Rolnik doskonale wie, że plon zależy od dwóch rzeczy: od jakości zasianego ziarna i dobrze przygotowanej gleby. Chrystus często w swoich przypowieściach odnosił się do sytuacji, z jakimi się spotykał na co dzień. Jedna z przypowieści mówi o losie ziarna, które zostało rzucone przez rolnika, ale tylko nieliczne wydało plon stokrotny. Takie obfite rzucanie ziarna Słowa Bożego na glebę ludzkiego serca miało miejsce w parafii św. Jacka w Płoskiem w czasie misji świętych w dniach 22-28 maja 2000 r. Ziarno słowa Bożego było rzucane przez dwóch misjonarzy: przez ks. Krzysztofa Pastuszaka w Ohain z Belgii - byłego misjonarza w Kamerunie i na Wybrzeżu Kości Słoniowej oraz przez ks. prałata Feliksa Kwaśnego z Sanoka.
Trzeba stwierdzić, że misjonarze rzucali dobre, zdrowe ziarno.
Również trzeba stwierdzić, że doskonale przygotowywali glebę ludzkiego
serca na przyjęcie tego Słowa Boże. Misje odbywały się pod hasłem "
miłości nauka". Aby usłyszeć głos Boga przez jeden dzień w parafii
była "cisza", tzn. zostały wyłączone aparaty telewizyjne, radiowe,
by w ciszy usłyszeć głos Boga, co było nawiązaniem do ewangelicznego
stwierdzenia, że Bóg jest obecny w łagodnym wietrze, a nie w wichurze.
Ludzie chorzy, w podeszłym wieku w sposób szczególny spotykali się
z Chrystusem, w czasie tych misji, w sakramencie namaszczenia chorych.
Szczególnym dniem był piątek - dzień krzyża misyjnego.
Do postawienia krzyży misyjnych w Siedliskach i w Płoskiem parafia
przygotowywała się od wielu dni. Drzewo na krzyż w Siedliskach ofiarował
Mieczysław Ryń, krzyż wykonali Bogusław Głąb i Jerzy Główka. W Płoskiem
pierwszy o postawieniu krzyża mówił sołtys Jan Duda, a wykonał go
Tadeusz Michałuszko. Również wiele innych osób pomagało, byśmy mogli
postawić krzyże misyjne w parafii. W tym dniu w całej parafii poszczono.
W ten sposób przepraszano Boga za wszystkie niewierności, grzechy,
krzywdy wyrządzane innym ludziom. Przez ten post wypraszaliśmy także
łaski potrzebne dla naszych rodzin, prosiliśmy o nawrócenie tych,
którzy wciąż jeszcze są z dala od Boga. W godzinach popołudniowych
wierni w uroczystej procesji przenieść krzyż na plac kościelny. Poszczególne
stany: mężczyźni, kobiety, młodzież, dzieci dźwigali krzyż, aby go
następnie postawić przy kościele. Gdy krzyż stanął w ziemi wartę
przy nim zaciągnęli harcerze, a misjonarz mówił o wartości krzyża
Chrystusowego. W sobotę swoją uroczystość miały matki z dziećmi i
matki oczekujące potomstwa. Misjonarz ciągle podkreślał, że dzieci
są perełkami w koronie macierzyństwa i ojcostwa. Dla nich odbyło
się specjalne nabożeństwo zakończone błogosławieństwem dzieci i rozdaniem
pamiątkowych misyjnych obrazków. Po południu ks. bp Mariusz Leszczyński
udzielił młodzieży sakramentu bierzmowania.
Misje święte zakończyły się wspólną pieszą pielgrzymką
do kościoła jubileuszowego - katedry w Zamościu. Duża grupa ludzi
ze śpiewem i modlitwą na ustach budziła podziw mieszkańców Zamościa.
Ks. prałat Czesław Grzyb nie krył zdziwienia i radości z tak dużej
liczby pielgrzymów. Zaznaczył, że w ogóle była to pierwsza parafialna
pielgrzymka do kościoła jubileuszowego i katedry. Cała katedra została
wypełniona wiernymi z Płoskiego i Siedlisk. Misjonarze odprawili
Mszę św. i udzielili jubileuszowego i misyjnego błogosławieństwa.
Parafianie wdzięczni za tak udanie przeprowadzone misje dziękowali
misjonarzom. Bogumiła Hildebrant zapewniła ks. Krzysztofa obchodzącego
40-lecie posługi kapłańskiej, że w jego intencji zostanie odprawiona
Msza św. oraz poświęcona adoracja nocna w I piątek miesiąca. Szczególne
zainteresowanie wzbudziło świadectwo jednego z misjonarzy - ks. Krzysztofa
Pastuszaka, który stale dziękuje Matce Bożej, że może jeszcze głosić
Słowo Boże. Pracując w Kamerunie zachorował bowiem na malarię i tyfus.
Razem z innym misjonarzem byli odcięci od cywilizowanego świata.
Został przez kolegę kapłana przygotowany na śmierć, przyjął sakrament
namaszczenia chorych. Kiedy już nie przyjmował żadnych pokarmów i
napojów, poprosił drugiego misjonarza o zwilżenie ust wodą z Lourdes,
na drugi dzień wstał, aby odprawić Mszę św., jego kolega widząc go
wychodzącego z domu chciał go związać, uważał bowiem, że chory postradał
zmysły, ten jednak odpowiedział, że jeśli odprawi Mszę św. bez pomyłek,
to trzeba będzie dziękować Matce Najświętszej za cud. Ku zdziwieniu
obu misjonarzy odprawił Mszę św. o własnych siłach, następnie przez
siedem dni był wieziony do szpitala, gdzie nie stwierdzono objawów
żadnych chorób, a tylko waga, 37 kg, wskazywała na niedawną chorobę.
Przedłużeniem misji w parafii jest peregrynacji krzyża
świętego w rodzinach, jak również misyjny krzyż, który rodziny nabywały,
by zawiesić go w swoich domach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu