Śp. kard. Zenona Grocholewskiego poznałem jeszcze jako studenta prawa na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie (1966–1972), chociaż mieszkał w Papieskim Kolegium Polskim, a ja w Papieskim Instytucie Polskim. Był bardzo gościnny, zapraszał do siebie, interesował się moimi studiami i później pracą w Watykanie. Czasem spędzaliśmy razem wolny czas lub uczestniczyliśmy w różnych wydarzeniach koleżeńskich, jak np. imieniny, obrona doktorska oraz uroczystości kościelne. Podczas jednego z takich spotkań z okazji moich imienin podzielił się z nami stanem przygotowań do nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego i osobistym zaangażowaniu papieża Jana Pawła II. Po ukończeniu studiów i zaangażowaniu do pracy w Sygnaturze Apostolskiej był kapelanem Domu Pomocy Społecznej pod Rzymem, ale utrzymywał nadal z nami kontakt i tam zastała go nominacja na biskupa. Cenił sobie to, że jako kapłan mógł służyć osobom chorym i starszym, odprawiał Msze św., głosił homilie, pełnił posługę sakramentalną. W Sygnaturze Apostolskiej przeszedł wszystkie szczeble w latach 1972–1999; pełnił obowiązki notariusza, kanclerza, sekretarza i prefekta. Mieliśmy też wspólnych znajomych w Amsterdamie: Polkę, która chyba w obozie pracy poznała przyszłego męża, Holendra. Bardzo sobie cenili znajomość, czy nawet przyjaźń z księdzem i później biskupem Zenonem. Dwukrotnie odwiedzali nas obu w Rzymie.
Przed święceniami biskupimi zaproponowałem mu, żeby zaprosił mojego kolegę prawnika z KUL, ks. prof. Józefa Krukowskiego, którym ja się zaopiekuję podczas pobytu w Wiecznym Mieście. Profesora poprosiłem, aby przywiózł sobie togę uniwersytecką. Stosunkowo szybko otrzymał paszport i wizę włoską. Obaj uczestniczyliśmy w tych święceniach, które miały miejsce w Bazylice św. Piotra 6 stycznia 1983 r., sakry biskupiej udzielał Ojciec Święty Jan Paweł II. Dla nas, pracowników Kurii Rzymskiej, zwykle była zarezerwowana jakaś liczba miejsc za biskupami, natomiast kolegę w todze poproszono na miejsca zarezerwowane dla przedstawicieli innych obrządków i Kościołów, bliżej ołtarza. Bardzo się ucieszył z tej wizyty w Rzymie, chociaż musiał szybko wracać do kraju ze względu na obowiązki uniwersyteckie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Kiedy zostałem biskupem, zapraszałem go na święcenia biskupie do Lublina. Zaproszenie poparli księża koledzy z Kurii Rzymskiej stwierdzeniem, że na taką uroczystość powinien pojechać ktoś, kto już jest biskupem. Chętnie przyjechał, chociaż miał już tyle obowiązków w biurze i na uczelni (PUG), że nie miał nawet czasu pojechać do swojego Poznania, by odwiedzić rodzinę i przyjaciół. Święcenia były w sobotę 28 września 1985 r., w niedzielę odwiedził jeszcze swoich kolegów prawników i ks. prof. Czesława Bartnika. W poniedziałek rano odleciał do Rzymu. W Lublinie był kilkakrotnie, brał udział w sympozjach naukowych prawniczych i innych na KUL. W r. 1999 otrzymał doktorat honoris causa naszej Alma Mater. Chyba za każdym razem składał wizytę Wielkiemu Kanclerzowi i odprawiał w naszej archikatedrze. Szczególnie zapamiętałem sobie jedną koncelebrę z nim, dokładnie w 75. rocznicę jego urodzin.
W 1993 r. uczestniczyliśmy razem w 45. Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym w Sewilii w Hiszpanii. Abp Zenon należał wówczas do Papieskiego Komitetu ds. MKE, ja reprezentowałem Konferencję Episkopatu Polski. W uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa organizatorzy zachęcali nas, biskupów z różnych krajów, abyśmy zajęli miejsca siedzące, odpowiednio zadaszone, jeśli chcemy zobaczyć procesję w „wykonaniu” hiszpańskim. Abp Z. Grocholewski powiedział do mnie z pewnym oburzeniem: to mamy patrzeć na procesję z Najświętszym Sakramentem jak na przedstawienie? Chodź, idziemy! I poszliśmy, może tylko najstarsi biskupi i inne osoby pozostały na miejscach siedzących. Trasa nie była zbyt długa i niemal cała delikatnym płótnem zadaszona, żeby nie było zbyt gorąco. Problem był raczej tylko z nagłośnieniem, nie było słychać dobrze ani czytań, ani modlitw czy śpiewów.
Reklama
Jan Paweł II mianował go w r. 1999 prefektem Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego, coś w rodzaju Ministerstwa Oświaty Stolicy Apostolskiej od przedszkoli do uniwersytetów i różnych instytutów naukowych. Główną jego troską było dbać o katolicki charakter tych wszystkich instytucji. Dlatego bardzo dużo podróżował z wizytacjami, z referatami w odpowiedzi na różne zaproszenia. Cieszył się, że na drodze ku wolności w Polsce zaczęły powstawać zamiast dawnych Wydziałów Teologicznych nowe uniwersytety: Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i Uniwersytet Jana Pawła II w Krakowie. Był za tym, żeby w tak katolickim kraju jakim jest Polska, powstało więcej uniwersytetów katolickich. Wiadomo, że w różny sposób wspierał Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Mówił mi podczas którejś wizyty w Rzymie, z jakimi honorami był podejmowany w jednym z krajów arabskich, w którym istnieją trzy uniwersytety katolickie. Jak bardzo była ceniona jego posługa w tej dziedzinie, świadczy fakt odznaczenia go doktoratami honoris causa przez 25 wyższych uczelni na całym świecie. Równocześnie, jak powiedział abp. M. Jędraszewski w homilii pogrzebowej w katedrze poznańskiej, patrzył na te odznaczenia z dystansem, natomiast cenił sobie listy otrzymywane od uczniów, których uczył religii w Poznaniu na os. Warszawskim. Starał się odpowiadać na te listy. Czasem te katechezy trwały bardzo długo, zamiast 45 minut, ponieważ młodzież miała różne pytania i ks. Zenon wyjaśniał im wiele rzeczy. Dzięki jego lekcjom liczba uczniów uczęszczających na katechezę podwoiła się. Cieszyliśmy się, gdy mogliśmy go powitać w Toruniu jako Legata Papieskiego, który 18 maja 2016 r. konsekrował świątynię - sanktuarium Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II.
Reklama
Gdy stan zdrowia sprawiał mu jakieś kłopoty, starał się podczas urlopu korzystać z pomocy lekarzy i innych fachowców w jednym sanatorium w Ciechocinku. Był zadowolony z tej pomocy i ogólnie z atmosfery, jaka tam panowała. Uzyskał nawet złotą kartę kuracjusza. W czasie wolnych weekendów tak w Polsce jak w Rzymie czy w innych krajach, chętnie angażował się do pomocy duszpasterskiej w parafiach czy w kaplicach. Był cenionym kaznodzieją, zwykle miał precyzyjnie przygotowane homilie i dostosowane do rodzaju słuchaczy.
Chociaż był najbardziej znanym biskupem i kardynałem polskim w całym świecie, szczególny kontakt utrzymywał z Poznaniem, ze swoją rodziną i z prastarym Kościołem Poznańskim, dlatego chyba zapragnął być tam pochowany w archikatedrze. Niech Pan Bóg obdarzy go wieczną nagrodę za to, kim był dla archidiecezji poznańskiej, dla Kościoła w Polsce, ale także dla Kościoła i społeczeństwa na całym świecie, nie tylko osób wierzących, ale i innych wyznań, którzy cenili go jako uczonego i człowieka wiary.