Reklama

U „Grety” za piecem

Nazwał swój agroturystyczny dom: „Greta”. Na cześć babki. Na ścianie powiesił welon i wianek mirtowy prababki. Jego babka przechowała go po swej matce. W babce, Niemce, zakochał się Polak, żołnierz spod Łucka. Nie dał wywieźć ukochanej, gdy z Dolnego Śląska wysiedlano Niemców. Zawiózł ją do sąsiedniej wsi, do znajomych i ukrył na strychu. A potem pojechał do Warszawy, prosić o zgodę na ślub. „Greta” to dom pełen miłości do rodziny, małej ojczyzny, przyrody. Przekonajcie się sami

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Krzysztof Rozpędowski to wnuk Margarety Wittwer, którą wołano zdrobniale Greta. Dziadka Janka Kowalskiego i babcię Gretę połączył układ poczdamski. Polaków, gdy jeszcze nie wysiedlono Niemców, kwaterowano zwykle w domach Niemców. Tak często Polacy i Niemcy mieszkali przez pewien czas pod jednym dachem. - W Dobkowie domy są na ogół duże. Dlatego dokwaterowywano Niemcom po dwie rodziny. W ten sposób dziadek trafił do domu Grety. I zaiskrzyło. Gdy przyszło do wysiedleń, dziadek ukrył babcię. Matkę babci, a moją prababcię, wysiedlono. Pradziadek został w Dobkowie, na tutejszym cmentarzu. Wraz z moją prababcią wyjechały jej dzieci. Miała ich 12, ale dwóch synów zginęło na froncie. Jeden na wschodnim, drugi w Rumunii. Niemcy z Dobkowa rozproszyli się po całych Niemczech. Pierwsza grupa wyjechała do Hannoweru, druga do Bawarii, trzecia - w okolice Lipska. Moja niemiecka rodzina osiadła w okolicach Hanoweru.

Dziadkowie na walizkach

Reklama

Takich obrazków, jak wianek i welon, było w niemieckich domach zajmowanych przez polskich osadników bez liku. Polacy zwykle nie mieli do takich pamiątek wielkiego nabożeństwa. Obcy język, obce zwyczaje, obcy krajobraz. Tak naprawdę dolnośląską przestrzeń zaczęli oswajać dopiero wnukowie polskich przesiedleńców. Wielu ich dziadków długo nie rozpakowywało walizek. Byli przekonani, że wybuchnie III wojna światowa i wrócą na „stare śmieci”. Kresowiacy, wysiedleni po II wojnie światowej ze wschodnich rubieży Polski, utraconych na rzecz ZSRR, bardzo tęsknili za swoim domami. Dziadkowie pana Krzysztofa mieli do siebie wielki szacunek. Gdy padało pytanie, jak było podczas wojny, czy był głód, babcia mówiła: - Ja wam o głodzie nic nie powiem. Idźcie do dziadka. I dziadek opowiadał. Jak miał 12 lat, wraz z rodziną trafił do Kazachstanu. Tylko dlatego, że ojciec był leśniczym, pod Łuckiem. Niewiele było trzeba, żeby trafić na listę wywózkową. Kowalskich wysadzono w stepie. Żeby zdobyć wodę, trzeba było iść 20 kilometrów. Pradziadek pana Krzysztofa nie przeżył. Rozszarpały go psy Sowietów. Miłość nie uznaje tajemnic. Babcia zaraz wyklepała dziadkowi, gdzie jej rodzina ukryła różne rzeczy wiedząc, że zostanie wysiedlona do Niemiec. Typowa była i skrytka, w której ukryto rzeczy, i rzeczy, które ukrywali niemieccy gospodarze przed wywózką: pierzyna, zastawy stołowe, sztućce. Skarby pani domu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Mirt pożółkł niczym stare fotografie

Welon przetrwał w idealnym stanie. Biały jak śnieg. Pięknie upięty. Tylko założyć na głowę i stanąć na ślubnym kobiercu. Z wiankiem czas obszedł się inaczej. Okrutnie. Mirt pożółkł, poskręcał się. Niczym stare fotografie w albumie rodzinnym. Na serduszku z tkaniny, w środku mirtu, niemieckim gotykiem wypisano imiona i nazwiska nowożeńców: Paul Wittwer i Agnes Wittwer z domu Jung. I datę ślubu: 10 września 1918 r. Rodzinna relikwia wystawiona została na widok publiczny. Na piętrze domu, koło witryn, w których prezentowane są miejscowe skarby: agaty i wyroby okolicznych twórców, głównie ceramika. Wszystko do kupienia. Kto chce odwiedzić pszczelarzy czy ceramików osobiście - gospodarze służą adresami, zapowiedzą wizytę, a nawet zawiozą. Należą do Stowarzyszenia Kaczawskiego, które postanowiło rozruszać Góry i Pogórze Kaczawskie. Zdjęcia dziadków i pradziadków wiszą w przestronnej kuchni, z kredensami i starą szafką chlebową wmurowaną w ścianę (Dziadek trzymał w niej narzędzia - śmieje pan Krzysztof, widząc moje zainteresowanie meblem nietypowym już w wiejskich domach).

Warzywa jak do zdjęcia

Reklama

Gospodarze - Krzysztof i jego małżonka Ewelina z domu Żelazowska - dbają, żeby w ich domu goście czuli się, jak u mamy. Idealny porządek burzy stolik w korytarzu koło kuchni. Warzywa w koszach z wikliny, słoiki z przetworami. Niby mały rozgardiasz, ale wszystko przemyślane. Ma być domowo. I praktycznie: wszystko pod ręką. Na bieliźniarce przy wejściu do stajni - płynne złoto: miody i miody pitne z dobkowskich pasiek - do kupienia. Stajnia po remoncie z kominkiem służy za jadalnię i pokój spotkań. Piękne ceglane sklepienia podtrzymują filary. Ze ścian stajni od strony ogrodu można uczyć się... geologii. Dom zbudowano m.in. z miejscowego kamienia. Góry i Pogórze Kaczawskie to istna tablica Mendelejewa. Wszystko tu znajdziesz. W wielu miejscach wzgórza są pocięte, jak szwajcarski ser. Dawniej kwitło tu wydobycie rud. A dziś w wielu miejscach trwa wydobycie kamienia. Od kiedy Polska wzięła się - dzięki wsparciu z Unii Europejskiej - energiczniej za budowę dróg i autostrad, ożyły nawet niektóre zamknięte dotąd kamieniołomy.

CV domu

Z metryki domu wynika, że powstał w 1876 r. Służył Fischerom, którzy nie mieli dzieci. W 1900 r. kupił go Paul Wittwer (pradziadek obecnego właściciela, Krzysztofa Rozpędowskiego). Wewnętrzny dziedziniec (majdan) otaczają zabudowania mieszkalne i mieszkalno-gospodarcze. Typowe założenie dla Gór i Pogórza Kaczawskiego. Krzysztof Rozpędowski nie ma problemów ze swą tożsamością. Z niemieckich przodków wziął niemieckie zamiłowanie do porządku i szacunek dla historii, z polskich - gościnność i serdeczność. Dla kogoś, kto chce żyć z turystów, idealna mieszanka. Na pomysł, żeby zająć się turystyką, wpadł z żoną w 2003 r., gdy zmarła babcia (dziadek odszedł wcześniej, w 1997 r.). Coś trzeba było zrobić z dużym domem. Decyzja nie była trudna: już wcześniej gościli w domu różnych ludzi. Niemców, dawnych mieszkańców tych okolic. Niemców, którzy uchowali się w rejonie Świerzawy przed wysiedleniem po II wojnie światowej, było tu tylko 5. Mieli więc wzięcie. Ale dom był zaniedbany. Pomogła Unia Europejska (program dla młodych rolników oraz na „różnicowanie działalności rolniczej i zbliżonej do rolnictwa w celu zapewnienia alternatywnych źródeł dochodu”). Remont dokończyli z kredytu. Zainwestowali też w dom wszystkie pieniądze, jakie zarobili podczas studenckiej eskapady dokoła świata. Na podróż pożyczyli. W USA postanowili zarobić na oddanie. I jeszcze zostało, na nowe, wspólne życie. Dziś „Greta” daje chleb nie tylko dla nich. W pokojach nie ma telewizorów. Celowo. Ludzie przyjeżdżają tu po to, żeby zasmakować ciszy. Kiedyś Krzysztof i Ewelina wiele podróżowali, dziś świat przyjeżdża do nich. - Lubimy poznawać nowych ludzi i miejsca, poznaliśmy się z żoną w Pakistanie, podczas wyprawy do Indii. Ja byłem studentem z Wrocławia, ona z Krakowa - mówi pan Krzysztof.

Renta geograficzna

„Greta” odcina kupony od renty geograficznej. Z Dobkowa do Jeleniej Góry jest około 30 minut drogi autem. Z Jeleniej Góry w Karkonosze to już rzut kamieniem. - Ale nie chcemy być tylko bazą wypadową, w okolicy jest mnóstwo do zobaczenia, mówimy o tym gościom - mówi pan Krzysztof. Hitem jest szlak wygasłych wulkanów. A i sam Dobków - ciągnąca się aż około 3, 5 km łańcuchowa wieś wzdłuż rzeki Bukownicy, prawobrzeżnego dopływu Kaczawy, w Rowie Świerzawy - godny jest zainteresowania. Aż do 1810 r. od średniowiecza miała jednego właściciela: klasztor w Lubiążu. Zakonnicy odcisnęli na Dobkowie niezatarte znamię. Był wsią typowo katolicką, przy drodze zachowało się mnóstwo kapliczek z figurami świętych. Kościół obiega wewnątrz podwójny balkon. Nie trzeba zaglądać do parafialnej kartoteki, żeby przekonać się, jak ludną wsią był Dobków. Przed II wojną światową miał ponad 1100 mieszkańców, dziś - 520. Niektóre domy, nie remontowane, przestały istnieć. Te zaś, które zachowały się, są godne najwyższej uwagi. Dobków to kraina w kratkę (domy mają tu na ogół konstrukcje ryglową). I ewenement, bo po II wojnie światowej zbudowano tu tylko jeden nowy dom. Na szczęście, bo dziś to świetny przykład niczym nie zmąconej zabudowy historycznej na Pogórzu Kaczawskim. Krzysztof Rozpędowski: - Dzięki temu, że Dobków był własnością klasztorną a nie magnacka, był tu tylko dwór zarządcy, nie było zaś pałacu. Skoro nie było pałacu i folwarku, nie zrobiono tu PGR-u. A jak nie było PGR-u, nie zbudowano bloków dla jego pracowników. Nic nie zepsuło nam krajobrazu. Bogu dzięki.

Podziel się:

Oceń:

2008-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Wilkanów. Pół tony pierogów z Rzeszowa jako wsparcie dla powodzian

2024-09-18 16:24
Pierogi z Rzeszowa (Pierożarnia Rzeszowska)

Archiwum prywatne

Pierogi z Rzeszowa (Pierożarnia Rzeszowska)

Już jutro w czwartek 19 września mieszkańcy wsi Wilkanów w Kotlinie Kłodzkiej oraz okolicznych miejscowości dotkniętych ostatnimi powodziami będą mieli okazję skosztować wyjątkowego daru z serca Rzeszowa.

Więcej ...

Biologia i chemia znikną ze szkół? Wiele na to wskazuje

2024-09-19 06:29

Adobe Stock

Wiele wskazuje na to, że od 2026 r. uczniowie szkół podstawowych będą uczyli się przyrody, która zastąpi biologię, geografię, chemię, czy nawet fizykę - informuje w czwartek "Rzeczpospolita".

Więcej ...

Wrocław: Ratusz informuje, że sytuacja w Marszowicach jest pod kontrolą

2024-09-19 06:23

PAP/Krzysztof Ćwik

To była trudna noc dla Marszowic, jednak dzięki współpracy służb i mieszkańców sytuacja jest pod kontrolą - poinformowało w czwartek nad ranem Biuro Prasowe Urzędu Miejskiego Wrocławia. IMGW-PIB prognozuje, że w Trestnie stan wody na Odrze będzie wynosił maksymalnie ok. 630 cm.

Więcej ...
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najpopularniejsze

Nowenna do św. Ojca Pio

Wiara

Nowenna do św. Ojca Pio

Prokuratura wszczyna śledztwo ws. nieprawidłowego...

Wiadomości

Prokuratura wszczyna śledztwo ws. nieprawidłowego...

Biologia i chemia znikną ze szkół? Wiele na to wskazuje

Wiadomości

Biologia i chemia znikną ze szkół? Wiele na to wskazuje

Radochów. Powódź zniszczyła 75 procent wioski

Niedziela Świdnicka

Radochów. Powódź zniszczyła 75 procent wioski

Nie żyje ks. Piotr Sofij. Miał zaledwie 38 lat

Kościół

Nie żyje ks. Piotr Sofij. Miał zaledwie 38 lat

Franciszkanie z klasztoru w Kłodzku: worki z piaskiem...

Kościół

Franciszkanie z klasztoru w Kłodzku: worki z piaskiem...

Lądek-Zdrój. Żywioł mógł mnie zabrać - dramatyczna...

Niedziela Świdnicka

Lądek-Zdrój. Żywioł mógł mnie zabrać - dramatyczna...

Abp Wacław Depo: odnówmy śpiewanie suplikacji w naszych...

Kościół

Abp Wacław Depo: odnówmy śpiewanie suplikacji w naszych...

Powódź uderza w diecezję świdnicką. Dramat...

Niedziela Świdnicka

Powódź uderza w diecezję świdnicką. Dramat...