W pokojowej doktrynie Pawła VI na uwagę zasługuje potraktowanie
problemu wychowania narodów i społeczeństw do pokoju. Chodziło o
akcję zmierzającą do przemiany ludzkiej mentalności, o wyprowadzenie
świata z lęku wobec zagłady. A także o budowanie świata, w którym
np. postęp służy rozwojowi wszystkich. Postęp przynosi lęk. Lękają
się supermocarstwa, które władają bronią, lękają się kontynenty,
narody, miasta. Ten lęk jest uzasadniony. Obecnie istnieją nieznane
przedtem możliwości niszczenia i zabijania. Ludzie uzbrojeni w nowoczesną
broń zabijają bezbronnych, niewinnych współbraci. Wypadki takie zawsze
się zdarzały. Ale dziś stało się to systemem. W postępie został zawarty
potencjał śmierci. Jakże to okrutne przekształcenie Bożego nakazu "
czynienia sobie ziemi poddanej" - ubolewał Paweł VI.
"Homo homini frater est" - trzeba w to wierzyć wbrew tezie
przeciwnej, sformułowanej już w starożytności, że człowiek człowiekowi
jest wilkiem. Źródło konfliktów tkwi w samym człowieku. To w nim
rodzi się myśl podbicia drugiego, zapanowania nad nim, uczynienia
niewolnikiem, myśl ekspansji moralnej i terytorialnej. Dlatego należy
ludzi i narody uzbrajać w broń moralną, a nie w broń masowego zniszczenia,
trzeba ludziom uświadamiać to, co Paweł VI tak mocno akcentował w
orędziach pokojowych: życie bez zabijania jest możliwe, życie bez
nienawiści jest
możliwe, czynienie pokoju jest obowiązkiem każdego człowieka
i wszystkich narodów.
Kontynuator
Jana Pawła II należy określić jako wielkiego kontynuatora idei
poprzedników. Jego sytuacja jest może o tyle trudniejsza, że, jak
się wydaje, jeszcze nigdy dotąd nie mówiono tak wiele o pokoju i
nigdy pokój nie był tak gorąco upragniony, jak za naszych dni. O
pokoju dyskutują wielkie organizacje międzynarodowe, opinia światowa
jest świadoma absurdalności wojny jako środka rozwiązania istniejących
różnic. Jest coraz bardziej widoczne, że pokój stanowi konieczny
warunek braterskich stosunków między narodami i ludami. Jedynie pokój
może prowadzić do sprawiedliwości; sam jest także dziełem sprawiedliwości.
Już w swoim pierwszym orędziu pokojowym (1 stycznia 1979
r.) JanPaweł II wskazuje zasady, których należy przestrzegać, aby
utrzymać pokój. A więc: "sprawy ludzkie muszą być traktowane po ludzku,
a nie przemocą; napięcia, spory, konflikty domagają się rozwiązań
na drodze słusznych negocjacji, a nie represji; opozycje ideologiczne
wymagają konfrontacji w klimacie dialogu i wolnej dyskusji; słuszne
interesy poszczególnych grup powinny się liczyć ze słusznymi interesami
innych grup zainteresowanych i z wymogami wyższego wspólnego dobra;
użycie broni w żadnym razie nie może być właściwym narzędziem do
rozwiązywania sporów; nieutracalne prawa człowieka muszą być chronione
we wszelkich okolicznościach; nie wolno zabijać, by narzucić takie
czy inne rozwiązania. Pogwałcenie tych praw nawet w czasie pokoju
jest jakąś formą wojny przeciw człowiekowi".
Powyższa wypowiedź, zaczerpnięta z papieskiego orędzia,
mówi o podstawowym warunku budowania pokoju, jakim jest sprawiedliwość.
Świata sprawiedliwości i pokoju nie można jednak budować tylko słowami,
nikt z zewnątrz tego nie dokona. Dlatego każdy człowiek musi mieć
poczucie uczestniczenia w decyzjach i wysiłkach kształtujących losy
świata. Każdy pojedynczy człowiek jest dla Papieża mandatariuszem
pokoju. Czy takie podejście jest realne, ba, rozsądne? Tak, jest
realne i rozsądne, ponieważ sens każdego czynienia pokoju łączy Jan
Paweł II z przeświadczeniem, że pokój jest darem Boga dla człowieka,
dlatego nikt nie jest zwolniony od odpowiedzialności za szukanie
pokoju i wprowadzenie go w życie poprzez osobisty i wspólnotowy wysiłek.
Papież odwołuje się przy tym do rozumu jako naczelnej zdolności rozróżniania
między dobrem a złem, poznawania praw własnych i drugiego człowieka,
kierowania własnego życia ku słusznym celom, naprawienia błędów,
jeśli się je popełnia. Rozum pozwala usiąść za stołem do dialogu
przeciwnym siłom, wykryć źródła konfliktu niejako u korzeni, dostrzec,
gdzie skrywa się nienawiść, chęć niszczenia, pogarda - wszystko to,
co rodzi pokusę wojny "nie tyle w sercu narodów, ile w wewnętrznej
determinacji systemów odpowiedzialnych za historię całych społeczeństw" (w ONZ).
Ważnym momentem na tej drodze poruszenia sumienia świata
była obecność Jana Pawła II w Hiroszimie, przed Pomnikiem Pokoju
w "Peace Memorial Park". Powiedział wówczas: "Pamięć o przeszłości
oznacza zaangażowanie w przyszłość. Pamiętać o Hiroszimie - to znaczy
odrzucić wojnę nuklearną. Pamiętać o Hiroszimie - to znaczy angażować
się na rzecz pokoju. Pamiętać o tym, co ludzkość tego miasta przecierpiała,
znaczy odnowić naszą wiarę w człowieka, w jego zdolność czynienia
dobrze, w jego wolność wyboru spraw słusznych, w jego wolę przekształcania
klęski w nowe dążenia".
Hiroszima stała się symbolem zagrożeń ludzkich. Tutaj trwa
nadal pamięć, pozostały ślady atomowego wybuchu. Hiroszima woła o
wszelką możliwą współpracę na rzecz pokoju. Papież pragnie zaradzić
podobnej hekatombie w przyszłości. Jego dramatyczne słowa mają moc
docierania do sumień.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu