Reklama

Niedziela Wrocławska

Potrzebowaliśmy tej beatyfikacji

Pusty fotel Prymasa 26 sierpnia 1956 r. na Jasnej Górze

Arch. Instytutu Prymasowskiego

Pusty fotel Prymasa 26 sierpnia 1956 r. na Jasnej Górze

Ze smutkiem przeczytałam komunikat kard. Nycza. I za wieloma ludźmi, którzy czekają od lat mówię: Potrzebowaliśmy tej beatyfikacji, zwłaszcza teraz, bo tęsknimy za pasterzami, którzy ryzykują życie za stado jakie im powierzono. Tak, jak ryzykował kard. Stefan Wyszyński.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

„Beatyfikacja Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego zostaje bezterminowo zawieszona. Nowy termin zostanie ustalony i ogłoszony po ustaniu pandemii, z wyprzedzeniem czasowym, umożliwiającym odpowiednie przygotowanie bezpośrednie” – przeczytałam dziś w oświadczeniu kard. Nycza.

Czekałam na decyzję w sprawie beatyfikacji Prymasa od początku pandemii. Analizując brak spójności, a czasem wręcz sprzeczności w wielu wypowiedziach ostatnich tygodni, obawiałam się, że scenariusz może być właśnie taki: 7 czerwca beatyfikacja nie odbędzie się, choć Kościół, a zwłaszcza Kościół w Polsce, czekał na ten dzień od chwili rozpoczęcia procesu, a więc od 20 maja 1989 r. Wielu czekało dłużej, bo już od dnia śmierci 28 maja 1981 r.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

„Biorąc pod uwagę wielkość i powszechną znajomość nowego Błogosławionego, musimy umożliwić udział w uroczystościach beatyfikacyjnych szerokiej rzeszy wiernych, także Polakom i gościom z zagranicy” – pisze kard. Nycz.

Ostanie tygodnie – puste kościoły w czasie Triduum, w Niedzielę Zmartwychwstania, w Niedzielę Miłosierdzia – uczą nas, że udział w uroczystościach nie polega tylko i wyłącznie na fizycznej obecności w świątyni, ale na czymś zupełnie innym, głębszym. Uczą nas tego hierarchowie, którzy apelują: „Zostań w domu” i z racji odpowiedzialności za swoich kapłanów my, wierni, zostajemy. Od tygodni, z pokorą i uniżeniem, miliony ludzi nie idzie w niedzielę do swojego kościoła, nie przekracza progu świątyni, jeśli okazuje się, że w środku jest już obecna wskazana rozporządzeniem liczba, ale pokornie stawiamy krzyż na białym obrusie, zapalamy świece i włączamy transmisję, by włączyć się w odprawianą Mszę świętą. Zrobiliśmy to w Triduum i w Zmartwychwstanie – najważniejsze chwile dla katolików - czy nie bylibyśmy w stanie zrobić tego i 7 czerwca?

„Z tego względu, po ustaniu pandemii, zorganizujemy uroczystość beatyfikacyjną w Warszawie w sposób godny i podniosły, a równocześnie skromny i uwzględniający przewidywane skutki pandemii” – pisze kard. Nycz.

Reklama

Czy Wyszyński, nasz Prymas, który na ścianie więzienia kreślił stacje Drogi Krzyżowej ołówkiem, aby móc ją odprawiać, naprawdę potrzebuje beatyfikacji „podniosłej”?

Kard. Nycz urodził się 1 lutego 1950 r. Sługa Boży Stefan Wyszyński został uwięziony 25 września 1953 r. i spędził w więzieniach trzy lata, a więc całe dzieciństwo kardynała. Przeżył tyle, czego my, pokolenie doświadczone koronawirusem, nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, a jednak jego „Non possumus” , wyznanie „Wszystko postawiłem na Maryję” i notatka o Bierucie ukryta w brewiarzu – za którego modlił się do końca życia – są nie tylko zapiskami w historii polskiego Kościoła, ale chlubą, zawstydzeniem, i powodem do dumy jednocześnie, a nade wszystko tematem do rozpraw na temat kondycji duchowej człowieka, zwłaszcza dziś.

Nie było mnie na świecie, gdy 26 sierpnia 1956 r. na Jasnej Górze postawiono pusty fotel dla Prymasa. Skromna wiązanka goździków miała wołać: Tu powinien być Prymas, którego wy, komuniści uwięziliście trzy lata temu. Milionowa rzesza pielgrzymów siedem razy odpowiadała „Królowo Polski, przyrzekamy” kiedy na Jasnogórskim Szczycie bp Michał Klepacz odczytywał tekst Ślubów Narodu napisany przez Prymasa w bieszczadzkim więzieniu. W tym samym czasie czynił to w Komańczy wzruszony do granic serca kard. Stefan Wyszyński, Prymas Tysiąclecia, którego Polski Kościół nie chce beatyfikować 7 czerwca, bo boi się koronawirusa.

Ale Śluby Jasnogórskie – jedno z najważniejszych dokonań Prymasa, uwięzionego i izolowanego – nie powstały w świetle fleszy, w obecności dziennikarzy i nie były ogłoszone na konferencji prasowej. To był akt odwagi, zawierzenia i zaufania - również do osób świeckich i ich intuicji – w totalnym odcięciu, odłączeniu i w niemocy. W ciszy więzienia.

Reklama

Czy więziony Prymas nie miał prawa do beatyfikacji, gdy w domach pomocy, opieki, w ZOL-ach, w DPS-ach są dziś więzieni ludzie? Czy on, więzień Rywałdu, Stoczka, Prudnika i Komańczy, nie zrozumiałby nas najlepiej? I czy my, nie poczulibyśmy wreszcie, że jesteśmy zrozumiani?

W marcu 1956 r. do uwięzionego w Komańczy Prymasa przyjechały Maria Okońska, założycielka Instytutu Świeckiego Pomocnic Maryi Jasnogórskiej, popularnie nazywanego „Ósemką", oraz Janina Michalska, członkini Instytutu. Chciały przekonać go, w imieniu Episkopatu i ojców paulinów, do napisania tekstu odnowionych ślubów króla Jana Kazimierza. Wszystko było utrzymywane w głębokiej tajemnicy, a tekst Ślubów znało zaledwie kilka osób. Biskupi dowiedzieli się o wszystkim tuż przed odczytaniem ślubów. Niestety, nie zachował się ich oryginalny tekst. Prawdopodobnie zaraz po przepisaniu na maszynie Prymas umieścił go w swoim „archiwum”, jak nazywał piecyk, którym ogrzewał pokój. Ale jak do tego doszło?

Był rok 1955. Prymas Polski Stefan Kardynał Wyszyński przebywał w Komańczy, w czwartym miejscu swego uwięzienia. Po uwolnieniu mówił, że gdy przewożono go z Prudnika na południowy wschód Polski - do Komańczy, miał świadomość, że jedzie tym samym szlakiem, którym przed 300 laty jechał do Lwowa król Jan Kazimierz z Prymasem Leszczyńskim, aby tam złożyć swe Królewskie Śluby (1 kwietnia 1656 r.) i ogłosić Maryję, Matkę Chrystusa, Królową Polski. Wszystko po to, aby Polska była Królestwem Maryi.

- Przypominając sobie to wielkie historyczne wydarzenie, Prymas postanowił, że w następnym roku, 1956, a więc w 300-lecie Ślubów króla Jana Kazimierza, musi powstać tekst Ślubów odnowionych, już nie królewskich, ale narodowych. Z tą myślą jechał do Komańczy i rozpoczął trzeci rok swego uwięzienia - pisała Maria Okońska.

