Z troską o szkoły u biskupa Stanisława Zdzitowieckiego szło w parze apostolstwo słowa drukowanego i czuwanie nad kształtem ruchu robotniczego i ludowego.
Apostolstwo słowa drukowanego
Poważnym utrudnieniem w wydawaniu słowa drukowanego była w
zaborze rosyjskim cenzura. Ale nie tylko. Brakowało również ludzi
wykształconych, którzy lubią pracować piórem. Niewielu też umiało
czytać i pisać, czego przykładem jest choćby to, że w aktach parafialnych
spotyka się często uwagę miejscowego proboszcza, że "akt ten osobom
w akcie wyrażonym przez nas tylko podpisany został, gdyż inni oświadczyli,
iż pisać nie umieją". Ale po roku 1905, w którym ukaz carski dawał
większe możliści działania Kościoła, zaczęły pojawiać się nowe czasopisma:
najpierw Kronika Diecezji Kujawsko-Kaliskiej (od 1925 Kronika Diecezji
Włocławskiej (1907), Przewodnik Społeczny (1908), Ateneum Kapłańskie (
1909), Głos Wiary (1909), Ostatnie Wiadomości (1914), Dziennik Powszechny (
1914), Gazeta Niedzielna (1916), Głos św. Franciszka Serafickiego (
1917), Przedświt (1918), Słowo Polskie (1919) i inne. W sumie 16
tytułów we Włocławku, oprócz lokalnych gazet. Niektóre wydawane były
krótko, inne przetrwały dłużej, ale ich powstanie świadczy o entuzjazmie,
jaki towarzyszył wizji wolnej Polski.
Aby ułatwić drukowanie i sprzedaż tych czasopism i książek,
bp Zdzitowiecki powołał do istnienia Drukarnię Diecezjalną (1906)
i Księgarnię Powszechną (1910). Imponujące są ofiary, jakie wtedy
składali księża na ich urządzenie. Coraz więcej książek ukazywało
się w witrynach sklepowych i poprzez księży, w kioskach przykościelnych,
trafiały one "pod strzechy". Szczególnym wzięciem cieszył się Kalendarz
Powszechny Ilustrowany, wydawany przez Głos Wiary i Księgarnię Powszechną,
kierowaną przez ks. J. Żaka. Kalendarz ten "rozchodził się w wielkiej
ilości od 35 do 40 tys. egzemplarzy. Wywierał wielki wpływ na umysłowość
czytelników tak pod względem religijnym, jak i narodowym" (H. Chachulska-Kobział,
W służbie Bogu i Ojczyźnie, Włocławek 1991, s. 151). Był to rodzaj
encyklopedii, którą w wiejskich chatach chętnie czytano. Rozprowadzany
był przez parafie, ale i na odpustach, targach i jarmarkach przez
wędrownych handlarzy. Pewną analogią może być teraz wydawanie we
Włocławku Kalendarza Rolników w ilości ponad 100 tys. egzemplarzy
i rozprowadzanie go po całej Polsce. Może to nie przypadek, że akurat
z Włocławka dociera on do tysięcy rodzin? Dobre dzieła są natchnieniem
dla potomnych. Są po prostu nieśmiertelne. Trwają przez pokolenia.
Warto im poświęcać wszystkie siły i umiejętności.
Ten ruch wydawniczy pomagał w likwidowaniu analfabetyzmu.
We wspomnieniach księży z tamtego okresu można wyczytać, iż wieczorami
po domach, nawet w odległych od plebanii wsiach, uczyli ludzi czytać
i pisać (ks. Knorr, ks. Bliziński, ks. Rawicki, ks. Załuska i inni)
. Niewątpliwie podziałał tu przykład samego Księdza Biskupa, który
u siebie, w pałacu, zorganizował kurs dla analfabetów. Czyniono to
również przy wielu kościołach i w patriotycznie nastawionych dworach.
Dlatego słowo drukowane, zwłaszcza z nowymi wiadomościami, było chętnie
kupowane i na tych gazetach wielu nauczyło się czytać, tym bardziej,
że gdy ktoś z rodziny pojął już tę sztukę, to chętnie wprowadzał
w jej tajniki innych. Obudził się duży pęd do wiedzy, do zakładania
szkół, do sprowadzania nauczycieli, zwłaszcza z bardziej oświeconej
Galicji. A gdy niektóre szkoły upadały, szczególnie w czasie wojny,
to odezwy Księdza Biskupa (z 1914 i z 1915 r.), czytane z ambon,
zachęcały do wytrwałej pracy w dziele szerzenia oświaty. Tak np.
powstała, z inspiracji bp. Zdzitowieckiego, Szkoła Rolnicza w Lubrańcu,
założona przez Marię i Bronisława Grodzickich (i od imienia fundatorki
zwana Marysinem), o wyraźnie katolickim profilu, jako przeciwstawienie
do liberalnych, czy nawet wręcz bezwyznaniowych, tendencji, jakie
ujawniały się w niektórych szkołach w okolicy.
Jak feniks z popiołów rodziła się na nowo Polska, a w
tym odrodzeniu się Ojczyzny Kościół miał swój poważny, inspirujący
udział. I to zarówno w działaniach hierarchii, jak i w pracy duszpasterzy
parafialnych oraz bardziej świadomych świeckich działaczy katolickich,
szczególnie pisarzy i nauczycieli. Ile udało się odkryć wtedy talentów
na wsi! Dzięki dobrej radzie miejscowego księdza czy nauczyciela,
wójta lub organisty, dzięki finansowemu wsparciu niejednego dziedzica,
poprzez formę stypendiów, zostały ze środowisk wiejskich i miejskiej
biedoty wydobyte zdolne jednostki i wykształcone w szkołach prowadzonych
przez diecezję i zakony (początkowo w sposób ukryty, a od 1918 r.
jawnie). Ci ludzie pracowali później dla wolnej Polski w nauce, w
gospodarce, w wojskowości, w administracji, w duszpasterstwie. Ci,
którzy przeżyli "i głód, i chłód", byli odporni na trudy w czasie
II wojny światowej, walczyli w partyzantce i na różnych frontach
na Wschodzie i na Zachodzie, byli gotowi wszystko znieść, bo wiedzieli,
że "człowiek przetrzyma więcej niż przypuszcza". I przez okres PRL
przenieśli dla następnych pokoleń nadzieję na odzyskanie pełnej niepodległości.
Bo dobre dzieła są nieśmiertelne i ciągle wydają dobre owoce. I choć
nie wszystko uda nam się zrobić dla najbliższych, dla parafii, dla
Kościoła i Ojczyzny, to jednak można poczynić przygotowania do dzieł,
które w innym czasie, przy pomocy innych rąk, będą z odwagą podjęte
i do końca doprowadzone. Ważne jest to, by odczytać potrzeby czasów,
które idą, i wyjść im naprzeciw.
O chrześcijańskie oblicze ruchu ludowego i robotniczego.
W kontekście tych rozważań widać, jak błogosławiona była myśl
papieża Leona XIII, by zająć się problemami społecznymi i wydać encyklikę
Rerum novarum. Myśl papieską podjął w naszej diecezji bp Bereśniewicz,
kontynuował bp Zdzitowiecki. Przy wychodzącej od 1898 r. Homiletyce
ukazywał się najpierw jako dodatek, a od 1908 r. jako samodzielne
pismo Przewodnik Społeczny. Czasopismo to pomogło wielu duszpasterzom
w organizowaniu Stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich pod okiem
ks. Jana Mańkiewicza, specjalnie oddelegowanego do tej sprawy w 1903
r. przez bp. Zdzitowieckiego. W tym okresie wielu księży, poinstruowanych
na kursach duszpasterskich, oddaje się kwestii społecznej z ogromnym
zaangażowaniem, czego najbardziej sztandarowym przykładem była działalność
ks. Wacława Blizińskiego. Stowarzyszenia te działały nieraz pod szyldem
Żywego Różańca, a od 1905 r. już legalnie. W Polsce niepodległej
mogły już przybrać nazwę Chrześcijańskich Związków Zawodowych i ujawniły
dynamikę pod ręką ks. prof. Stefana Wyszyńskiego, przyszłego prymasa
Polski.
Historycy tego okresu (ks. Morawski, ks. Frątczak) zwracają
uwagę, że dzięki bp. Zdzitowieckiemu rozwinęła się sieć punktów charytatywnych,
szczególnie pomocy dla ubogich i kalek. Dynamicznie działało "Włocławskie
Towarzystwo Wspierania Biednych, założone przez proboszcza parafii
św. Jana we Włocławku - ks. Jana Śliwińskiego. Podobnie było w innych
miastach, zwłaszcza w Kaliszu, Częstochowie i Piotrkowie Trybunalskim.
Wzruszająca była odezwa Księdza Biskupa, by skromnie urządzać wojenne
wigilie, a żywność przekazywać głodującym, również jeńcom internowanym
w Szczypiornie. W jakimś okresie Komitet Obywatelski, kierowany przez
ks. Franciszka Mikulskiego, udzielił wsparcia kilku tysiącom rodzin,
rozdzielając żywność dostarczaną ze wsi od rolników i okolicznych
dworów, tym bardziej, że dzięki uwłaszczeniu chłopów powstawała coraz
większa grupa zamożniejszych włościan i rzetelnych gospodarzy, wzorujących
się często na gospodarce w sąsiednim dworze. Rodziła się potrzeba
solidarnej pomocy, by ludzie przetrwali trudny okres, bo potem, w
wolnej Polsce, przydatne będą każde ręce do odbudowy kraju.
Zasady katolickiej nauki społecznej szły do ludu nie
tylko z ambon, ale przekazywane też były w ramach rodzących się organizacji
i stowarzyszeń katolickich w mieście i na wsi. Tym bardziej było
to konieczne, że uaktywniły się i korzystały z wolności prądy lewicowe,
zwłaszcza komunistyczne. Do dziś dnia przetrwały w niektórych parafiach
wspomnienia dramatycznych napięć społecznych między dworem a miejscową
ludnością. Łagodząca rola duszpasterzy nie zawsze znajdowała uznanie
u radykalnych agitatorów, nie wszystkim też posiadaczom ziemskim
podobała się stanowcza obrona służby folwarcznej ze strony miejscowego
proboszcza (por. ks. P. Załuska, Praca duchowieństwa wśród służby
dworskiej, "Kronika Diecezji Kujawsko-Kaliskiej", 13, 1919, s. 344-345)
. Kapłani musieli się narazić niekiedy jednym i drugim. Jest jednak
faktem, że reforma rolna w okresie międzywojennym nie była przeprowadzana
w sposób niszczycielski, ale z poszanowaniem prawa własności i częściową
spłatą na rzecz Państwowych Urzędów Ziemskich. Była zaplanowana na
wiele etapów i miała na celu ukształtowanie takiej świadomości społecznej,
by szanować cudzą własność i ukazać społeczną rolę własności prywatnej.
Rozumiano, że właściciel ma łożyć na cele społeczne. Nie do pomyślenia
było przeznaczanie pieniędzy publicznych na prywatne wygody. Temu,
kto by się tego dopuścił, odbierało dobre imię. Złe przykłady, jak
legalizacja grabieży, marnotrawstwo grosza publicznego i przeznaczanie
go na cele osobiste, dopiero później importowano do Polski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu