Reklama

Ciężarówki, z których kapała krew (2)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

U nas te wszystkie wydarzenia były przed dziećmi w tajemnicy trzymane, żeby dzieci nie straszyć - pani Bronisława zaczyna swoją opowieść. - Ja nie podsłuchiwałam nigdy o czym rozmawiali, bo wiedziałam, że skoro ukrywają to przed nami, to znaczy, że to musi być coś strasznego. Takie czasy były. Starali się niczego nie mówić przy dzieciach. Chcieli uchronić tych najmłodszych od bólu i cierpienia, jakie niosła ze sobą wojna. Pani Bronisława Śliwa pamięta tylko, że bronią podzielili się ci mężczyźni, którzy mieli doświadczenia wojskowe. Naoliwili karabiny. Część z nich została pochowana u tych ludzi w domach, a część została zakopana. I głównie za tą zakopaną broń chłopi ze wsi zostali skazani.
Ojciec pani Bronisławy był jednym z tych, których zabrali. Niemcy weszli do domu i zaglądali na dzieci.
- Myśmy się bali tych żołnierzy, a oni nas obserwowali - mówi pani Śliwa. - Pamiętam, że mój brat Michaś był taki malutki, miał może dwa latka i to nim się głównie interesowali. A potem kazali się ojcu zbierać. Tata się ubrał. Pamiętam, że kazali mu się dobrze ubrać, więc ojciec założył na siebie taki długi płaszcz. Zabrali go jako ostatniego i zmuszali do kapowania. Mówili: „Jak nam powiesz, kto jeszcze, to cię wypuścimy”. Nie wypuścili. Nigdy więcej nie zobaczyłam już ojca.
Zabrali ludzi, a potem pozbierali całą tę broń. Zabrali ze sobą też starszego pana z sąsiedztwa. Ubrał się dobrze, bo zima była. Chciał wziąć ze sobą laskę, taką drewnianą, żeby się móc podeprzeć. I żołnierze powiedzieli do niego po polsku: „Tobie dziadek ta laska i ten kożuch już nie będą potrzebne”.
- 18 stycznia, kiedy doszło do rozstrzelania ks. Sznajdrowicza i parafian, w tym mojego ojca, u nas w domu był taki znak - wspomina pani Bronisława. - Ze strychu spadła skrzynia i narobiła strasznego hałasu. Wystraszyliśmy się bardzo. I już wtedy mama nasza wiedziała, że nie zobaczy męża, a my, że nie zobaczymy ojca.
Już po wojnie, do Lipowej przyjechał pewien mężczyzna. Twierdził, że jest z Sosnowca. Pracował w szpitalu, do którego przywieźli zamordowanych już lipowian. Był tam sanitariuszem. Opowiadał ludziom, że pamięta jak przywieźli ludzi z okolic Żywca.
- Mówił, że jak ich rozstrzelali to nie od razu ich odwieźli z prosektorium. Stała ciężarówka i ona przez całą noc stała pod szpitalem, a jak odjechała, to pod samochodem tylko kałuże krwi zostały - pani Bronisława ukradkiem ociera spływające po policzku łzy. - I ten mężczyzna twierdził, że wtedy jeszcze nie wszyscy byli zamordowani, że na pewno ktoś musiał jeszcze żyć.
Władze obiecywały po wojnie odszkodowania dla rodzin zamordowanych. Jednak na obietnicach się skończyło. Dostali tylko ci, co zasłużyli sobie. Byli to głównie ci, co współpracowali z władzą. A jak ktoś nie chciał, to nie dostawał ani grosza.
- Tam, wtedy w styczniu w Katowicach to wielkiego człowieka zamordowali. Wielkiego bohatera i świętego człowieka, który w pamięci ludzi pozostanie na zawsze i dobrze, że są tacy, co chcą tego słuchać, żeby następne pokolenia mogły poznać historię - mówi pani Śliwa.
- Mojego ojca, Józefa Wisłę, zabrało gestapo w 1939 r., a w 1940 r. został rozstrzelany razem z ks. proboszczem Ferdynandem Sznajdrowiczem i pozostałymi trzydziestoma sześcioma parafianami - pan Gustaw rozpoczyna swoją historię. Mówi powoli i spokojnie, jakby chciał się rozliczyć z przeszłością, która zabrała mu ojca.
Miał trzy lata, kiedy gestapo aresztowało jego tatę. To było w grudniu, zaraz po świętach. Zima była wyjątkowo mroźna. Żołnierze niemieccy pojawili się w domu państwa Wisła z rana. Bez żadnym wyjaśnień przeszukali cały majątek rodziny. Gdy nie mogli nic znaleźć, gospodarz dostał kilka razy w twarz. Przyznał się, że broń ma. Zaprowadził ich do ogrodu, otworzył jeden ze starych uli i pokazał prowizorycznie wykonaną strzelbę.
- To, za co skazali ojca, to nawet nie była broń - mówi pan Gustaw i uśmiecha się przy tym, trochę jakby z politowaniem. - To nie miało nic wspólnego z tą bronią, którą ze Skrzycznego przynieśli żołnierze i którą tutaj w Lipowej ukryli. Lufę ojciec miał prawdziwą, ale kolbę sobie sam zrobił z drewna, bo stolarzem był. Ta broń miała służyć mu do polowań na zwierzynę, a nie do walki, bo jak walczyć takim czymś? Ale dla niemieckiej milicji nie było to istotne. Nie słuchali wyjaśnień. Kazali mężczyźnie pójść razem z nimi. Pan Gustaw z opowieści starszego rodzeństwa pamięta tylko, jak jego matka chciała jeszcze mężowi dać płaszcz, żeby się okrył. Jeden z gestapowców rzucił tylko: „Tam, gdzie idzie, ciepłe ubrania nie będę mu potrzebne”.
- Zabrali go prosto do więzienia, do Katowic - opowiada pan Gustaw. - To tak jakby już nad nim mieli wykonać wyrok, bo innych to na posterunek wieźli i tam zmuszali do przyznawania się. Tutaj, z moich okolic dużo mężczyzn zabrali, i ci, którym się udało stamtąd wyjść opowiadali potem, co im robili, żeby zaczęli gadać. Gestapo stosowało różne metody, aby zmusić ludzi do kapowania. Nie liczyło się to, czy ktoś jest niewinny. Należało zrobić wszystko, aby dana osoba zaczęła sypać. Za wszelką cenę nieposłuszni mieszkańcy wioski musieli odpokutować za swoje nieposłuszeństwo względem władz. A były to metody gorsze od tych średniowiecznych. Jednym wbijano szpilki pod paznokcie. Innych wieszano za nogi i tak zostawiali głową w dół, czekając, aż dana osoba straci przytomność. Potem, żeby takiego mężczyznę otrzeźwić, wylewali mu na głowę wiadro lodowatej wody.
- Jak ktoś z ludzi był wytrzymały, twardo znosił to, co z nim robią, nie przyznawał się i nie donosił na innych, to potem normalnie żył po wojnie - mówi pan Gustaw. - Mój ojciec był dobrym człowiekiem, ale miał małą odporność na ból. Dostał od takiego Niemca w twarz kilka razy i od razu wszystko mówił.
Bez ojca było ciężko. W domu było ich siedmioro rodzeństwa i matka wychowująca tę gromadkę. Jak zabrali ojca - głowę rodziny - to rodzina została bez żadnych środków do utrzymania. Józef Wisła był jedynym źródłem zarobków dla całego rodziny. A potem go zabrakło.
- Do samego końca wojny nie wiedzieliśmy w ogóle, co się z ojcem działo. Nie dostawaliśmy żadnych wiadomości, czy umarł, czy żyje, czy go zamordowali... - przyznaje pan Wisła. - Bo za czasów okupacji to nikt nic nie wiedział, Niemcy nigdy nic nie mówili, że ktoś zginął. W każde święta dzieci płakały za swoim ojcem. Czekali z nadzieją, że im go zwrócą i że on do nich wróci. Modlili się do Najświętszej Panienki, by wrócił cały i zdrowy.
- Wiadomo było, że to mało realne, ale byliśmy małymi dziećmi, więc zawsze jakaś tam nadzieja była. Jak to mówią, nadzieja umiera ostatnia - dodaje. - No to my myśleliśmy sobie, że ojciec jeszcze może wróci do nas. Nie wrócił. Zamiast niego do Lipowej dotarły złe wieści, które zabiły nadzieję małych dzieci na odzyskanie ukochanego ojca.
Gdy wojna się skończyła, mieszkańcy Lipowej dowiedzieli się, że ks. Sznajdrowicz i wszyscy parafianie aresztowani w 1940 r. zginęli. Wśród nich był ojciec pana Gustawa. Pojawiły się różne wersje. Nie było wiadomo, gdzie dokładnie zostali rozstrzelani. Do rodzin nie dotarły żadne oficjalne pisma, informujące o wykonaniu wyroku. Z części zeznań wynikało, że zginęli w Sosnowcu. Jeszcze inne za miejsce tragedii podawały Katowice, niedaleko kopalni „Wujek”. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że to właśnie tam zostali rozstrzelani ks. proboszcz Sznajdrowicz razem z trzydziestoma sześcioma parafianami.
- Jakoś po wojnie do Lipowej przyjechał taki jeden. Mówił, że pracował w tamtym szpitalu, skąd wywozili ciała. Widział ponoć ciężarówki, z których kapała krew i były to najprawdopodobniej te ciężarówki, którymi wywozili ciała naszych - mówi pan Gustaw. - A potem już nie wiadomo, co dokładnie stało się z tymi ciałami. Nie mieliśmy nawet możliwości, żeby własnego ojca pochować. Życie toczyło się dalej. Na rodziny rozstrzelanych padły represje. Pan Gustaw wspomina, jak jego rodzinie groziło wysiedlenie i obóz koncentracyjny. Uciekali z miejsca na miejsce, żeby nie trafić do obozu. Musieli ukrywać się przed okupantem.
- Pyta mnie pani, jakie skutki wojna pozostawiła u nas? Tego, co zrobili nam Niemcy nigdy nie zapomnimy, a skutki pozostaną przede wszystkim w pamięci. Po dziś dzień po nocach śnią się te wszystkie okropieństwa, to jak my uciekaliśmy i jak Niemcy bili. A wtedy, w 1940 r. dzieci straciły ojców, matki straciły synów, a nasza parafia straciła wielkiego księdza i kaznodzieję. Takich rzeczy nie da się zapomnieć...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

2011-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Hiszpański biskup: to wierny wybiera sposób przyjęcia Komunii świętej

2024-12-16 15:03

Karol Porwich/Niedziela

To do wiernego należy wybór sposobu przyjęcia Komunii świętej, a nie do udzielającego jej kapłana - wyjaśnił biskup hiszpańskiej diecezji Jerez de la Frontera, José Rico Pavés. Wydał on dekret regulujący liturgiczne obchody Jubileuszu 2025, a także normy liturgiczne i sakramentalne obowiązujące w diecezji.

Więcej ...

W czasie Adwentu chcemy otwierać serca dla przychodzącego Pana, prostować nasze drogi…

2024-12-15 20:50

Red.

Niejednorodnie w życiu zostajemy niezrozumiani przez inne, nawet bliskie nam osoby. Nasze czyny zostają ukazane w złym świetle, nasze motywy przeinaczone. Budowanie relacji i komunikacja jest sztuką, której musimy się uczyć przez całe życie.

Więcej ...

Afera wokół Domu Miłosierdzia. Bp Zieliński: Mnie na tym ringu nie ma

2024-12-17 19:51
Bp Zbigniew Zieliński

ks. Wojciech Parfianowicz, diecezja koszalińsko-kołobrzeska

Bp Zbigniew Zieliński

- Jest ring, na którym chce się postawić dwie walczące ze sobą strony. Proszę Państwa, mnie na tym ringu nie ma. Ja, jako biskup, postawiłem po prostu pewne warunki. Reszta, to są narracje - powiedział bp Zbigniew Zieliński dziennikarzom w sprawie Domu Miłosierdzia.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Opus Dei wydało oświadczenie ws. Marcina Romanowskiego

Wiadomości

Opus Dei wydało oświadczenie ws. Marcina Romanowskiego

On sam jest Słowem Ojca, Mądrością, która przychodzi...

Wiara

On sam jest Słowem Ojca, Mądrością, która przychodzi...

Bóg pisze prosto na krzywych liniach naszej historii

Wiara

Bóg pisze prosto na krzywych liniach naszej historii

Episkopat odradza korzystanie z Nowego Przekładu...

Kościół

Episkopat odradza korzystanie z Nowego Przekładu...

Świętokrzyskie: W wypadku samochodowym zginął proboszcz

Kościół

Świętokrzyskie: W wypadku samochodowym zginął proboszcz

Co mamy czynić?

Wiara

Co mamy czynić?

Tajemnica wizerunku Matki Bożej z Guadalupe

Wiara

Tajemnica wizerunku Matki Bożej z Guadalupe

Bóg zaprasza nas dziś do szczerości, do stanięcia w...

Wiara

Bóg zaprasza nas dziś do szczerości, do stanięcia w...

Panie, ucz mnie uczciwości i gotowości niesienia pomocy...

Wiara

Panie, ucz mnie uczciwości i gotowości niesienia pomocy...