Wspólnoty rzymskokatolickie rozwijają się, czy to w Kursku
i Saratowie, czy w Samarze. Tu znajduje się kościół słynący ze świetnej
akustyki wnętrza, do którego przyjeżdżają najlepsze chóry w Rosji.
Mieliśmy i my uczestniczyć we Mszy św., a później odśpiewać Apel
Jasnogórski. Niesamowite to chwile, kiedy kończyliśmy szczęśliwie
przeżyty dzień chwaleniem Boga i Najświętszej Panny Eucharystią i
śpiewem.
Raz jeszcze podkreślę, że wszędzie, gdzie byliśmy, nocowaliśmy,
doświadczaliśmy nadzwyczajnej życzliwości ludzkiej. Każdy częstował
tym, co miał, a domy stawały się dla nas otwarte, abyśmy mogli się
wykąpać lub coś zjeść. Byliśmy pielgrzymami, niosącymi przez Rosję
świadectwo wiary, gdyż zawsze mówiliśmy, że jesteśmy osobami wierzącymi.
Drugi etap podróży zakończyliśmy w Jekaterynburgu, u
sióstr zakonnych, z których jedna była znajomą ks. Krzysztofa. Gdy
dotarliśmy do miasta, oznajmiono nam, że proboszcz tutejszej parafii
remontuje budynki parafialne. Trochę pomogliśmy. Przebrani w robocze
ubrania, z młotkami i kilofami w ręku pracowaliśmy wraz z klerykami
Seminariów siedleckiego i krakowskiego. Po południu dowiedzieliśmy
się, że musimy wieczorem jechać do Krasnojarska, bo tylko na ten
dzień udało się kupić bilety.
Po 36 godzinach podróży wysiedliśmy z pociągu. W Krasnojarsku
podjęła nas herbatą i ciastem siostra zakonna, która następnie skierowała
nas do ojców klaretynów, u których mieliśmy nocować. Rankiem pełni
wrażeń po wieczornej wizycie w bani - odpowiednik polskiej sauny
- ruszyliśmy w drogę. Z miasta na drogę do Irkucka eskortował nas
o. Tadeusz Szyszko. Podczas podróży mijaliśmy rzekę Jenisej. Chcieliśmy
zrobić sobie pamiątkową fotografię na moście, lecz zorientowaliśmy
się, że prowadzi przezeń linia kolejowa strzeżona przez wartowników.
Kobieta z karabinem zwróciła nam uwagę, że tu zdjęć robić nie wolno, "
nielzia"! Gdy to nie poskutkowało, zdjęła i przeładowała karabin,
a następnie... wymierzyła w nas. Szybko schowaliśmy aparaty i odjechaliśmy.
Myślałem, że serce wyskoczy mi ze strachu do Jeniseju.
Nocowaliśmy u znajomych o. Tadeusza, gdzie poznaliśmy
panią, której przodkowie byli Niemcami osiedlonymi wzdłuż Wołgi,
później przesiedlonymi na Sybir. Specjalnie dla niej Mszę św. odprawiono
po niemiecku, Ewangelię czytano po rosyjsku, a modlitwę po Mszy św.
wypowiedziano po polsku. Niecodzienne zdarzenie...
Po drodze do Irkucka mijaliśmy Usole Syberyjskie, a w
nich gościliśmy przez jedną noc u ojców karmelitów i o. Macieja,
Tu także zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie. Należy przy tych
opowieściach dodać, że nigdzie nie informowaliśmy księży o naszym
przyjeździe. Wielokrotnie bałem się, czy nas przyjmą, ale niepotrzebnie.
Następnego dnia byliśmy już w Irkucku, w katedrze. Usytuowana na
wzniesieniu w pobliżu uniwersytetu, stanowi już teraz nieodłączną
część miasta. Wspólnotę katolików w dużej części stanowią licznie
przybywający na niedzielną Liturgię Ormianie. Obecnie proboszczem
kościoła katedralnego jest nasz kompan z podróży i zarazem przewodnik
duchowy - ks. Krzysztof Kowal.
Kiedy wspominam spotkanie z Kościołem na Syberii, spotykanie
Boga podczas drogi, ogarnia mnie nostalgia. Msze św. odprawiane wielokrotnie
w namiocie, codzienny Różaniec za ofiary zsyłek, za ludzi, którzy
nas przyjmowali do siebie, za naszych dobrodziejów. Msze św. odprawiane
przy drodze, gdzie za ołtarz służyły sakwy na tylnym bagażniku roweru
- tych spotkań z Bogiem brakuje, tęsknię też za spotkaniami z przyrodą.
Zostają wspomnienia, pamięć o drodze, ludziach i miejscach... i kilogramy
zdjęć.
Kocham cię, Panie, i za to, że pozwoliłeś mi tam być.
Pomóż w rozwoju naszego portalu