Od kilku ładnych lat poniedziałki Zygmunta Służewskiego wyglądają podobnie. Raz w tygodniu (a jeśli jest taka potrzeba to częściej) prowadzi próby amatorskiego zespołu Kabaret „Golica” w Mąchocicach Kapitulnych. W prywatnym mieszkaniu Andrzeja Gołąbka są już wirtuozi skrzypiec, bębniarz, zebrały się „tenory”, „basy”, „alty”, „soprany”. Wszyscy już gotowi zasiadają przy stole. Służewski pracuje właśnie z zespołem nad materiałem na jubileusz 400 lat kościoła w Leszczynach. Montaż słowno-muzyczny inspirowany dominikańskimi legendami, rozpisany na głosy, w całości jest jego pomysłem. - Raz, dwa, trzy zaczynamy…
Animator kultury, kierownik różnych zespołów i chórów (długie lata kierował chórem ludowym „Masłowianie”, po Janie Pieniążku i zespołami wokalnymi z okolic gminy Masłów) posiada znakomite przygotowanie muzyczne i duże doświadczenie.
Występy malowane słowem i muzyką
Reklama
Mistrz - z szacunkiem mówią o Zygmuncie Służewskim członkowie zespołu. Na co dzień wykonują różne zawody, ale łączy ich zapał i pasja do śpiewania. Zawdzięczają to także Służewskiemu. On ich mobilizuje, stworzył z nich zespół, szlifuje ich głosy, by brzmiały mocno i czysto. I tak właśnie brzmią. W zespole są: Andrzej i Teresa Gołąbkowie, Stanisław Gołąbek - akordeon, Elżbieta Mikołajczyk - pracownik służby zdrowia, Zofia Jaremcio, Joanna Iwańska - dyrektor przedszkola, Bożena Raczyńska, Roman Raczyński - saksofon, Urszula i Mariusz Dyraga, Jan Sobecki - sołtys z Mąchocic, Gabriel Maj - młynarz i skrzypek, Henryk Sańpruch - gra na bębnie. Gościnnie występuje z zespołem skrzypek Jan Wołowiec.
Zespół Golica działa społecznie, prezentuje swój bogaty repertuar w regionie i w różnych zakątkach Polski. Niedawno w Konstancinie artyści przedstawiali program słowno-muzyczny „Abba Ojcze”, dedykowany Janowi Pawłowi II. To cała historia pontyfikatu rozpisana na dialogi, przeplatana pieśniami religijnymi i utworami skomponowanymi specjalnie przez Służewskiego. Są w nim opowieści o dzieciństwie Karola Wojtyły, różnych wydarzeniach z pontyfikatu, fragmenty jego nauczania. To życiorys barwnie malowany słowem i muzyką na cztery głosy. Próba wciąż trwa, Służewski akompaniuje na keyboardzie, zespół śpiewa. „Potrzebuje Cię Chrystus, by miłować, potrzebuje Cię Chrystus, aby kochać” - brzmią donośnie męski basy i tenory na zmianę z głosami kobiecymi. Przychodzi czas na piosenki ludowe, partyzanckie, patriotyczną nutę i inne.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Czuję frajdę
- Występowaliśmy z zespołem Golica przed publicznością z całego kraju. Byli to uczestnicy zamkniętych rekolekcji. Wśród widzów był ks. prof. Waldemar Chrostowski, znany biblista. Bardzo spodobał się mu nasz program - opowiada pan Służewski. Po zakończonym przedstawieniu wzruszony podziękował artystom ze Świętokrzyskiego i zaproponował im wyjazd na Litwę, by także nasi rodacy mieszkający na Wschodzie mogli usłyszeć jak śpiewają.
Z programem o Janie Pawle II objeździli już wiele miejsc w województwie. - Kiedy sołtys Jan Sobecki mówi z przejęciem o zamachu na Papieża, nawet młode chłopaki z ogolonymi głowami mają łzy w oczach. W takich chwilach człowiek naprawdę czuje satysfakcję i frajdę z tego, co robi - mówi Służewski. Drugi program o Papieżu, który przygotował Służewski, nazywa się „Subito santo” i opowiada o udokumentowanych cudach, które wydarzyły się w życiu wielu ludzi za wstawiennictwem Jana Pawła II. Zespół Golica przedstawia go w kościołach, szkołach i w wielu innych miejscach.
Wysiłek wielu godzin prób i przygotowań opłaca się, zespół Zygmunta Służewskiego jest coraz bardziej rozpoznawany. Całkiem niedawno artyści zajęli trzecie miejsce w kategorii zespołów instrumentalno-wokalnych podczas Wojewódzkiego Festiwalu Pieśni Wielkopostnych w Daleszycach.