Reklama

Takie same myśli nurtowały biskupów Polski i ojców paulinów na Jasnej Górze. Wiedzieli, że musi powstać nowy tekst Ślubów Narodu, uwzględniający potrzeby czasów współczesnych. Wszyscy uważali, że śluby może napisać tylko uwięziony Prymas Polski.

- Miałam możność otrzymać przepustkę do Komańczy, o czym wiedzieli generał Zakonu Paulinów o. Alojzy Wrzalik i niektórzy biskupi. Wysłano więc mnie z prośbą do Księdza Prymasa o napisanie nowego tekstu Ślubów. 24 marca 1956 r. znalazłam się w Komańczy. Byłyśmy zdumione, bo czas mijał, a Ojciec tych Ślubów nie pisał. „Ojcze, dlaczego?” - pytałam codziennie. Dawał wymijające odpowiedzi. Wreszcie, a było to 15 maja, padła odpowiedź: „Gdyby Matka Boża chciała, abym Śluby napisał, byłbym wolny, a ja jestem więźniem i nie uczynię dobrowolnie niczego, co mogłoby się Jej nie podobać”. Wtedy przyszła mi nagle olśniewająca myśl i powiedziałam: „Ojcze, przecież św. Paweł Apostoł najpiękniejsze swoje listy do wiernych pisał z więzienia!”. Ojciec popatrzył na mnie jakoś dziwnie, jakby mnie pierwszy raz zobaczył, i odpowiedział: „Masz rację, najpiękniejsze jego listy pochodziły z więzienia”. Na drugi dzień rano Ojciec wszedł do domowej kaplicy, aby odprawić Mszę św. Był dziwnie radosny. Na moim klęczniku położył plik papieru maszynowego, zapisanego jego drobniutkim pismem. Tytuł widniał: „Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego”. Szczęście moje nie miało granic. A więc są Śluby! – wspominała sztandarowa „Ósemka”.

22 maja Ojciec wysłał Janeczkę Michalską na Jasną Górę z tekstem Ślubów i z listem do Ojca Generała. W liście tym prosił, aby 26 sierpnia 1956 r. tekst Ślubów został odczytany z wałów jasnogórskich wobec zebranych pielgrzymów przez bp. Michała Klepacza, który zastępował uwięzionego Prymasa. Jeżeli władze komunistyczne przeszkodzą, niech tekst Ślubów przeczyta generał Paulinów o. Alojzy Wrzalik. Jeżeli i ten będzie „przeszkodzony”, niech przeczyta przeor Jasnej Góry o. Jerzy Tomziński. A jeżeli i jemu zabronią, „niech to uczyni kuchcik jasnogórski, byleby tylko Śluby były złożone” – pisał w liście, który przejechał pół Polski.

Reklama

- W czasie od maja do sierpnia 1956 r. tekst Ślubów był przepisywany przez siostry klauzurowe i nasz Instytut. Osoby przepisujące zostały zobowiązane do tajemnicy pod przysięgą. Rano 26 sierpnia tekst Ślubów - w tysiącach egzemplarzy - został rozdany pielgrzymom, których było ok. półtora miliona. Pojechałam więc do Komańczy, do uwięzionego Ojca – pisze Okońska. - Przywiozłam dokładny program uroczystości na Jasnej Górze i prośbę ojców paulinów, aby Ksiądz Prymas czynił to samo w Komańczy, z 10-minutowym wyprzedzeniem. Tak też się stało. Bardzo przeżyłam moment składania Ślubów. Ojciec stanął przed ogromnym Obrazem Matki Bożej Jasnogórskiej, wziął tekst Ślubów do ręki i powiedział do mnie: „Powtarzaj - «Królowo Polski - przyrzekamy!». Jesteśmy jakby symbolem ludu zebranego pod Szczytem Jasnej Góry”. Czytał dobitnie, wyraźnie, z ogromnym wzruszeniem. Ja drżącym głosem powtarzałam: „Królowo Polski, przyrzekamy!”.

