Reklama
Jeszcze mamy w pamięci piękną uroczystość w wigilię wspomnienia Patronki górników, kiedy to wierni z będzińskiej parafii św. Barbary pod przewodnictwem pasterza naszej diecezji bp. Adama Śmigielskiego SDB uczestniczyli w poświęceniu witraży przedstawiających polskich męczenników: św. Wojciecha, św. Stanisława, św. Andrzeja Bobolę oraz św. Jadwigę Królową. Wówczas też nastąpiło wprowadzenie do świątyni relikwii tychże męczenników. Do kościoła wróciła odnowiona monstrancja barokowa, zakupiony został nowy kielich z wizerunkiem Świętej Rodziny oraz puszki.
Wtedy to proboszcz będzińskiej wspólnoty ks. kan. Stanisław Sarowski, podsumowując 18 lat swojego pobytu w tej wspólnocie, powiedział: „Pośród wielu upokorzeń, długich dni spędzonych w sądach, w towarzystwie ludzkiej nienawiści i wrogości walka o zwycięstwo Boga i Kościoła w tych czasach zdaje się osiągać apogeum. Udało się przetrwać najcięższe chwile, wyprostować wiele trudnych, zawiłych spraw z przeszłości, a w dodatku zmienić oblicze tej parafii”.
Radość z dokonanych dzieł była wielka, zwłaszcza że parafianie wraz ze swoim Duszpasterzem przeszli długą drogę, która nie była usłana różami. „Gdy większość spraw zaczęła się już pozytywnie układać, szatan dał o sobie znać po raz kolejny. Gdy dobro zaczyna zbierać owoce, zło atakuje, bo nie lubi przegrywać” - mówią parafianie będzińskiej wspólnoty. Pierwszy akt wandalizmu miał miejsce w nocy z 29 na 30 stycznia. Nieznany sprawca obrzucił kamieniami kościół św. Barbary w Będzinie. Drugie, podobne w swych skutkach bulwersujące zdarzenie nastąpiło w noc po zakończeniu rekolekcji wielkopostnych, z 20 na 21 lutego.
Agnieszka Lorek: - Księże Proboszczu, jak doszło do pierwszego ataku na kościół?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ks. Kan. Stanisław Sarowski: - W nocy usłyszałem uderzenia, myślałem, że to odgłos ciężkiego samochodu, który felgą uderza o asfalt. Trwało to ok. 1,5 minuty. Zorientowałem się, że nie jest to jednak oddalający się odgłos, ale, że coś dzieje się w jednym miejscu. Echo uderzeń biło od strony Warpia. Była godz. 3.55. Do rana nie zasnąłem, różne myśli snuły się po głowie, w tym ta najstraszliwsza, czy to czasem nie atak na kościół? Za niespełna 3 godziny poszedłem do kościoła, w którym jeszcze poprzedniego dnia było tak bardzo radośnie, śpiewaliśmy kolędy, modliliśmy się przed Najświętszym Sakramentem, towarzyszyły nam relikwie Świętych Męczenników.
Obraz, jaki ujrzałem tego ranka, zranił moje serce. Pomyślałem wówczas: Boże, znowu mnie doświadczasz. Przyjmuję to jednak jako wyraz miłości do mnie. Przebacz mu, bo nie wie, co czyni. We wnętrzu kościoła leżało kilka kamieni, kilkanaście wkomponowanych było w szyby. Sprawcy nie udało się wybić drugiej szyby w podwójnym oknie. Niektóre kamienie przebiły pierwszą szybę zbrojoną siatką i następną, i jeszcze jedną szybę, która zabezpieczała witraże. Kamienie wraz z nią spadały między okna. Witraże zostały ocalone. Rozpoczęła się praca. Zdjęliśmy wszystkie witraże wraz z ramami je podtrzymującymi. Po dostaniu się do pierwszej i drugiej szyby okna zostały zaszklone, założyliśmy kraty.
- Jak Ksiądz myśli, czy to była zaplanowana akcja?
- Wszystko wskazuje na to, że tak. Wandal przygotowywał się do ataku. Wcześniej jeden z księży mieszkający w Domu św. Józefa w Będzinie widział wcześnie rano poukładane kamienie, które gromadzone były od strony ul. Staszica pod kościołem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Kamienie były niekształtne, podobnego koloru i wielkości. Takimi też ktoś posłużył się, celując w okna naszego kościoła. Jak wynika z przeprowadzonego śledztwa, pochodziły z torowiska tramwajowego, które przebiega 100 m od kościoła św. Barbary. Tyle ustaleń. Policja po 2 dniach umorzyła sprawę.
Drugi akt wandalizmu miał miejsce również w godzinach nocnych. Tym razem wandal uderzał w okno po prawej stronie od głównego wejścia kościoła. Kolejne straty. Potem uderzał w szyby kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Będzinie. Tam jednak został spłoszony przez przechodnia. Sylwetkę sprawcy zarejestrowała kamera, jednak do tej pory nie został ujęty.
- Wiadomo, że dzielnicę tę często nawiedzają chuligani, jednak czy w przeszłości dochodziło do zdarzeń, których celem były obiekty sakralne?
Reklama
- To prawda, wokoło mało już budynków, w których są niewybite szyby. W podobnym czasie wybitych zostało kilkadziesiąt szyb w szkole, a także w dawnym zakładzie szwalniczym. Po każdym meczu piłkarskim drżę, co będzie się działo. Wracający do domu kibice celują w okna salki katechetycznej, wybijają je butelkami, kamieniami itd. Jednak dotąd nikt nie atakował parafialnego kościoła. W 1998 r. doszło do dewastacji witraży i wybicia wszystkich szyb w kaplicy przy ul. Siemońskiej 4. Trzeba było wszystkie zaszklić, zabezpieczać kratami, które zostały założone na okna i witraże. Kościół św. Barbary, jak dotąd, omijały tego typu nieszczęścia.
- Jak parafianie zareagowali na próby ataku?
- Jest jakieś rozdarcie, jakaś tragedia. Wszystkim udzieliła się przygnębiająca atmosfera. Zrobiono coś złego, coś, co dotknęło nas osobiście. Wielu było przerażonych, smutnych, bezradnych i mimo wszystko pokornych wobec tego doświadczenia. Pospieszyli natychmiast z pomocą materialną. Na remont wpłynęło ok. 1,7 tys. zł.
- Jak ocenia Ksiądz straty?
- Cały remont wyniósł ponad 5 tys. zł. Pieniądze te były przeznaczone na pokrycie dachu plebanii i części kościoła papą termozgrzewalną.
- A jak Ksiądz jako gospodarz tego miejsca, wieloletni ojciec duchowy tej parafii, postrzega te przykre zajścia?
- Dla mnie to niezrozumiały i bulwersujący akt wandalizmu, ludzkiej bezmyślności, zdziczenia, profanacji. Jest to bardzo przykre doświadczenie, które na pewno zostawi trwały ślad w sercu. Sprawcy wybaczyłem w myśl słów św. Pawła Apostoła powtarzanych przez ks. Jerzego Popiełuszkę: „Zło dobrem zwyciężaj”. Widocznie i takie doświadczenia były mnie i całej wspólnocie pisane. Myślę, że te przykre zajścia jeszcze bardziej scalą, zintegrują i zjednoczą naszą parafię, posłużą dobru i miłości.