Z czasów komunistycznych, na które przypadała moja edukacja w liceum, pamiętam obowiązkowe pochody pierwszomajowe. Co prawda, dzień był wolny, ale nauczyciele wymagali od nas, abyśmy przychodzili do szkoły i uczestniczyli w pierwszomajowych marszach. Zawsze był z tym problem i każdy szukał pretekstu, żeby w czymś takim nie brać udziału. Tym, co szczególnie zniechęcało do pochodu, było niesienie flag. Ponieważ jednak w szkole nigdy nie było tyle chorągiewek, ilu uczniów, więc zawsze to pierwszoklasiści dostępowali wątpliwego wówczas zaszczytu, a starsi licealiści robili sobie z tego ubaw.
To uprzedzenie do jednego z podstawowych symboli narodowych wiele osób z mojego pokolenia przeniosło również do wolnej Polski. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć wewnętrznego zażenowania, jakie mi towarzyszyło, gdy bliska osoba wywiesiła kiedyś, już w wolnej Polsce, w jedno z państwowych świąt, narodową flagę na balkonie swojego domu. Jakoś wydawało mi się to krępujące, zwłaszcza że w sąsiedztwie tych flag nie dostrzegałam. Ale wtedy pomogła mi rozmowa ze starszą kobietą, która w prostych słowach przypomniała: „Byli tacy, którzy tę flagę wieszali z narażeniem życia, a dziś jest przecież wolność, więc trzeba podkreślić, żeśmy są Polakami!”.
Zrozumieniu symboliki flagi służy specjalnie jej poświęcone święto, które od 2004 r. obchodzimy w naszym kraju. Podaje się dwie przyczyny, które sprawiły, że to właśnie w tym dniu dostrzegamy i doceniamy nasz biało-czerwony sztandar. Pierwszą z nich jest wydarzenie z 2 maja 1945 r., kiedy I Dywizja Kościuszkowska zatknęła w Berlinie na kolumnie zwycięstwa polską flagę. Druga nawiązuje do komunistycznych czasów, kiedy 2 maja zawsze dokładnie sprawdzano, czy obowiązkowo wywieszone na święto pracy flagi zostały ściągnięte i nie przetrwają do nieuznawanego wówczas święta 3 Maja.
Jesienią, w Święto Niepodległości, zobaczyłam w kilku miejscach Krakowa - na chodniku, na przystanku - rozrzucone chorągiewki. Okazało się, że młodzież została nimi obdarowana podczas spotkania patriotycznego, a gdy akademia się skończyła, uczniowie, nie wiedząc, co zrobić z „zabawkami”, porzucili je znudzeni. Tak było zaledwie kilka miesięcy temu. Trudno mi było wytłumaczyć gimnazjalistom, że ta chorągiewka to nie jest zwykły kawałek papieru i cienki patyczek, że to coś więcej. Patrzyli na mnie zdziwieni i pytali: „A co się stało? Przecież nic nie zrobiliśmy”.
I oto w dzień pogrzebu Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego Małżonki zobaczyłam w naszym mieście las chorągwi, chorągiewek, flag. Nieśli je wysoko, podnosili, wymachiwali nimi ludzie w różnym wieku. Również nastolatki. Wszyscy z dumą, a przecież nikt im nie kazał. Eksponowali narodowy symbol, jakby w ten sposób chcieli pokazać, podkreślić, że utożsamiają się z prezentowanym przez tragicznie zmarłego Prezydenta przywiązaniem do Polski, do jej historii. Tak jak wzruszeń i łez, nikt również nie wstydził się biało-czerwonej. I wtedy pomyślałam, że to jedno ze zwycięstw Pana Prezydenta!
W niedzielę 2 maja, w Święto Flagi, wywieśmy biało-czerwoną. Pamiętajmy!
Pomóż w rozwoju naszego portalu