W tym samym czasie pod Jasnogórskim Szczytem modliło się półtora miliona ludzi. 11 lat po II wojnie, zmęczeni komunistycznym reżimem powtarzali słowa przysięgi „odświeżonej” i przemodlonej przez Więźnia z Komańczy. Nie było go z nimi fizycznie. Pusty fotel z garstką goździków musiał wystarczyć, ale potrzebowali tych Ślubów, potrzebowali świadomości, że jest ktoś, kto modli się za nich dzień i noc i – również za nich – wszystko stawia na Maryję.

Teraz, 7 czerwca, otworzyła się szansa, by było odwrotnie: On, Prymas, byłby na pewno, bo świętych obcowanie nigdy nie zawodzi, a my musielibyśmy zostać w domu, by przeżyć tamto uwięzienie, na które on się zgodził. Ślubował w ciszy, a słyszały go miliony. Teraz milczałyby miliony, a on zostałby ogłoszony błogosławionym. Teraz on mógłby postawić puste fotele.

Tak, potrzebowaliśmy tej beatyfikacji. Tak bardzo, jak ślubu potrzebują narzeczeni, którzy zapanowali datę a ta wypadła akurat na czas pandemii. Odwołują wesela, ale pozwalają, by miłość umocnił sakrament. Nie potrzebowaliśmy imprezy w kościele, potrzebowaliśmy umocnienia, które płynie z faktu, że jednego z nas Kościół ogłasza błogosławionym. Zwłaszcza wtedy, gdy znów każdy z nas przeżywa swoją Komańczę.

Podziel się:

Oceń:

+53 -8
2020-04-28 22:42

Wybrane dla Ciebie

Giuseppe Moscati – lekarz, który leczył miłością

Św. Józef Moscati. Kadr z filmu

Archiwum

Św. Józef Moscati. Kadr z filmu

W odległym 1927 roku był to Wtorek Wielkiego Tygodnia. 12 kwietnia w wieku 47 lat, zmarł Giuseppe Moscati, lekarz ubogich…

Więcej ...

Jaworzyna Śląska. Ostatnie pożegnanie Tadeusza Papierza, taty ks. Krzysztofa

2024-04-27 15:48
Mszy świętej pogrzebowej przewodniczył bp Marek Mendyk

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Mszy świętej pogrzebowej przewodniczył bp Marek Mendyk

Proboszcz parafii św. Jakuba Apostoła w Ścinawce Dolnej wraz z najbliższą rodziną i zaprzyjaźnionymi kapłanami odprowadził swojego ojca Tadeusza na miejsce spoczynku.

Więcej ...

Rodzina świątynią miłości

2024-04-27 16:03

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Zakończyła się peregrynacja relikwii bł. Rodziny Ulmów w Diecezji Sandomierskiej.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Kard. Stanisław Dziwisz kończy 85 lat

Kościół

Kard. Stanisław Dziwisz kończy 85 lat

Giuseppe Moscati – lekarz, który leczył miłością

Święci i błogosławieni

Giuseppe Moscati – lekarz, który leczył miłością

Prośmy Pana Boga, aby pomnażał naszą wiarę

Wiara

Prośmy Pana Boga, aby pomnażał naszą wiarę

10. rocznica kanonizacji Jana Pawła II

Jan Paweł II

10. rocznica kanonizacji Jana Pawła II

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w...

Kościół

Maryjo ratuj! Ogólnopolskie spotkanie Wojowników Maryi w...

Sosnowiec: bp Artur Ważny – nowym biskupem sosnowieckim

Kościół

Sosnowiec: bp Artur Ważny – nowym biskupem sosnowieckim

Matka Boża Dobrej Rady

Wiara

Matka Boża Dobrej Rady

Legenda św. Jerzego

Święci i błogosławieni

Legenda św. Jerzego

Była aktorką porno - teraz robi różańce!

Kościół

Była aktorką porno - teraz robi różańce!