Maria Kaproń: - Wybrałaś ten drugi rodzaj szczęścia. Jak to się stało, że będąc absolwentką Politechniki (kierunek budownictwo lądowe), a następnie pracując jako konserwator zabytków, mebli i obrazów, malując kwiaty i martwa naturę, stałaś się „polonijną matką Teresa”, działająca na ulicy, wśród uzależnionej młodzieży, zwłaszcza polskiego pochodzenia.
Maria Dąbrowski: - Tak, to prawda, że wybrałam to drugie szczęście i dzisiaj mogę powiedzieć, że był to Boży plan nie tylko dla mnie, ale też dla mojego syna. Chciałam w ten sposób podziękować Bogu za uratowanie mojego dziecka, które było pogrążone w nałogu. Dzisiaj syn jest wolny od narkotyków, alkoholu i innych używek. Jest w tym nadzieja łaski Bożej dla wszystkich matek, które cierpią z powodu różnych uzależnień swoich dzieci.
- Powiedz kilka słów o sobie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Urodziłam się w niedużej miejscowości w Polsce, wychowałam w rodzinie katolickiej. Moje dzieciństwo nie było łatwe; mama, stale zapracowana, wychowywała nas w zasadzie sama, część obowiązków rodzinnych spadło na mnie. Ojciec był alkoholikiem, który przysparzał nam wiele problemów. W rodzinnym mieście ukończyłam szkołę średnią. Po roku pracy zdałam na studia, a po ich ukończeniu wyszłam za mąż, również za absolwenta tej samej Politechniki. Mój mąż podjął pracę w firmie budowlanej. Po roku otrzymał propozycję pracy za granicą i skorzystaliśmy z niej, ponieważ dotyczyła krótkiego wyjazdu, a nasz syn wymagał wtedy kosztownego leczenia. Rozłąka okazała się dla nas trudnym doświadczeniem, rozdzielającym i oddalającym nas od siebie.
- Jak znalazłaś się w Chicago?
Reklama
- Do Chicago przyleciałam z synem w 1992 r., po długich namowach mojej mamy. W Polsce powodziło mi się dobrze i nie widziałam powodu, by tu przyjeżdżać. Myślę, że jak większość Polaków przylatując tutaj byłam rozczarowana Ameryką (bariera językowa, inna kultura, inna praca itp.). Myślałam o tym, co dotyczyło nie tylko mnie, ale i mojego syna, który musiał poznać język, iść do nowej szkoły, znaleźć nowych przyjaciół. Miał wtedy 13 lat, a ja szukałam pracy, w której nie była wymagana znajomość języka angielskiego. Byłam więc zapracowaną matką, nie miałam wiele czasu dla syna.
Problemy zaczęły się już w szkole podstawowej. Nigdy nie myślałam jednak, tak jak wielu rodziców, że to będą narkotyki. Wiele matek, które przyjeżdżają tutaj nie ma pojęcia, jak rozpoznać uzależnienie i co z tym problemem zrobić? Spotykam się obecnie z rodzicami, którzy są całkowicie bezradni, nie mają ani rozeznania w sytuacji, ani wiedzy o narkotykach. Dlatego młodzież w rozmowie z rodzicami może doskonale sprawdzić na ile rodzice się tym problemem interesują, co o narkotykach wiedzą i tym samym młodzi robią sobie wolną drogę do brania narkotyków. Wielu rodziców nigdy wcześniej nie miało styczności z narkotykami, dlatego trzeba uczyć się jak ochronić dzieci przed inwazją narkotykową. Naszym obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom, aby wyrosły na zdrowo funkcjonujących obywateli.
Gdy zaczęły się kłopoty z synem, wyprowadziliśmy się na obrzeża miasta z myślą, że tam są lepsze szkoły i odgrodzimy chłopaka od kolegów z dawnego środowiska. Ale problem syna poszedł za nami.
- Jak odkryłaś, że syn bierze narkotyki?
Reklama
- Niczego nie zauważyłam. To był przypadkowy telefon. Powiedziano mi wtedy, żebym poobserwowała syna, bo być może bierze narkotyki. Nie wiedziałam co z tym zrobić, gdzie pójść po pomoc. Jedno co zrobiłam, to modliłam się do Boga…
W ciągu 6 lat mojej pracy z ludźmi uzależnionymi wielokrotnie słyszałam, jak rodzice ukrywają problem uzależnienia przed rodziną, znajomymi. To duży błąd, który i ja popełniłam. Powinniśmy się zwrócić jak najszybciej do fachowych instytucji, do terapeutów. Problemy mojego syna pogłębiały się z czasem, nie ukończył średniej szkoły. Wyjechał do Niemiec, gdzie próbował mu pomoc ojciec. Nie udało się. Następnie wyjechał stamtąd do Polski, ponieważ myśleliśmy, że może tam znajdziemy lepsze warunki do leczenia. Wyjeżdżając ze Stanów Zjednoczonych syn miał 16 lat, w ciągu 4 lat mieszkania w Polsce zmieniał szkoły, miejsca zamieszkania, a jego problemy pogłębiały się. Doszły do tego sprawy sądowe za pobicia, kradzieże, rozboje itp. Do 20. roku życia mój syn był dwa razy w śmierci klinicznej. W wieku 20 lat znalazł się na ulicy, gdzie drugi raz przedawkował. Po wielokrotnych próbach pomocy duchowej i finansowej, poczułam się całkowicie bezsilna. Prosiłam o pomoc Boga, mając w Nim jedyną nadzieję. I po niedługim czasie przyszła odpowiedź, że syn żyje, że odszukał ojca, sam poprosił o pomoc, przeszedł ditax, wreszcie ukończył Chrześcijański Ośrodek dla Osób Uzależnionych w Janowicach Wielkich (koło Jeleniej Góry), gdzie przebywał 3 lata, niosąc pomoc innym uzależnionym, mówiąc im, że Jezus pomaga w uwolnieniu od alkoholu i narkotyków. W ośrodku tym rozpoczął nowe życie, wiedział, że nie wyjdzie stamtąd sam, że będzie zawsze przy nim Ktoś, kto go kocha i troszczy się o niego. Dzisiaj syn ma szczęśliwą rodzinę, wspaniałą żonę i 2-letniego synka. Oboje z żoną podjęli naukę w szkole biblijnej „Euro mission”. Pracują na polu misyjnym i wśród młodzieży, pomagając im w uwolnieniu się z nałogów.