Będziecie się nazywać „Golica”
Reklama
Wieść o zespole rozchodzi się po parafiach i okolicznych gminach. To także sposób na promowanie gminy, dlatego artyści liczą na wsparcie. Muzycy często występują gościnnie w różnych parafiach. Niedawno byli w Chęcinach, mają zaproszenie do parafii Chrystusa Króla w Kielcach. - Nam sprawia to wielką frajdę, cieszymy się, gdy nasze śpiewanie się podoba - mówi. Poproszeni, sprawują oprawę muzyczną liturgii podczas Mszy św. z racji ślubów, pogrzebów, różnych uroczystości. - Nikt za to nigdy nie wziął grosza - podkreśla Służewski.
Zespół Golica działa od kilku lat. Artyści mają w dorobku różnorodny repertuar: lekki - oparty na tradycji i bogactwie folkloru świętokrzyskiego, poważny -z dawnymi pieśniami religijnymi na różne okresy liturgiczne. Trzon zespołu wywodzi z koła gospodyń wiejskich „Lubrzanka”, założonego przez pana Zygmunta. Nie było nazwy zespołu, Służewski nawiązując do potocznej nazwy dzielnicy wsi Mąchocice, zasugerował: „będziecie nazywać się «Golica»”. Spotkania w domu państwa Gołąbków, zajmowanym na co dzień przez biuro stolarskie - trwają do późnych godzin wieczornych.
- Jesteśmy z żoną w zespole od kilku miesięcy, ale muszę podkreślić, że Pan Zygmunt to prawdziwy profesjonalista i człowiek oddany muzyce. Dąży do wytyczonych celów. Ponadto w zespole panuje wspaniała, rodzinna atmosfera - mówi pan Mariusz Dyraga z Leszczyn.
Pierwsze skrzypce
Reklama
We wczesnym dzieciństwie nic nie zapowiadało, że Zygmunt zostanie muzykiem. W domu rodzinnym Służewskich w Szczebrzeszynie, położonym nad Wieprzem koło Zamościa, nie było specjalnych tradycji ani talentów w tej dziedzinie. Zetknął się z muzyką jako kilkunastoletni chłopak za sprawą przypadku. Pewnego dnia do warsztatu kowalsko-ślusarskiego jego ojca przyjechali z taborem Cyganie, by podkuć konie. - Stary Cygan nie miał czym zapłacić ojcu, powiedział, że może podarować mu skrzypce. Ojciec zgodził się na takie wynagrodzenie - opowiada. Instrument podarował Zygmuntowi. Pierwsze nauki chłopak pobierał u miejscowego skrzypka Jana Mazura. - Nie czytał nut, ale był prawdziwym wirtuozem skrzypiec - wspomina. Zygmunt nie rozstawał się ze skrzypcami i strzegł ich jak oka w głowie. Kiedyś zimą zjeżdżając na ślizgawce, bardzo się poturbował, ale skrzypce zdołał uratować, unosząc ręce z instrumentem wysoko do góry.
Ćwiczenia przynosiły efekty. Chłopak powoli opanowywał różne utwory: polki, mazury, oberki… Jednak kiedy przyszedł moment wyboru szkoły średniej, zdecydował się na Technikum Śródlądowej Żeglugi i wydział nawigacji we Wrocławiu. - Wyprawa na egzamin to była pierwsza daleka podróż - przypomina sobie pan Służewski. Mimo że wyniki osiągnął pozytywne, ostatecznie pozostał w rodzinnym miasteczku. Rodzina i najbliżsi skutecznie wybili z głowy młodemu Zygmuntowi szkołę we Wrocławiu. - Dla moich rodziców to był wielki świat, bali się mnie wypuścić do Wrocławia, woleli, abym został w domu, blisko nich. I tak się stało - opowiada. Poszedł do Liceum Pedagogicznego w Szczebrzeszynie. Trafił do klasy śpiewu i muzyki. W liceum poznawał arkana muzyki. Obok skrzypiec, opanował grę na trąbce i wiolonczeli. Jego nauczycielem i mistrzem był Stanisław Bryk, który ukończył Konserwatorium w Odessie.
