Dziś ostatnia już chyba w tym roku szkolnym relacja z warsztatów,
zorganizowanych pospołu przez Wydział Nauki Katolickiej i Ośrodek
Doskonalenia Nauczycieli w Skierniewicach. W zamierzeniu organizatorów
wszelkie spotkania dla katechetów, lekcje otwarte i warsztaty, mają
podnosić kwalifikacje zawodowe uczestników, ale także integrować
środowisko. A wreszcie - pomagać w rozwiązywaniu różnorodnych problemów,
nie tylko dydaktycznych, lecz i wychowawczych.
Taki właśnie cel przyświecał spotkaniu zorganizowanemu
w Łowiczu, w Instytucie Teologicznym, którego głównym gościem i prowadzącą
była dr Ewa Kosińska - psycholog z krakowskiej Poradni dla Dzieci
i Młodzieży z Zaburzeniami Psychicznymi (głównie emocjonalnymi) oraz
Małopolskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli. Temat warsztatów
brzmiał: Jak radzić sobie z trudnymi klasami? Utrzymanie porządku
na lekcji.
Już na wstępie dr E. Kosińska zaproponowała katechetom,
jakże często natykającym się na problemy w pracy z trudnymi klasami,
pewne przeformułowanie założeń. "To nieprawda - mówiła - że dziecko
jest rozmyślnie złośliwe i chce dokuczyć nauczycielowi! To dorośli
wczytują w dziecko takie nastawienie, sami będąc pełni niepokoju.
Z kolei uczniowie nie mają jeszcze wypracowanych konstruktywnych
metod radzenia sobie z lękiem i próbują uwalniać swoje napięcie przez
agresję".
Nie oznacza to, że katecheta ma zgadzać się na nieporządek
na lekcji! Wręcz przeciwnie, dr E. Kosińska gorąco zachęcała do zadbania
o godne warunki pracy i nauki. Ale żeby móc nawiązać kontakt z klasą
trzeba najpierw obniżyć poziom lęku u dzieci. Najważniejsze dla ucznia
jest to, żeby nie zostać ośmieszonym w oczach kolegów. Lęk jest jego
podstawą bycia w szkole. Dlatego niezdyscyplinowanie ucznia nie wynika
najczęściej z chęci dokuczenia nauczycielowi, ale z pragnienia obniżenia
lęku przed ośmieszeniem.
Dr E. Kosińska zachęcała zatem do działań w kierunku
obniżenia poziomu lęku u dziecka i do zaistnienia przezeń jako osoba,
a nie tylko "jedno z trzydziestu". Świetnie nadają się do tego różnego
rodzaju zabawy integracyjne.
Częste jest pytanie nauczyciela: dlaczego uczeń nie pamięta
nic z lekcji? "Bo ma za dużo na głowie - odpowiada dr E. Kosińska.
- Przecież on nie tylko się uczy, ale ściąga, podpowiada, gada. W
dodatku często ma kłopoty w domu, w szkole trzy złe oceny i dwóch
kolegów, którzy się na nim wyżywają. A Kasia go nie zauważa. Dlatego
to, co mówi nauczyciel, nie ma już szans mu się zmieścić! Nie wchodzi
w zakres zainteresowań ucznia". Dlatego Prowadząca zachęcała do nieustannego
odnoszenia przekazywanych przez nauczyciela treści do tego, co ucznia
naprawdę interesuje. W LO będzie to pytanie: "Jak być kimś wielkim?"
.
Trzeba też odnosić życie ewangeliczne do życia codziennego
i rzeczywistości ucznia. Każdy człowiek wrzucony w środowisko, w
którym wymagają od niego wielu rzeczy, których on nie jest w stanie
zrobić, może się zacząć szkolić bardziej w agresji niż w zdobywaniu
wiedzy. Dziecko bite w domu, z wizją Boga kata, na katechezie będzie
się buntować. Dziecko, którego rodzice nic nie robią, tylko się modlą,
nie pozwalają mu na normalne życie nastolatka, będzie się z kolei
buntować na hasło: "Pomódlmy się". "Dlatego nie wolno ograniczyć
się tylko do dzieci wychowywanych w miarę normalnie - przekonywała
dr E. Kosińska - które zapamiętują i rozumieją przekazy ze świata
wartości. Trzeba widzieć także inne dzieci, te trudniejsze".
Dr E. Kosińska zauważyła także, że często mamy tendencję
do posługiwania się w życiu schematami. Odnośnie do katechezy brzmi
on: powinno być miło i pobożnie. A może to nie zawsze prawda? Może
warto "wyprowadzić katechezę ze szkoły"? Może to nie chuligan, tylko
młody człowiek z kompleksami, który usiłuje zaznaczyć swoją indywidualność?
Nauczycielowi zdarza się, niestety, sugerować własnym punktem widzenia,
niezgodnym z rzeczywistością, i narzucać go uczniom - a to powoduje
bunt. Zdenerwowany uczeń nie wytrzymuje, nie panuje nad emocjami.
Doktor zachęcała do zwrócenia szczególnej uwagi na komunikaty,
dawane przez nauczycieli uczniom. Trzeba je dostosowywać do życia,
miejsca i sytuacji ucznia. Nie zawsze udaje się skutecznie przekazywać
komunikaty. A dziecko nie zgłębia wiadomości, które otrzymuje, lecz
zatrzymuje się na powierzchni.