To, co Bóg uczynił w życiu mojego syna i moim, warte jest rozpropagowania. Pragnę mówić tysiącom nieszczęśliwych matek i rodzicom przeżywającym piekło, że jest nadzieja i pomoc w Jezusie Chrystusie.
- Wielokrotnie słyszałam świadectwa ludzi wracających do normalnego życia w radiu 1080, w programie Miry Braunsteind…
- Pani Mira jest osobą bardzo otwartą, zwłaszcza gdy chodzi o niesienie pomocy innym. Gdy tylko usłyszała o mojej działalności natychmiast zaprosiła mnie do swojego programu „0 zdrowiu dla zdrowia”. Jestem w tym programie już ponad dwa lata i ogromnie cieszy mnie, że wiele osób z problemami, słysząc w radiu świadectwa tych, którym się udało zerwać z nałogiem skorzystało z tej formy pomocy i dzisiaj są wolni od nałogów. Pamiętam opowieść, która mną szczególnie wstrząsnęła. Po którejś z audycji otrzymałam telefon. Płącząca mama prosiła o pomoc w odszukaniu syna, który uzależniony od alkoholu rok temu wyszedł z domu i słuch po nim zaginął. Powiedziałam jej wtedy, że skoro Jezus pomógł mnie i mojemu synowi, pomoże i jej. I odnalazłyśmy go, chociaż okaleczonego - na skutek odmrożenia stracił obydwie stopy. Dzisiaj żyje, pracuje i dziękuje Bogu za wszystko.
- Pracujesz z ogromnym poświeceniem…
- Nie jest to łatwa i lekka praca. Jedno wiem na pewno - nie robię tego dla siebie, ani dla popularności, ani tym bardziej dla zysku. Cieszę się widząc jak Bóg działa, uzdrawia, leczy i czyni cuda i za to Mu dziękuję, za każdą osobę uwolniona z niewoli grzechu…
Reklama
- Czy jako osoba z tak wielkim doświadczeniem, możesz uwrażliwić nas, rodziców, na co mamy zwracać uwagę, co nas powinno zaniepokoić?
Reklama
- Po pierwsze - więcej troski i więcej czasu dla dzieci, bo zaniedbujemy to co najważniejsze. To my, rodzice, odpowiemy za istoty, które na Stwórca powierzył. Musimy położyć Boży fundament pod życie naszych dzieci. Aby nasze domy były budowane na Skale, którą jest Bóg - bo tylko wtedy, gdy przyjdą burze i wichury ten dom przetrwa.
Po drugie - rozmawiajmy z dziećmi i słuchajmy uważnie tego, co mówią o szkole, o kolegach, gdzie i z kim chodzą, w jakim towarzystwie (dyskoteki są przepełnione narkotykami). Po trzecie - nie ukrywajmy problemu, szukajmy pomocy. Im wcześniej zaczniemy, tym lepiej. Nie czekajmy aż przyjdzie policja, aż zauważymy, że z domu giną rzeczy. Znam wielu rodziców, którzy przeżyli śmierć swoich dzieci i mówiąc teraz do mnie: - Gdybym wcześniej wiedziała, moje dziecko by żyło...
Po czwarte - wyjaśniajmy dzieciom jak szkodliwe są narkotyki, picie alkoholu, ostrzegajmy je przed współżyciem seksualnym, ostrzegajmy przez groźbą zarażenia się wirusem HIV, AIDS, itd.
I wreszcie, po piąte - słuchajmy muzyki, której słuchają nasze dzieci, wiele jest bowiem utworów o podłożu demonicznym, np. w rapie, w heavy metalu, rocku itd., niebezpieczne są gry komputerowe, Internet, wiele programów jest układanych tak, by uczyły życia niemoralnego, pokazywane są filmy pełne przemocy i agresji.
Przede wszystkim - promujmy Boże wzorce życia rodzinnego. Jaki fundament będą miały nasze dzieci, tak będzie wyglądać ich życie w przyszłości.
- Wspierać rodzinę powinny też władze. Jak oceniasz ich zaangażowanie, jakie masz wobec nich postulaty?
- Musi istnieć autentyczne zainteresowanie młodzieżą uzależniona i żyjącą na ulicy i w podejrzanych miejscach. Nie wolno być obojętnym… Polscy biznesmeni powinni nieść pomoc polskiej uzależnionej młodzieży, nikt bowiem nie ma pewności czy za chwilę ten problem nie dotknie kogoś z jego najbliższych. Konieczna jest budowa domu dla dzieci ulicy i dla tych, którzy opuszczają ośrodek, aby mogli wejść dobrze w nowe życie, szczególnie ci, którzy nie mają dokąd pójść. Większe powinno być zainteresowania rodziców tworzeniem szkolnych kół obrony naszych dzieci przed zniewoleniami, itp...