Osiadł w Masłowie
Zygmunt nie chciał kończyć edukacji jedynie na szkole średniej, dlatego zdecydował się na Studium Nauczycielskie w Kielcach, na kierunku wychowanie muzyczne. Na Studium osiągnął solidne przygotowanie. Harmonii uczył go Mirosław Niziurski, prof. Henryk Gostomski - partytury, akordeonu - pan Kamizela, prof. Dębski - wykładał zasady muzyki. Podczas studiów poznał swoją przyszłą żonę Irenę Kirczenko, która również została nauczycielką. Kwalifikacje pogłębił na Rocznym Studium Podyplomowym dla Nauczycieli Muzyki w Łodzi. Uczestniczył w warsztatach i konserwatoriach prowadzonych przez największe sławy z Akademii Muzycznej. Później podjął magisterskie Studia Kulturalno-Oświatowe w Krakowie, z nachyleniem na folklor, którym zawsze się fascynował.
Lata w edukacji muzycznej
Oboje z żoną przez kilkadziesiąt lat byli związani z oświatą. Wychowali i wykształcili wiele pokoleń dzieci i młodzieży. Edukację muzyczną zawsze traktował jako narzędzie, poprzez które człowiek (zwłaszcza młody) może docenić głębsze wartości: piękno, dobro, prawdę. Zygmunt godził i przeplatał pracę pedagogiczną i dydaktyczną z prowadzeniem chórów, nauką śpiewu amatorskich zespołów ludowych, zajęciami instruktora muzycznego. W latach 60. po ukończonym Studium Nauczycielskim rozpoczął pracę w Szkole Podstawowej w Masłowie. Pracował także jakiś czas jako wizytator metod wychowania muzycznego w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym i w kuratorium. Część życia (siedem lat) oddał Szkole Podstawowej nr 17 im. Stanisława Moniuszki w Kielcach. Był jej budowniczym i dyrektorem. - W latach 80. to była największa szkoła w mieście, licząca kilka tysięcy uczniów. Dzień nadania imienia szkole pamiętam do tej pory - mówi.
- Salę gimnastyczną zamieniłem na kaplicę. Mszę św. sprawował bp Mieczysław Jaworski i ks. Andrzej Kaszycki. Przyjechało chyba czterdziestu dyrektorów z różnych szkół - opowiada. W czasach tamtego ustroju takie inicjatywy nie były normą. Jego pomysły wywoływały kontrowersje. - Na tle religijnym, między mną a kuratorium i władzami zawsze iskrzyło - mówi z uśmiechem. Jako pierwszy z dyrektorów w Kielcach wprowadził lekcje religii w szkole. - Kurator nie był zadowolony, kręcił na ten pomysł nosem, ale katecheza w szkole została - tłumaczy.
Nie przestaje go fascynować
Kilkanaście lat z przerwami prowadził czterogłosowy chór ludowy „Masłowianie”, którego założycielem był Jan Pieniążek. Najpierw pomagał, po śmierci Pieniążka przejął pieczę nad chórem. - Największym chyba wyróżnieniem dla mnie był występ chóru z Masłowa na Ogólnopolskim Festiwalu Dorobku Artystycznego Wsi zorganizowanym koło Poznania - mówi. Chór Służewskiego zdobył wówczas główną nagrodę, czyli „Złoty pług”. Gdziekolwiek się chórzyści nie pojawiali, czy to na Jasnej Górze, w Łagiewnikach, czy na Węgrzech wszędzie ich występy przyjmowane były z uznaniem.
Muzyka nie przestaje go fascynować i zajmować mimo upływu lat. W upowszechnianiu kultury przez muzykę widzi pewną misję. - Muzyka to najlepsza broń w walce z ciemnotą i barbarzyństwem mas - lubi powtarzać za Karolem Szymanowskim. W pokoju trzyma kolekcję instrumentów: gitarę, flet, akordeon i inne. Komponuje, zbiera teksty do kolejnych programów. Jest szczęśliwy z muzyką. Na emeryturze docenia ciepło domu rodzinnego u boku żony Ireny i dorosłych już dzieci. W jego pokaźnej kolekcji płyt króluje klasyka i folklor. Lubi przede wszystkim Chopina „bo jego muzyka w najwyższym stopniu jest artystyczna i oparta na folklorze polskim”. Moniuszkę kocha za pieśni i opery. „To są utwory, które wiele mówią o naszym kraju”, a Karola Szymanowskiego - za „innowacyjne zacięcie”. Marzenie? - Żyć zdrowo i nadal pracować tak jak do tej pory - mówi krótko.
W następnym numerze sylwetka Grażyny Łęskiej-Baranowicz, artysty plastyka, dyrektora Domu Pomocy Społecznej im. F. Malskiej Zygmunt Służewski (trzeci od lewej) prowadzi próbę z zespołem