Iście groteskowe boje proceduralne toczone w parlamencie wokół ustaw podatkowych zwracają uwagę opinii publicznej przynajmniej na trzy sprawy, nieobojętne dla młodej polskiej demokracji: niedostatek rzetelnej informacji rządowej o planowanych zmianach, poważne luki prawne dotyczące procesu legislacyjnego oraz niebezpieczna demagogia postkomunistycznej lewicy.
Obniżka - czy podwyżka?...
Reklama
Rządząca koalicja i będące pod jej wpływami media przedstawiały
proponowane przez koalicję zmiany podatkowe jako "obniżkę podatków". Nie jest to ścisłe: ustawa, która wywołała tak zażarte boje proceduralne
w Sejmie dotyczy tylko podatku dochodowego od osób fizycznych, który
w ciągu trzech lat ulegałby stopniowemu obniżeniu. Opinia publiczna
nie jest jednak dostatecznie szeroko informowana o tym, że w planach
koalicji mieści się także rozciągnięcie podatku VAT na towary dotąd
tym podatkiem nie objęte, podwyższenie podatku VAT na towary objęte
dotąd VAT-em niższym, objęcie podatkiem VAT tzw. usług komunalnych (co podroży bieżące koszty utrzymania niemal każdej rodziny), podwyższenie
podatku akcyzowego, podwyższenie "opłat za czynności prawne" (co
jest kolejną formą wyższego opodatkowania ludności). Dlatego też
wychodząca z prawej strony sceny politycznej krytyka rządowych planów
zadaje pytanie: czy jest to aby na pewno "obniżka podatków" - czy
też jest to raczej obniżenie tylko jednego podatku (dochodowego),
przy równoczesnym podwyższeniu pozostałych podatków, przez co w sumie
łączne obciążenia podatników wzrosną?...
Z takich właśnie pozycji krytykuje projekty wicepremiera
Balcerowicza prawica podkreślając, że jeśli naprawdę chodzi o zakamuflowaną
globalną podwyżkę (nawet przy obniżce podatku dochodowego) - to takie
zmiany nie pobudzą przedsiębiorczości, nie ożywią popytu, nie zmniejszą
bezrobocia.
W trosce o biednych - czy o popularność?...
Gdy dwóch krytykuje to samo - nie znaczy, że ich krytyka ma tę
samą wagę. Przyjrzyjmy się więc teraz, w jaki sposób krytykuje rządowe
propozycje postkomunistyczna lewica.
Postkomunistyczna lewica zdaje się nie dostrzegać tego,
na co zwraca uwagę prawica: że zmiany mogą oznaczać - per saldo -
podwyżkę podatkowych obciążeń. Postkomunistyczna lewica koncentruje
się wyłącznie na krytyce obniżki podatku dochodowego. Czyżby więc
akceptowała podwyżki podatku VAT, akcyzy i pozostałych, wspomnianych
obciążeń podatkowych?...
Postkomunistyczna lewica krytykuje ponadto obniżkę podatku
dochodowego pod całkowicie demagogicznymi hasłami, że ta obniżka "
przerzuca koszty funkcjonowania państwa na biednych", że "stanowi
zerwanie z solidaryzmem społecznym" itd. Są to jaskrawe kłamstwa.
Sama obniżka podatku dochodowego - oderwana od pozostałych rządowych
zamierzeń - nie krzywdzi biednych kosztem bogatych: obniża podatek
dochodowy i biednym, i bogatszym, i gdyby rząd poprzestał li tylko
na tej obniżce podatku dochodowego, ogół obywateli odniósłby z tego
tytułu same korzyści. Uwolniona od obowiązku podatkowego masa pieniędzy
musiałaby siłą rzeczy "zakręcić" kołem koniunktury, na czym zyskałaby
i biedniejsza, i bogatsza część społeczeństwa. Biedniejszym byłoby
łatwiej o pracę i jej wybór, bogatszym byłoby łatwiej utrzymać się
na rynku w warunkach narastającej konkurencji.
Cynizm postkomunistów polega więc na tym, że atakują w rządowych
propozycjach akurat to, co w nich dobre - akceptując i przymykając
oczy na to, co w nich niebezpieczne i niepokojące. Temu cynizmowi
towarzyszą metody wykorzystywania regulaminowych procerud, żywo przypominające
nadużywanie "liberum veto". Ale cóż: dopóki Konstytucja 3 Maja nie
zniosła "liberum veto" - było ono też legalnym środkiem prawnym.
Słabości młodej demokracji
Te groteskowe proceduralne przepychanki, jakie obserwowaliśmy
i w komisji sejmowej, i w Sejmie są - przynajmniej na gruncie regulaminu
sejmowego - legalne. Okazuje się zatem, że nieprzemyślane procedury
legislacyjne mogą zagrozić samemu procesowi stanowienia prawa, mogą
anarchizować życie publiczne i paraliżować życie państwowe. Ale znów:
te procedury są konsekwencją niedomyśleń lub złej woli politycznej
głównych autorów obecnej Konstytucji, czyli UW i SLD. Nie jest przecież
tak, że parlament musi być więźniem błędnych i nieprzemyślanych rozwiązań
konstytucyjnych czy regulaminowych. Można je zmienić - ale najpierw
trzeba o tym głośno mówić. UW i SLD nie odważyły się nigdy dotąd
rzeczowo i chłodno ocenić konstytucji własnego autorstwa...
Oczywiście, zmiana konstytucji, choćby w kierunku pożądanego
zdyscyplinowania posłów, wymaga stosownej, kwalifikowanej większości
głosów, o którą bardzo trudno w polskim parlamencie. Jednak bez szczerej
i odważnej dyskusji publicznej o wadach naszego młodego ustroju demokratycznego
trudno sobie nawet w odległej przyszłości takie pożądane zmiany wyobrazić.
Nie dziwi fakt, że dopiero dyskusja o podatkach - więc tak naprawdę
o mieniu i warunkach życia obywateli - zwraca powszechną uwagę na
poważne niedostatki konstytucyjne. Może byłoby jednak lepiej, gdyby
rządząca koalicja zwróciła na to uwagę wcześniej, znacznie wcześniej
- na przykład w swych wyborczych priorytetach?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu