- Który moment w filmie był dla Pana najtrudniejszy do zagrania?
- Ostatni. Śmierć Papieża. To był moment, który na planie filmu najbardziej przeżyłem. W emocjach, które zagrałem, musiałem oddać nie tylko siebie, ale musiałem pamiętać o wszystkich, którzy kochali Papieża. Wtedy to nie były tylko moje emocje. Każdy z nas przeżył to wydarzenie bardzo głęboko, ja próbowałem zagrać emocje nas wszystkich.
- W jakich okolicznościach dowiedział się Pan, że zagra rolę osobistego sekretarza Jana Pawła II?
- Wziąłem udział w castingu do filmu. Byłem ostatnią z pięciu tysięcy osób, które ubiegały się o tę rolę. Zaraz po spotkaniu byłem bardzo zadowolony z tego, że zdecydowałem się na casting. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że zagram w filmie. Cieszyłem się, że miałem okazję rozmawiać z wielkim reżyserem, człowiekiem wrażliwym, mądrym i bardzo serdecznym. Wiem też, że reżyser w poszukiwaniu odtwórcy roli ks. Dziwisza pojechał do Kanady, gdzie oglądał jednego z kandydatów. Po powrocie z Kanady Giacomo Battiato zadzwonił do mnie, ale niestety, nie było mnie w domu. Kiedy wróciłem, znalazłem na sekretarce wiadomość: „To jesteś ty. Dziękuję ci, że u mnie zagrasz. To jesteś na pewno ty”. To była wiadomość od Giacomo. Byłem bardzo szczęśliwy.
- Czy był taki moment, że przestraszył się Pan swojej roli?
- Tak, byłem mocno przerażony zadaniem, jakie przede mną stało. Można marzyć o reżyserach i rolach, które chcielibyśmy zagrać. Marzymy o tych, których już dobrze znamy, z których twórczością wzrastaliśmy. Sytuacja, którą ja przeżyłem, przerosła moje najśmielsze marzenia. Wyjechać w świat, kręcić film na Zachodzie z wielkim reżyserem, a poza tym grać tak znaczącą postać dla nas, Polaków, ale nie tylko, bo tak samo podziwiany i uwielbiany jest kard. Dziwisz we Włoszech. To przekroczyło moje najśmielsze wyobrażenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu