Reklama

„Miałem wydostać Biskupów ze Słupna”

Niedziela płocka 23/2008

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Adam Matyszewski: - Mógłby Pan przybliżyć czytelnikom stopień swojego pokrewieństwa z abp. Nowowiejskim?

Lech Mossakowski: - To była rodzina matki mojego ojca, która z domu nazywała się Chmielińska. Były trzy rodziny: Chmielińscy, Mossakowscy i Nowowiejscy - wszystkie herbu Jastrzębiec. Najprościej mówiąc, bp Nowowiejski był siostrzeńcem mojej babki, czyli synem jednej z jej sióstr.

- Jak wyglądały Pana spotkania z Biskupem?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Od najmłodszych lat aż do rozpoczęcia przeze mnie nauki w szkole powszechnej, tj. do 14-15. roku życia, ojciec zabierał nas (mamę, mojego średniego brata Janusza i mnie) do pałacu biskupiego. Jeździliśmy do Księdza Biskupa z życzeniami noworocznymi. Pamiętam, że ojciec i matka zwracali się do Biskupa „Jego Ekscelencjo” (tak było wówczas przyjęte), a Biskup mówił im po imieniu - „Kaziu, Jasiu”. Odwiedzaliśmy Biskupa tylko raz w roku, ponieważ miał dużo obowiązków. Wiem, że mój ojciec był bardzo lubiany przez Jego Ekscelencję. Zawsze na zakończenie wizyty przychodził kleryk i darował nam (mnie i bratu) dużą torbę landryn. Utkwiło mi w pamięci, że z tymi landrynkami wychodziliśmy z gościny.

- Proszę opowiedzieć coś więcej o sobie…

- Urodziłem się 21 października 1919 r. w Pułtusku, gdzie mieszkałem pierwsze 4-5 lat życia. Do podstawówki uczęszczałem w Trzepowie. Po dwóch latach nauki ojciec przeniósł mnie do szkoły Leona Dorobka przy ul. Jachowicza (obecne gimnazjum nr 6). Po jej ukończeniu rozpocząłem naukę w Gimnazjum im. Władysława Jagiełły w Płocku. Jeden rok uczyłem się również w Małachowiance. Ostatecznie tzw. „małą maturę” uzyskałem w Jagiellonce, w roku 1935.

Reklama

- Gdzie uzyskał Pan maturę?

- Po ukończeniu Jagiellonki ojciec wysłał mnie do technikum ogrodniczego w Warszawie, które mieściło się przy ul. Nowogrodzkiej. Po zdobytej tam maturze odbyłem służbę wojskową. Wszystkich brano wówczas do wojska, do „Podchorążówki”, ponieważ w powietrzu wisiało niebezpieczeństwo wojny. Do Płocka wróciłem w sierpniu 1939 r. W czasie kampanii wrześniowej brałem udział w walce z Niemcami koło Mławy. (…) Kiedy Warszawa poddała się, zdobyliśmy z bratem kożuchy kolejarskie i bryczką przyjechaliśmy do Płocka.

- Czym się Pan zajmował po powrocie do Płocka?

- Jeszcze w 1939 r. wstąpiłem do podziemnej Polskiej Organizacji Zbrojnej. Po przeszkoleniu w Warszawie, na początku 1940 r., mianowano mnie szefem kontrwywiadu AK na Północnym Mazowszu.

- Aresztowania i wywózki nie ominęły wielu księży…

- Tak, aresztowano wtedy również naszych Biskupów i zaraz wywieziono ich do Słupna.

- Jak wyglądało życie Biskupów w czasie internowania w Słupnie?

- Do Słupna Biskupi zabrali ze sobą tylko dwa materace, jedno połamane łóżko, 2 krzesła i fotel biskupi, który miałem przez pewien czas w domu. Po wywiezieniu Biskupów do Działdowa wyniosły go stamtąd nasze łączniczki (obecnie, wraz z innymi pamiątkami rodzinnymi jest on u mojego syna w Warszawie). Tu w zasadzie Niemcy ich nie pilnowali. Przyjeżdżał tylko raz w tygodniu folksdojcz, żeby dali pieniądze, to on im kupi zaopatrzenie. Opiekowała się nimi również okoliczna ludność.