Warto prowokować sytuacje, w których dzieci z różnych "
warstw" klasy - prymusi z łobuziakami zapoznają się ze sobą. Zadbać
o atmosferę radości i dawać dzieciom jak najwięcej zadań do wykonania
w grupie - zróżnicowanej pod względem składu, będącej przekrojem
całej klasy. "To utrwala wiadomości - przekonywała Prowadząca - a
jednocześnie rozładowuje emocje i niezdrową rywalizację o to, kto
będzie śmieszniejszy, kto łatwiej wyprowadzi nauczyciela z równowagi?"
.
Dziecko z wysokim poziomem lęku sięga po najłatwiej mu
dostępny sposób rozładowania napięcia, jakim jawi mu się złość, agresja.
Dziecko nie ma do wyboru tylu sposobów radzenia sobie z lękiem i
złością, co dorosły. W dodatku w domu mówią mu: "Nie bądź beksą,
nie płacz!". Więc nie płacze, tylko sam bije. Dlatego wyładowuje
swoją złość bez zastanowienia, popychając kolegę, tnąc mu kurtkę
itd. Przez chwilę czuje ulgę, ale doganiają go konsekwencje jego
czynu, kara - i jego lęk znowu wzrasta.
Dodatkową trudnością w katechezie jest fakt, że nauczyciel
operuje pojęciami niezrozumiałymi dla większości uczniów! Miłość
nie kojarzy się dzisiaj uczniom z wartością, ale tylko z czysto fizycznym
zaspokajaniem potrzeb. Dobro jest czymś nieistniejącym w relatywnym
rozumieniu młodzieży, bo przecież wiadomo, że "aby mieć, trzeba walczyć"!
Inne jest rozumienie pojęć, które wchodzą w świat wartości. Co więcej:
dzieci często nie doświadczają na co dzień wartości, propagowanych
na katechezie. W domu nie mówi się do dziecka "kocham cię", a świat
pędzi naprzód, ważne są zyski. Dziecko rośnie w przekonaniu, że dopiero,
jak coś zdobędzie, będzie miało szansę być zadowolonym. Bycie ucznia
jest uzależnione od tego, ile posiada. To rodzice wprowadzają taki
model zachowania i życia.
"Dlatego - przekonywała dr E. Kosińska - jeśli katecheta
nie nawiąże dobrego kontaktu z rodzicami, jeśli rodzice nie poddadzą
się ´ukrytej katechezie´, to niewiele osiągnie!". Żaden nauczyciel
nie poradzi sobie bez wsparcia rodziców, bo jest obcy w świecie dziecka,
a obcych można nie słuchać. Potrzebna jest współpraca z rodzicami.
Co więcej: uczeń, który ma problemy z rodzicami, traktuje nauczycieli
jak zastępczych rodziców i odgrywa się na nich.
Prowadząca zachęcała także nauczycieli do przyjrzenia
się własnym cechom charakteru i do nieprzekładania własnych emocji
na klasę. Jeśli nauczyciel jest spokojny i uporządkowany wewnętrznie,
o wiele lepiej radzi sobie w "awaryjnych" sytuacjach. Ba! One mu
się jakoś nie zdarzają. A katecheta spięty, niepewny siebie, każdy,
przypadkowy nawet gest może wziąć do siebie, potraktować go jako
złośliwe przeszkadzanie mu w lekcji i - problem narasta. Zawsze warto
się zastanowić, co ze strony nauczyciela wpływa na to, że dziecko
zachowuje się niegrzecznie, nie uważa. Lepiej jest raczej doceniać
niż karać ucznia, bo karanie jeszcze bardziej podnosi poziom lęku
i rozproszenie ucznia.
Warto także traktować dzieci indywidualnie i odpowiedzieć
sobie samemu na pytanie: czego ja tak naprawdę oczekuję od uczniów?
Co to znaczy, że uczeń zachowuje się "niestosownie"? A może on po
prostu jest normalnie ruchliwy, może wcale nie przeszkadza, tylko
zasugerował mi to inny nauczyciel?
"Jeśli katecheta rozpozna (w indywidualnym kontakcie)
podłoże problemów, to może dostosować swe metody pracy do możliwości
uczniów - przekonywała dr Ewa Konińska. - Ale jeśli ma 10 trudnych
uczniów i nie da się niczego zrobić, to trzeba zmienić swój sposób
myślenia i nastawienie wobec tej sytuacji. Jeśli uda mu się obniżyć
własny poziom lęku, to jest pewność, że i uczniowie zaczną się zachowywać
spokojniej. Czasem warto ´nie zauważać´ tego, co możliwe, ulgowo
traktować wiercipięty. I przede wszystkim postawić sobie pytanie:
´Co tak naprawdę przeszkadza mi u tych dzieci?´".
Dr E. Kosińska zaproponowała katechetom metodę trzech
kroków w postępowaniu z uczniami trudnymi:
1. Określić potrzeby i problemy, jakie mam na katechezie.
Sprecyzować je. Zastanowić się, czy jest jakaś metoda postępowania
z konkretnym uczniem. Nie podchodzić z jedną miarą do każdego dziecka.
2. Wypisać pomysły, a potem je weryfikować, pamiętając,
że niegrzeczność dziecka wynika z jego lęków i niepokojów. Dlatego
trzeba rozpoznać ich źródło. Uczeń nie jest zły, on po prostu nie
radzi sobie ze swoimi problemami!
3. Zastanowić się, jak radzić sobie z własnymi emocjami
i nie przejmować się, że sobie nie radzę, bo nie jestem w stanie
poradzić sobie z innymi ludźmi, jeśli oni nie chcą mi w tym pomóc.
Pomóż w rozwoju naszego portalu