DOROTA NIEDŹWIECKA: - Czemu służy czas żałoby?
ELŻBIETA ŁOZIŃSKA: - Żałoba to proces uczenia się życia bez osoby, która odeszła. Doświadczamy śmierci, mamy potrzebę pochowania, odczuwamy żal i przeżywamy czas uczenia się życia bez niej. Od setek lat doświadczeniu śmierci, mającym swoje korzenie jeszcze w starożytności, towarzyszyły dwa elementy: lament czyli żal po stracie i właśnie żałoba. Tuż po śmierci wiele rzeczy przypomina nam o zmarłej osobie: pokój, w którym jeszcze niedawno spała, kubek, z którego piła, ubrania w szafie. Bywa, że nie mijamy już na schodach tego sąsiada czy ta nauczycielka nie prowadzi już lekcji.
Czasem bywa tak, że mijają lata, a ktoś nadal nie potrafi się emocjonalnie rozstać z tym, który zmarł. Mija pięć, sześć, a nawet dziesięć lat od śmierci dziecka, a jego ubranka wciąż są w szufladzie, pokój wygląda tak samo, jak wówczas, gdy żyło. Dobrze jest odróżnić sytuacje dotyczące osoby wielkiej czy świętej, w której domu tworzy się miejsce pamięci od sytuacji rodzinnych. Przedłużająca się niemoc sprzątnięcia pokoju po babci albo po dziecku świadczy o takim podejściu do śmierci, którego konsekwencją może być patologiczna żałoba. Z domu nie możemy robić muzeum, gdyż to sprawia, że nie umiemy żyć bez tej osoby.
- Czym zatem jest dobrze przeżyta żałoba?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Przychodzi mi na myśl analogia do dobrze przeżytej spowiedzi. Wiem, co tracę i wiem, za kim tęsknię - jak mogło być, ale zdarzyło się inaczej. Wyrażam swój żal z powodu odejścia. Przeżywam czas bez tej osoby, ale uczę się żyć bez niej, często może to być impuls do życia jeszcze pełniej, bycia lepszym człowiekiem.
Uczenie się musi w końcu stać się faktem: żyję już bez tej osoby, opiekuję się innymi dziećmi, umiem budować inne, nowe więzi lub umacniać te, które mi pozostały.
- Ale bywa też tak, że wracamy po pogrzebie do domu i więcej o zmarłym nie rozmawiamy, by nie rozdzierać ran. Ucieczka od bólu nie jest chyba najlepszym rozwiązaniem?
- Rzeczywiście: wraz z rezygnacją z zewnętrznych oznak żałoby, zdarza się, że „wycinamy” także żałobę wewnętrzną. Nie ma czasu na coś tak naturalnego jak płacz po stracie. Nie rozmawiamy o tęsknocie. Mama przez pół roku umierała na raka, codziennie jeździliśmy do niej do szpitala. Było ciężko. Teraz nie ma mamy i nie ma tematu. O przeżywaniu często nie rozmawia się z dziećmi, które utraciły rodzica. To sprawia, że jako dorośli nadal mają „niedokończoną” żałobę.
Gdy mówię o żałobie, nie chodzi mi o to by być posępnym, ale o nieodrzucanie tego, że jest nam smutno, że chcemy powspominać, pozwolić sobie na wzruszenie i nostalgię.
- W jakich okolicznościach najtrudniej pogodzić się ze śmiercią?
Reklama
- Patologicznej żałoby doświadczyłam podczas pracy z ludźmi, którym brakowało dobrej relacji z osobą zmarłą. Przeżywają oni nie żałobę po stracie, ale po straconych dobrych szansach. Wdowa opłakuje nie męża, ale to, co mogli zrobić razem dobrego, ale nie zdążyli. Rodzic, którego dziecko popełniło samobójstwo, a który z tym dzieckiem nie był blisko, doświadcza żalu, ponieważ stracił szansę relacji, nie zdążył zbudować więzi.
Paradoksalnie: z osobą, z którą miało się dobrą więź, dobre pożegnanie, jest łatwiej się rozstać. (Dlatego też w mojej rodzinie przy każdym rozstaniu staramy żegnać: bez kłótni czy naburmuszenia, ponieważ to może być nasze ostatnie spotkanie). Wówczas przeżywamy samo odejście, a nie stracone szanse na dobrą relację, bliskość. Na dobre przeżywanie żałoby pracujemy całym życiem.
O niewłaściwym przeżyciu żałoby może świadczyć zbyt intensywne chodzenie na cmentarz lub unikanie cmentarza. To też kwestia zobaczenia, na ile bycie przy grobie osoby, którą straciłam jest np. natrętnym powracaniem, a na ile miejscem spotkania. Miarą naszego zdrowienia w kontekście dobrego przeżywania żałoby, są odwiedziny z potrzeby serca. Tu już nie ma miarki - czy cotygodniowe, czy comiesięczne, czy może wypracujemy pewien rytuał, objawiający się np. odwiedzaniem grobu po Mszy św. Ważne, by taki zwyczaj był wyrazem naszego dialogu, a nie np. uporczywymi wizytami, przez które zaniedbuję innych.
- Co może pomóc osobom, które nie potrafią dobrze przeżyć żałoby?
Reklama
- Pierwszym krokiem jest nazwanie uczuć, przyjrzenie się, za czym dokładnie tęsknię w związku z nieżyjącą osobą. (Ułatwić to może napisanie listu do zmarłego). Ważne, by rozróżnić, czy problem dotyczy bardziej osoby, czy straconych w stosunku do niej szans. Czy za rozmowami, czy za bliskością, powiedzeniem czegoś, czego nie zdążyłam powiedzieć. Jeśli jestem wierzący/-a, wierzę w świętych obcowanie, mogę mieć nadzieję, że gdy powierzę te sprawy w modlitwie, anioły zaniosą je do nieba. W jakiś tajemniczy sposób możemy otrzymać nawet odpowiedź (poprzez Słowo Boże, spotkanie z kimś).
W przypadku utraty dziecka szczególnie ważne są okoliczności. Np. u kobiety, która przez wiele lat stosowała antykoncepcję, a gdy świadomie zaszła w ciążę, utraciła ją, pogodzenie się z sytuacją jest zazwyczaj trudniejsze. „Zaprzepaściłam tyle szans, a ta jedna, chciana ciąża jest stracona” - myśli. Podobnie ciężko jest pogodzić się ze śmiertelną chorobą dziecka, jeśli jego starsze rodzeństwo nie zostało zaproszone do życia, ponieważ rodzice stosowali antykoncepcję, środki wczesnoporonne lub zdecydowali się na aborcję.
Kolejne pytanie, jakie warto sobie postawić to: Czy tęsknoty, które żywię wobec osoby nieżyjącej, mogłyby zostać spełnione przez kogoś innego? Bywa, że matka rozpaczając po stracie kilkulatka, nie dostrzega zalet, jakie ma jej starsze dziecko. Przegapia, że ono także świetnie się zapowiada, bo łatwej jej myśleć, kim byłby ten śliczny malec, gdyby żył.
- Trzeba być uważnym, by doświadczając bólu, nie pomnażać strat?
Reklama
- Tak. Ojciec, który utracił jedną córkę w wypadku - może utracić także drugą. Tym razem emocjonalnie, ponieważ ciągle nie umie akceptować jej decyzji, które nie są złe, ale z którymi nie umie się pogodzić. Ktoś traci drugie dziecko czy męża - bo czują się zaniedbani, traci siebie - bo popada w depresję. W taki sposób generuje się straty.
Ale odejście kogoś bliskiego może być także impulsem do zapobieżenia takim sytuacjom, a także - do pogłębienia naszej więzi z nim. Musimy jednak chcieć skorzystać z szansy. Dobrym przykładem są wydarzenia związane ze śmiercią Jana Pawła II. Dopiero po niej mogliśmy lepiej poznać niektóre aspekty jego życia. Może być tak, że dopiero po śmierci dziadka czytamy po raz pierwszy jego pamiętniki, po śmierci cioci dowiadujemy się o jej fascynującej przeszłości. Cieszmy się tymi sprawami teraz, skoro nie zdążyliśmy wcześniej.
Kluczowym aspektem w procesie uczenia się, jak żyć bez tej osoby, jest dostrzeżenie, że ta śmierć ma sens, zgodzenie się, że widocznie tak miało być. Dopiero głęboka zgoda sprawia, że możemy zamknąć proces opłakiwania. Nauczyłam się bez żyć bez tej osoby, inaczej spędzać wieczory, z kim innym prowadzić dyskusje…
Dopóki nie ma zgody na stratę - żałoba trwa. Bo albo tkwimy w rozmyślaniu o tym, co by było gdyby ta osoba żyła, albo narzekamy, jak to bez niej jest źle. „No widzicie Wigilia się nie udaje, bo brakuje pysznych pierogów, które robiła babcia”. Drugi, czwarty, piąty rok mija od śmierci babci - a Wigilia dalej się nie udaje. Co innego powspominać najlepsze pierogi babci ze świadomością, że te, które zrobiła ciocia są inne, może rzeczywiście nie aż tak wyjątkowe, ale z nimi też możemy dobrze świętować.
Bez zgody na odejście, nie otwiera się też przestrzeni na zapraszanie tej osoby do życia: na wyrażanie zgody, że ona żyje z nami w pamięci, w rozmowach. Gdyby nie było zgody na śmierć Jana Pawła II - nie byłoby też pragnienia, by był świętym. Pewien egzorcysta podczas jednego z egzorcyzmów poprosił o wstawiennictwo bł. Jana Pawła II. Wówczas demon zaczął się użalać: „Szkodził nam za życia, ale jeszcze bardziej szkodzi nam po śmierci”. Czas jego życia się zakończył, a teraz można się otworzyć na nową jakość w relacji z Nim. Tak samo jest z członkami naszych rodzin. Mam aniołka w niebie. Babcia nie czuje już bólu i w innej rzeczywistości widzi lepiej całą naszą rodzinę. Przed nami otwierają się niesamowite perspektywy duchowe.
- Jak pomóc przyjacielowi, który jest w żałobie?
- Na pewno warto towarzyszyć, sygnalizować swoją obecność, gotowość do rozmowy, ale nie robić nic na siłę. Dobrze jest powiedzieć, np. na pogrzebie podczas składania kondolencji: pamiętaj, jak będziesz miał/-a gorszy dzień zawsze możesz zadzwonić. Czasami osoby w żałobie przeżywają konflikt: „Nie będę szła na żadne spotkania towarzyskie, ponieważ jestem w paskudnym nastroju”. Możemy pokazać jej wówczas, że mimo to może z nami być. „Jak nie będziesz miała ochoty tańczyć, to posiedzisz”. Albo zorganizujemy się i zrezygnujemy z tańców dla tej osoby. Chodzi o możliwość współgrania. Może też być tak, że będzie miała ochotę wyjść, potańczyć, ale będzie mówiła sobie, że nie wypada. Ważne, by przeżywający żałobę szedł za emocjami, których doświadcza. Jeśli chce płakać, niech płacze, jeśli ma ochotę się radować - niech się raduje. Natomiast jeśli chodzi o przyjaciół, ważne, by byli czujni na te nastroje, a także by ponawiali gotowość do rozmowy, nie bali się wspomnień. By czasem zapytali: „No jak tam twój nastrój? (nie tyle nawet o to, jak sobie radzi, co właśnie o nastrój). Dobrym sposobem, by pomóc się otworzyć, jest propozycja towarzyszenia na cmentarz, pomoc w uprzątnięciu grobu, a może nawet uprzątnięciu rzeczy po zmarłym.
Reklama
- A co jest ważne w przeżywaniu żałoby po stracie dziecka nienarodzonego?
- Najważniejsze jest uczłowieczenie dziecka. Bez względu na to, czy ciąża trwała 3, 13 czy 30 tygodni, strata dotyczy człowieka. Brak nadania imienia temu konkretnemu członkowi rodziny, brak rozmów na jego temat, brak pogrzebu lub mszy ze wspomnieniem zmarłego Maleństwa, powoduje, że strata łatwiej staje się tematem tabu. Od strony duchowej pomijamy fakt, że w rodzinie mamy więcej członków. Trudno powiedzieć o tym kolejnym dzieciom.
Moje trzecie dziecko zmarło w 10. tygodniu ciąży, kiedy moja córeczka miała roczek. W wieku 3 lat, powiedziała: Mam starszego brata, młodszego brata, a jeszcze chciałabym mieć małą siostrzyczkę. I usłyszała odpowiedź: „Masz małą siostrzyczkę, tylko ona jest w niebie, umarła, jak była w brzuszku u mamy”. Teraz dzieci tłumaczą sobie: „Idziemy zapalić światełko za naszą siostrę. Jak pójdziemy do nieba, to tam dopiero się z nią spotkamy. Magdusia jest naszym Małym Aniołkiem”. Wiary w świętych obcowanie możemy się uczyć od dzieci. Dzieci, z którymi szczerze i z miłością rozmawiamy o trudnych sprawach, będą się uczyły odważnego dialogu w każdej dziedzinie, a rodzina, uwolniona od sekretów i tematów tabu, ma duże szanse na trwałe relacje i dobrą wzajemną komunikację.
* * *
Zaproszenie na Mszę św. za dzieci nienarodzone:
Msza św., podczas której z imienia będziemy wspominać dzieci, które umarły przed narodzeniem oraz w intencji rodzin tych dzieci zostanie odprawiona 18 listopada o godz. 19.00 w kościele Najświętszego Serca Jezusowego przy pl. Grunwaldzkim 3 we Wrocławiu.
* * *
Elżbieta Łozińska jest doradcą pedagogiczno-psychologicznym, terapeutą osób dorosłych, które doświadczyły traumatycznych przeżyć. Więcej na stronie:
W ośrodku Sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa w Bolesławcu odbywają się sesje poświęcone różnym aspektom relacji w rodzinach i duchowości. Więcej informacji: tel. 728 955 657;