niedziela Częstochowska w nr 35-38 z ubiegłego roku, w
których pan Krzysztof Wielgut przedstawia walki jednostek tej Dywizji
w pierwszych 4 dniach wojny, na odcinku od ówczesnej granicy z Niemcami
do okrążenia i rozbicia Dywizji w rejonie Janowa. Starsi mieszkańcy
wsi Choroń i Dębowiec pamiętają krwawą walkę, o której, niestety,
brak jest dotychczas jakiejkolwiek wzmianki.
Na szkicu opublikowanym w Niedzieli przedstawiono marsz
II Batalionu 74. Pułku Piechoty drogami leśnymi od Wrzosowej na Dębowiec
i Siedlec nocą z 2 na 3 września, jako ubezpieczenie boczne od południa,
dla głównych sił 7 Dywizji maszerującej z Częstochowy przez Olsztyn
do Janowa. W artykule Niedzieli Częstochowskiej z dnia 12 września
ub.r. napisano: "Noc upływała spokojnie". "Nieprzyjaciel nie zakłócał
odwrotu". Niestety, zakłócił i opis tego przypadku można byłoby przyjąć
jako uzupełnienie do obszernej, wymienionej na wstępie publikacji.
Na ówczesnej drodze gruntowej, tzw. gościńcu z Częstochowy
do Żarek znajduje się niezalesione wzniesienie o nazwie "Zielona"
. Centralnym obiektem tego wzgórza jest kościół i plebania z zabudową
gospodarczą oraz wówczas tylko trzy budynki mieszkalne. Teren Zielonej
zajęli Niemcy w sobotę dnia 2 września wieczorem o godz. 21.00 na
nocny postój (informacje znane współautorowi z autopsji). Wystawili
posterunki, z których jeden od strony Dębowca w zabudowaniach pana
Ormana. Tymczasem w niedzielę rano 3 września, między godz. 4.00
a 5.00 pojawiła się od strony Częstochowy nasza jednostka piechoty,
maszerując przez wieś Dębowiec w kierunku Zielonej. Śpiący niemiecki
posterunek - czujka (dwóch żołnierzy spaliło się podczas walki) przepuścił
polski patrol szperaczy prowadzony przez podporucznika. Spotkanie
z nieprzyjacielem było zaskoczeniem dla obydwu stron. Rozpoczęła
się walka, która trwała około 3-4 godz. W walce brały udział tylko
siły piechoty. Niemcy mieli przewagę terenową, atakując z góry. Nasza
jednostka znalazła się na otwartym terenie pod górą.
Przypuszcza się, że z naszej strony walczyła tylko jedna
kompania piechoty. Pozostała siła II Batalionu 74. Pułku Piechoty
zmieniła trasę marszu z Dębowca w kierunku Biskupic i Siedlca. Na
polu walki pozostało 39 poległych żołnierzy, nie licząc osób cywilnych.
W monografii I. Przemszy-Zielińskiego, Księga chwały
wrześniowej pułków śląskich, Katowice 1993, s. 205 znajduje się następująca
wzmianka: "Na szczególne wyróżnienie zasłużył nieznany z nazwiska
podporucznik, zastępca dowódcy 5. Kompanii 74 Pułku Piechoty, który
bardzo energicznie i skutecznie prowadził natarcie plutonu na Choroń"
. Jest tu mowa chyba o tym podporuczniku, który prowadząc patrol
szperaczy, poległ z pistoletem w ręku na początku walki. Na podstawie
listy poległych można byłoby wnioskować, że jest to p. por. Jerzy
Tęsiorowski.
Nie mieli "szczęścia" żołnierze 5 Kompanii 74. Pułku
Piechoty, ponieważ maszerowali bez rozpoznania terenu i spóźnili
się z wcześniejszym zajęciem wzgórza Zielona. Po bitwie brutalni
Niemcy, nie szanując praw międzynarodowych, strzelali z bliska do
ciężko rannych znajdujących się na pobojowisku, a pozwolenie na pochówek
wydali dopiero w czwartek 7 września. Ponadto po bitwie podpalili
połowę wsi Dębowiec od strony lasu, strzelając do osób cywilnych
ratujących dobytek. Zginęło kilka osób cywilnych.
Aresztowanie Księdza Proboszcza
Krytycznego dnia na plebanii przebywali: proboszcz parafii
Choroń i dziekan dekanatu żareckiego ks. Augustyn Kańtoch, rodzice
księdza, bratanek Tadeusz Kańtoch - organista w kościele parafialnym
i gosposia. W sobotę wieczorem 2 września na plebanii zakwaterował
się dowódca niemieckiego oddziału ze swoim sztabem, pozostawiając
w spokoju domowników. Następnego dnia w niedzielę po bitwie Niemcy
aresztowali proboszcza pod zarzutem naprowadzenia w nocy Wojska Polskiego.
Zdemolowano kancelarię parafialną, strzelając do portretów i obrazów.
Dla rodziców ks. Augustyna Kańtocha i jego bratanka Tadeusza
byłem (A. R.) tłumaczem kart pocztowych, jakie przysyłał on do nich
napisane w języku niemieckim i redagowałem listy do księdza. Gdzieś
do połowy roku 1940 karty te pisał ks. Kańtoch z obozu jenieckiego (
Oflagu), następne z obozów koncentracyjnych Buchenwald, a następnie
Dachau. Tadeusz mówił mi, że w czasie przebywania księdza w obozie
jenieckim, widziano w Choroniu umundurowanych wojskowych niemieckich,
którzy dokonywali rekonesansu dróg i ścieżek wokół wzgórza Zielona.
Chodzili z psem. Po wojnie w 1955 r. odwiedziłem ks. Kańtocha w Kłobucku.
Był tam proboszczem. Opowiedział pokrótce przebieg wydarzeń od aresztowania
w Choroniu do wyzwolenia w Dachau. Z opowiadania tego przytoczę fragmenty,
które utkwiły mi mocno w pamięci.
Niemcy zajęli i obsadzili wzgórze Zielona 2 września
1939 r. wieczorem. Dowódca ze sztabem zakwaterował się w budynku
plebanii, ale wobec ks. Kańtocha nie zdradzał żadnych agresywnych
zamiarów. Dopiero po bitwie stoczonej nad ranem 3 września dowódca
ten zaaresztował ks. Kańtocha pod zarzutem naprowadzenia Wojska Polskiego
na wzgórze obsadzone przez wojsko niemieckie. Jako aresztowany przez
Wehrmacht był przetrzymywany razem z oficerami wziętymi do niewoli.
Latem 1940 r. ks. Kańtoch został przewieziony na salę rozpraw sądu
wojskowego. Był oskarżony o to, że dostarczył Wojsku Polskiemu wiadomości
o zajęciu wzgórza przez wojsko niemieckie. Na tej rozprawie zeznawał
również oficer Wojska Polskiego, jeniec wzięty do niewoli. Oficer
ten wyliczył poszczególne jednostki, które wycofywały się z Częstochowy
traktem leśnym do Dębowca, wyliczając równocześnie ich uzbrojenie (
karabiny maszynowe, działa). Na stole sędziowskim była rozłożona
wojskowa mapa sztabowa. Na mapie tej oficer pokazał plan strategiczny
zaatakowania wzgórza, jaki byłby zastosował, gdyby dowiedział się,
że na tym wzgórzu są Niemcy. Zostaliby okrążeni ze wszystkich stron.
Przewaga Wojska Polskiego w ludziach i w sprzęcie była tak duża,
że pełne zwycięstwo nastąpiłoby już po pierwszej wymianie ognia.
A to, że po stronie Wojska Polskiego były tak duże straty jest dowodem
rzeczowym świadczącym wymownie o tym, że pierwsze strzały ze wzgórza
były całkowitym zaskoczeniem dla Wojska Polskiego. O rozwinięciu
szyków w tych warunkach nie mogło już być mowy. Sąd wydał wyrok oddalający
oskarżenie i uniewinniający ks. Kańtocha. Ale on nie wyszedł na wolność.
Bezpośrednio po odczytaniu wyroku został zabrany przez gestapo i
osadzony w obozie koncentracyjnym Buchenwald.
Mogiła poległych
Grzebanie zmarłych jest uczynkiem miłosierdzia. Po ukazaniu
pozwolenia 7 września mieszkańcy wsi Dębowiec zajęli się pochówkiem
w mogile zbiorowej, grzebiąc poległych w 3, lub 4 warstwach, przekładanych
kocami i przesypywanych wapnem. Teren na wykonanie grobu dał mieszkaniec
wsi Dębowiec, nieżyjący już Antoni Wolski. Pochowano 39 poległych
żołnierzy oraz nieznane 2 osoby cywilne. Mogiła była zawsze zadbana.
W roku 1958 przyjechali żołnierze Ludowego Wojska Polskiego i wykonali
niedbale częściową ekshumację, zabierając, nie wiadomo dokąd, 3 skrzynie
po amunicji wydobytych szczątek. Wojsko grób zrównało z terenem.
Nie sposób wyjaśnić drogą logicznego rozumowania, w jakim celu zakłócono
spokój zmarłym. To można nazwać po prostu profanacją. Mieszkańcy
Dębowca byli i są przekonani, że po tej ekshumacji pozostały w grobie
przynajmniej dwie warstwy szczątek poległych. Staraniem ówczesnego
sołtysa, ludności i leśniczego mogiłę ogrodzono i postawiono nowy
krzyż.
Obecnie na mogile znajdują się tablice granitowe, na
których umieszczono 106 nazwisk poległych 74. Pułku Piechoty, bez
wyjaśnienia, gdzie polegli i gdzie zostali pochowani.
Pomóż w rozwoju naszego portalu