Tak łatwo jest dać tytuł dzisiejszej Ewangelii. Np. Dwóch synów.
Albo: Nasze tak i nie. Albo: Opamiętał się. Albo: Idę, lecz nie idę.
I może najbardziej prowokujące: Grzesznicy będą pierwsi. Bo ta Jezusowa
przypowieść jest najpierw prowokująca, zmuszająca do myślenia, zwłaszcza
wierzących, zadowolonych z siebie. Do kogo jestem podobny? Czy do
tego syna, który na prośbę ojca mówi "tak", a potem nie idzie, by
spełnić jego wolę. Czy do tego, który mówi najpierw: "nie", a potem
jednak spełnia jego życzenie. Jezus zaprasza do refleksji, do rachunku
sumienia nie tylko swoich słuchaczy - faryzeuszy, ale każdego z nas,
aby sobie postawić szczere pytanie: czy mój codzienny pacierz, niedzielna
Msza św., spowiedź w czasie wielkanocnym, obraz, krzyż na ścianie
mojego mieszkania, czy to już jest prawdziwe "tak" powiedziane Bogu?... Czy nie usypiam w służbie Bożej?... Sławny Tomasz Merton mówi
o ludziach wierzących, że "niektórzy żyją dla Boga, niektórzy z Bogiem,
niektórzy w Bogu...". Do których ja należę mimo moich "praktyk religijnych"?
Jezus zmusza do myślenia. Mówi do arcykapłanów i starszych ludu,
którzy są z siebie zadowoleni, dlatego przestali myśleć i sądzą,
że Jezusowa Ewangelia jest im niepotrzebna. A oto ci celnicy i te
nierządnice, którzy i które wykraczają przeciw prawu, wyprzedzają
ich w drodze do nieba. Bo tylko wtedy mówię Bogu prawdziwe "tak",
kiedy usiłuję naśladować Jezusa w moim życiu. Kto Jezusowi mówi: "
Nie", tego wyprzedzają grzesznicy, którzy opamiętali się i szukają
u Niego miłosierdzia. Bo "tak" może być na Mszy św. w kościele, a "
nie" w codziennym życiu. Może owo "tak" być przy spowiedzi, a już
następnego dnia "nie" w czynach. Mówimy też "tak" przy ołtarzu w
dniu ślubu sakramentalnego, a potem "nie" w życiu według wzorów z
wielu seriali telewizyjnych. To słowo Jezusowej przypowieści może
być nie przyjęte z bardzo prostej przyczyny, kiedy z zadowoleniem
powiem: To tylko faryzeuszy dotyczy - nie mnie.
Ale jest to także słowo wyzwalające, kiedy pozwala mi wychodzić
z mojej połowiczności, z tych małych egoistycznych wyliczeń: tyle
a tyle wystarczy dla Pana Boga. Wtedy On jest obok mnie, ale nie
we mnie i ja w Nim nie jestem. Trzeba iść prawdziwie "na całego".
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, od dwóch lat nowy Doktor Kościoła,
tak pokornie pisze: "Zawsze pragnęłam być świętą, (...) Dobry Bóg
nie dawałby mi pragnień niemożliwych do zrealizowania, więc pomimo,
że jestem taka mała, mogę dążyć do świętości". Bo są pragnienia -
zachcianki, którymi jest piekło wybrukowane, i są codzienne zwyczajne
- wysiłki i małe dobre czyny, które są owym "tak" mówionym Bogu.
Wtedy nie mówimy, jak to jest w pierwszym czytaniu: "Sposób postępowania
Pana nie jest słuszny", lecz będziemy sobie stawiać szczere i pokorne
pytanie, czy moje postępowanie nie jest przewrotne, czy nie ma w
nim równocześnie owego "tak" i "nie". Jednak z tym swoim "tak" nie
wolno czekać na ostatnie dni, na ostatnie chwile życia. Zarazem trzeba
cieszyć się, że także ci, którzy być może długo, niezupełnie świadomie,
mówili Bogu "nie", dzięki Jego łasce opamiętają się, jak mówi Ewangelia,
dostrzegą w Nim swojego Zbawiciela i całym sercem powiedzą Mu swoje "
tak".
Pomóż w rozwoju naszego portalu



