Otym jak to jest mieć świętą w rodzinie? Czym różnił się dom Celaków od innych podhalańskich? I czy święci garnki lepią... rozmawiałem w Witoszowie koło Świdnicy z panią Stefanią Maliną - krewną kandydatki na ołtarze Rozalii Celakówny.
Zwyczajna, niezwyczajna
Choć widziałam ją tylko raz w życiu (bo miałam 15 lat, kiedy ona zmarła), to sam jej przyjazd do naszego domu był wydarzeniem.
Mówiła płynnie, z ożywieniem, trochę gestykulowała. Myśli wyrażała jasno i mówiła krótkimi zdaniami. Głos miała umiarkowany, o lekkim matowym zabarwieniu. Jako kuzynka mojego Taty to ona prowadziła rozmowę i zawsze miała dominujące zdanie. Pamiętam, jak mówiła: „Franek to, Franek tamto...”, chociaż nie pamiętam treści rozmowy, zapadła mi w pamięć jako silna kobieta. Wujenka (mama Rózi) opowiadała, że w niektórych okresach życia uderzała blada cera jej twarzy. Nigdy nie chodziła do fryzjera i nie używała kosmetyków, ale wygląd miała zawsze schludny i estetyczny. W młodych latach miała duży temperament, który z wiekiem opanowywała. Była prawdomówna, szczera, uczynna i pracowita. To wszystko znam wprawdzie z opowiadań, ale mówili to wszyscy, którzy mieli sposobność ją znać osobiście.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jachówka
Reklama
Nasza wieś - Jachówka, leży nad potokiem Jachówka, który z prawego brzegu wpada do rzeki Skawy, w odległości 5 km od Makowa Podhalańskiego. Okolica wsi jest górzysta - 538 m n.p.m - pokryta lasami świerkowymi. Ziemia tam nie jest zbyt urodzajna, głównie glinka i kamienie. Pojedyncze odcinki wsi noszą osobne nazwy, np. Morągówka, Suwajówka, Celakówka, Piątkówka, Skupniówka. W czasach, o których mówimy, należała do parafii Bieńkówka, którą utworzono w 1793 r. przez odłączenie od Sułkowic.
Rozalia urodziła się w Jachówce 19 września 1901 r. jako córka Tomasza i Joanny z d. Kachnic. Spośród ośmiorga rodzeństwa była najstarszym dzieckiem. Rodzice Rozalii, uprzejmi i bogobojni, cieszyli się powszechnym zaufaniem.
Ojciec uczęszczał do spowiedzi co dwa miesiące. Na Mszę do kościoła oddalonego chodził w każdą niedzielę i święto, a czasem także w dni powszednie. Był stróżem skromności w rodzinie - nie pozwalał na złe słowa obcym wobec własnych dzieci i sam ich nie wypowiadał.
Matka spowiadała się każdego miesiąca i jeszcze częściej niż mąż uczestniczyła we Mszy św. Sąsiedzi i rodzina opowiadali, że odznaczała się gruntowną pobożnością i niezwykle cnotliwym życiem.
Ojciec i matka wspólnie modlili się codziennie rano i wieczorem. Wieczorem po skończonej pracy wspólnie z dziećmi odmawiali Różaniec, a w południe „Anioł Pański”.
Pamiętam, że dom Celaków słynął z tego, że nigdy niczego im nie brakowało. To była taka rodzina, że wszystkich przyjmowali. Kiedy w końcu w Jachówce zdecydowano się budować kościół, robotnicy i architekt też zamieszkali właśnie u nich. Ja często wracając ze szkoły, zachodziłam do wujenki na kawałek placka pieczonego na blasze - uśmiecha się pani Stefania. Jednak jak w każdym środowisku, tak i w Jachówce, nie wszystkim podobała się atmosfera rodzinnego życia Celaków. Choć ze wszystkimi żyli w zgodzie, o nikim źle nie mówili, nie byli skąpi ani zazdrośni - ich dom przez niektórych określany był jako „klasztor”.