- Czyli na dobrą sprawę mogli stamtąd uciekać?

- Mogli, ale nie chcieli. Dostałem rozkaz od moich dowódców Rogoza-Rogozińskiego i Władysława Wochowskiego (pseudonim „Zośka”), aby nawiązać z nimi kontakt przez nasze łączniczki, a następnie przerzucić Biskupów do Generalnej Guberni.

- Czyli ktoś z ramienia wojska kontaktował się wtedy z Biskupami?

- Mieliśmy dwie łączniczki. Pierwsza - Halina Szewczykiewicz, pseudonim „Sarna”, która była również łączniczką zastępcy Komendanta Polskiej Organizacji Zbrojnej. Druga nazywała się Antonina Watras. Niemcy więzili ją jakiś czas w obozie w Ravensbrück. Obie już nie żyją, zmarły w latach 70. ubiegłego wieku.

- Co należało do ich zadań?

- Zaopatrywały Biskupów w niezbędne rzeczy, były źródłem informacji ze światem zewnętrznym. Tylko one z ramienia wojska mogły się z nimi kontaktować. Chodziło też o pewne dyspozycje, przekazywanie informacji innym księżom.

- Rozumiem, że namawianie Arcybiskupa, aby dobrowolnie opuścił Słupno, nie przyniosło efektu?

- Biskup kategorycznie odmawiał wywiezienia poza Słupno, choć tłumaczyłem mu, że mam taki rozkaz. Powiedział wtedy, że nie zostawi swoich owieczek. Uparł się. A trzeba było się nie pytać, tylko brać ich na siłę, wsadzić na wóz i jazda przez Wisłę. Mieliśmy punkty przerzutowe i ludzi, wszystko było przygotowane.

- Gdzie miał trafić Arcybiskup w razie pomyślnego przerzucenia przez granicę?

- Początkowo miał być przerzucony w Kieleckie do miejscowości Niekłań za Skarżysko-Kamienną, miał mieszkać u proboszcza na plebanii położonej w lesie. Była również myśl o przewiezieniu go do Warszawy.

- A potem wywieźli Biskupów do Działdowa…

- Tak, znęcali się tam nad nimi okrutnie. Opowiadał mi potem jeden z moich żołnierzy, któremu udało się stamtąd uciec, jak kopali księży. W obozie pracował też pewien kowal, był świadkiem, jak Niemcy pastwili się nad Biskupami; walił młotem w kowadło, żeby nie słyszeć tych jęków. Kazali im podeptać krzyż, ale oni nie chcieli się na to zgodzić, dlatego ich torturowali… do nieprzytomności.

- Jakim obozem było Działdowo?

- To była tzw. przejściówka. Część aresztowanych kierowali do Działdowa, gdzie dokonywano segregacji; innych, nienadających się do pracy, przerzucali Niemcy do Generalnej Guberni, a część mordowali na miejscu. Tak zginęli nasi Biskupi.

- Czy Pana też próbowano aresztować?

- Dowiedziałem się, że mnie szukają, od ojca, którego jeden z uczniów był Niemcem i przekazał nam tę informację. Wcześniej trzech z naszych łączników wpadło w ręce gestapo, poddawani torturom wskazali miejsce mojego zamieszkania. Był rok 1942, pewnego dnia kilku Niemców wtargnęło do naszego domu w Brochocinie. Korzystając z chwili czasu, kiedy robili rewizję (szukali dokumentów, zdjęć), uciekłem przez okno, uratował mnie zamek w drzwiach i to, że szybko biegałem (swojego czasu byłem szkolnym wicemistrzem Polski w biegach przełajowych); zanim wyważyli drzwi, zdążyłem odskoczyć 70-80 metrów, a oni strzelali do mnie z pistoletu - „siódemki”. Trafili mnie w rękę, na szczęście niegroźnie. Uciekałem co tchu w stronę Trzepowa i Niegłosów, gonili mnie 7 km. Mieli rozkaz wykonać na mnie wyrok śmierci przez ścięcie toporem.

- Jakie były Pana losy po wojnie?

- W 1945 r. przyszedł rozkaz rozwiązania AK. Jednak gen. Nil, któremu podlegał wywiad i kontrwywiad, polecił wejść tym organizacjom w ścisłą konspirację. (…) Po 1945 r. musiałem się ukrywać, ponieważ cały czas byłem „na celowniku”. Dopiero w latach 70., gdy przeszedłem na emeryturę, wróciłem w rodzinne strony.

- Wracając do spotkań z Arcybiskupem, jakiego Pan Go zapamiętał, jakim był człowiekiem?

- Uroczym był człowiekiem, bardzo przystępnym, zawsze miał na twarzy uśmiech pełen dobroci; pogodny był. Zawsze po tych główkach nas powygłaskiwał, szczypał po bródkach.

- Czy był w jakiś sposób nadzwyczajny, niecodzienny?

- Był to człowiek z widocznymi oznakami dobroci, sama dobroć. Miał w sobie jakiś trudny do wyrażenia dar, ten jego uśmiech, łagodność…

Obszerniejszy tekst wywiadu ukaże się w „Studiach Płockich”. Zachęcamy naszych czytelników do ich lektury. Być może wśród czytelników „Niedzieli Płockiej” są też osoby, które pamiętają bł. abp. Antoniego Juliana Nowowiejskiego. Zapraszamy do przesłania swoich wspomnień związanych z Arcybiskupem do naszej redakcji, aby podzielić się nimi z czytelnikami.

Podziel się:

Oceń:

2008-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Ks. Marek Studenski: Naukowiec ujawnił sekrety świętych

2024-05-16 09:10

Materiał prasowy

Poznaj opinię o świętych, których rękopisy ujawniły nieznane oblicza ich dusz. Skłonności do złego, ukryte grzeszne pragnienia - to wszystko zostało odkryte dzięki pracy włoskiego zakonnika, Girolama Morettiego

Więcej ...

Kard. Sarah do prezbiterów diecezji włocławskiej: bądźcie ludźmi Boga i ludźmi modlitwy

2024-05-16 19:49

Copyright Niedziela/Wlodzimierz Rędzioch

- Uważnie obserwujmy Kościół, jakim dzisiaj jesteśmy, a stwierdzimy, że on dużo mówi, a mało się modli. Zajmuje się sprawami niebędącymi w jego kompetencji, a zaniedbuje właściwą sobie misję, którą jest głoszenie Jezusowej Ewangelii - mówił kard. Robert Sarach do prezbiterów diecezji włocławskiej, przybyłych 16 maja do sanktuarium św. Józefa w Sieradzu.

Więcej ...

#PodcastUmajony (odcinek 17.): Ale nudy!

2024-05-16 20:55

Mat. prasowy

Co zrobić z nudą w czasie różańca? Czy trzeba ciągle myśleć o zdrowaśkach? Co łączy różaniec z drzewem i z kroplówką? Zapraszamy na siedemnasty odcinek „Podcastu umajonego” ks. Tomasza Podlewskiego o tym, jak Maryja dokarmia duszę na różańcu.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Św. Andrzej Bobola, prezbiter i męczennik

Wiara

Św. Andrzej Bobola, prezbiter i męczennik

Świadectwo: św. Andrzej Bobola przemienia serca

Kościół

Świadectwo: św. Andrzej Bobola przemienia serca

Proroctwo św. Andrzeja Boboli. Czy wypełniły...

Kościół

Proroctwo św. Andrzeja Boboli. Czy wypełniły...

Dopóki żyjemy to wiara i Ewangelia mają być głoszone w...

Wiara

Dopóki żyjemy to wiara i Ewangelia mają być głoszone w...

Anioł z Auschwitz

Wiara

Anioł z Auschwitz

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

Wiara

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

Wiara

10 mało znanych faktów o objawieniach w Fatimie

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

Wiara

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Wiara

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania