Ilekroć ogłaszane są wyniki kolejnego badania opinii społecznej
na temat Kościoła, tylekroć jawią mi się one - niezależnie od precyzyjnie
wyliczonych procentów - jako zbiór nieprzeniknionych zagadek. Podobnie
w odniesieniu do październikowego sondażu Ośrodka Badania Opinii
Społecznej. Może dlatego, że nie jestem
socjologiem, pierwsza i
najbardziej dla mnie tajemnicza jest treść, jaką zarówno badający,
jak i badani podkładają pod samo pojęcie "Kościoła". Jeżeli jest
to - zgodnie z najprostszą formułą katechizmową - c a ł a w s p ó
l n o t a w i e r z ą c y c h, to zagadką dla mnie pozostaje jak
można do grupy tak niejednorodnej
i odmiennej od wszystkich innych precyzyjnie określonych
i n s t y t u c j i, takich jak wojsko, policja, parlament, radio,
stosować to samo kryterium, np. stopień zaufania? Jeżeli natomiast
pojęcie
"Kościół" miałoby być równoznaczne z grupą samych duchownych (a obawiam się, że tak właśnie jest), to jakiekolwiek wyniki nie odzwierciedlają
prawdy o stosunku do Kościoła we właściwym tego
słowa znaczeniu.
Zagadką pozostają też dla mnie opinie wzajemnie się wykluczające,
np. kiedy 80% respondentów wyraża zaufanie do (nie wiadomo jak pojmowanego)
Kościoła, ale jednocześnie 57% uważa, że udział tegoż samego, obdarzanego
zaufaniem, Kościoła w życiu politycznym jest za duży. Pomijając
to, jak powyższa opinia ma się do rzeczywistości (podobnie uważano,
kiedy np. koalicja lewicowa uparcie blokowała konkordat), nie sposób
rozwiązać sprzeczności, że ci, którym się ufa, jednocześnie wywołują
w ufających lęk.
A już chyba tylko można współczuć tym 7% badanych, którzy
określając się jako wierzący i praktykujący,
jednocześnie zupełnie nie ufają swojemu Kościołowi... Trwać
w takim rozdarciu to nawet nie heroizm...
Zagadkowe pozostaje też przekonanie prawie połowy ankietowanych,
że władze państwowe nie powinny kierować się zasadami społecznej
nauki Kościoła. Kto potrafi pojąć meandry logiki, która skłania do
ufności Kościołowi, ale kwestionuje doktrynę, według której tenże
stara się postępować?... Nie mówiąc o tym, że w praktyce nie ma żadnego
innego spójnego systemu zasad społecznych. A nawet najbardziej optymistyczni
liberałowie, socjaliści i kto tam jeszcze, kiedy staje przed nimi
problem biedy, bezrobocia, kiedy okazuje się, że powstają sytuacje,
dla rozwiązania których nie ma "uregulowań prawnych", nagle zaczynają
przemawiać, wzywać, apelować, odwoływać się do - jak wynika z badań
- nie akceptowanych przez opinię pojęć i zasad pomocy bliźnim, dobra
wspólnego, odpowiedzialności za słabszych, pierwszeństwa człowieka
nad rachunkiem ekonomicznym itp., swojsko dla katolicyzmu brzmiących.
Natomiast nie jest - niestety - zagadką, dlaczego wśród nie ufających
Kościołowi znajdują się najmłodsi, poniżej 19. roku życia. Prawie
całe 10 lat słuchają z mediów i na ulicy "opinii" o zaborczości Kościoła,
o jego zakusach na wolność
społeczeństwa i jednostek, o rzekomym przymusie nauki religii,
o tym, że jest nieszczęściem dla Polski, o jego odpowiedzialności
za to nawet, z czym nie miał nic wspólnego... Że fakty są inne? Ale
liczy się "opinia".
Pomóż w rozwoju naszego portalu