Wychowanie
Troskliwą wychowawczynią Rozalii była jej matka. Będąc w stanie błogosławionym, ofiarowała swą nienarodzoną córkę Matce Bożej. Pierwszymi słowami, których nauczyła się dziewczynka, były najświętsze imiona: Jezus i Maryja. Pierwszymi zdaniami były modlitwy: „Ojcze nasz” i „Zdrowaś”. „Pamiętaj, moje dziecko - mówiła matka - że Bóg dobry wszędzie jest obecny, na każdym miejscu... widzi, jak się zachowujesz, czy jesteś grzeczna, czy jesteś posłuszna.
Kiedy podrosła, Rózia z wiarą wpatrywała się w tabernakulum i myślała, że Zbawicielowi jest smutno w środku, bo jest zamknięty. Kiedy skończyła siedem lat, poszła do szkoły. Rodzice nakazali jej się przyzwoicie zachowywać: „nie wolno było gapić się wokoło, słuchać nieprzyzwoitych rozmów, zaglądać do domów, w których odbywały się zabawy” - opowiadała wujenka. Przechodzących pozdrawiała słowami: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Wykład z religii musiała rodzicom powtórzyć. W tym czasie miała też pierwsze widzenia Pana Jezusa. Kiedy bawiła się z innymi dziećmi, usłyszała głos: „Moje dziecko! Bądź moją! Oddaj się mnie, a znajdziesz wszystko. Ja cię nigdy nie opuszczę”. O tym widzeniu nie powiedziała wtedy nikomu.
W szpitalu - święta
W lipcu 1922 r. udała się z pielgrzymką do Częstochowy w celu rozeznania swego powołania. Kiedy rodzice zgodzili się, żeby opuściła rodzinny dom, chciała najpierw pójść do zakonu. Wyjechała nawet z Dachówki, aby udać się do klasztoru Sióstr Klarysek. Jednak kiedy przekraczała próg klasztoru, znów usłyszała głos Pański, który powiedział jej, że zakon to nie jest jej droga. „Wola Boża jest inna względem ciebie. Moje dziecko! W szpitalu jest miejsce dla ciebie z mojej woli przeznaczone”. Słowa te mocno wstrząsnęły Rozalią. Kiedy po dwóch miesiącach pobytu u sióstr podupadła na zdrowiu, zdecydowała, że odejdzie z klasztoru.
Takim sposobem trafiła Rozalia na ul. Kopernika w Krakowie, gdzie ciągnie się szereg budynków szpitalnych św. Łazarza. Nowe środowisko najpierw ją przeraziło, radziła się nawet spowiednika, czy nie zrezygnować z pracy na oddziale chorób wenerycznych. Jednak umiłowanie Boga sprawiło, że trudna i przykra praca pielęgniarki stała się dla niej polem ofiarnej pracy. Tutaj też ma miejsce jeszcze jedno widzenie, Chrystus upewnia ją w jej wyborze: „Moje dziecko, nie dałem ci zadowolenia wewnętrznego nigdzie. Tutaj będziesz mieć prawdziwe zadowolenie wewnętrzne”.
Szpital stał się dla młodej pielęgniarki poligonem na drodze do świętości. Początkowe przykrości i złe doświadczenia potrafiła przełamać i współpracując z łaską Pana Boga ofiarować wszystko, co robiła na większą Bożą chwałę. Szczególną cechą jej pobożności była dziecięca pokora. Każdą wolę Pana Boga przyjmowała posłusznie. Myślę, że ogromny wpływ na całe jej późniejsze życie były lata spędzone w kochającym domu w Jachówce. W domu, który miał wpływ nie tylko na ośmioro rodzeństwa, ale i na życie wielu ludzi, w tym moje.
Wysłuchał: ks. Sławomir Marek