Był wczesny ranek. Pod przystankową wiatą stała grupka osób wracających
z sylwestrowej zabawy. Panie, nie pierwszej już młodości, miały na
sobie długie suknie z jeszcze dłuższymi rozcięciami odsłaniającymi
nogi. Panowie ubrani byli w ciemne garnitury, białe koszule i wytworne
muchy, a w szpakowatych włosach można było zauważyć różnokolorowe
konfetti. Prawie każda z tych osób miała na sobie jakiś szczegół
świadczący o dobrej zabawie: a to czerwoną czapeczkę, a to kawałek
serpentyny, a to wstążki przypięte do ubrania. Wysoki mężczyzna trzymał
w ręku trzy baloniki, które unosząc się nad głową sprawiały, że stawał
się jeszcze wyższy. Kobieta z blond fryzurą, ułożoną misternie przez
wytrawnego fryzjera, obsypana była srebrnym brokatem, którego najwięcej
widniało w okolicach dekoltu ginącego w puszystym kołnierzu ze sztucznego
lisa. - Jeszcze ranek nie tak blisko, a już mam kaca - złapał się
za głowę mężczyzna w czerwonym kotylionie.
- Może od tego kotyliona głowa cię boli? Całą imprezę w
nim przebalowałeś - zaśmiał się kolega z żółtą serpentyną na szyi.
- Impreza była niezła, ale już po imprezie. Zaczyna się
nowy dzień i nowy rok, a wszystko będzie takie jak zawsze, szare
i beznadziejne - powiedziała kobieta w sztucznym lisie, przeglądając
się w lusterku. - Boże, jak ja wyglądam - jęknęła i zaczęła chusteczką
ścierać z twarzy obficie przyklejony brokat i rozmazany makijaż.
- Jak ja mogłam tyle tego na siebie nałożyć?
- Ale co ty opowiadasz, świetnie dzisiaj wyglądasz - powiedział
mężczyzna w kotylionie. - Jeśli chcesz, mogę ci pomóc zetrzeć ten
brokat, jeszcze go trochę zostało, o tam - mężczyzna wyciągnął dłoń
w kierunku sztucznego lisa.
- Gdzie te łapy? Tylko jedno ci w głowie - powiedziała stanowczo
kobieta, poprawiając futro równie sztuczne, jak i kołnierz. - Już
ci boląca głowa nie przeszkadza?
- No tak, nawet dobry sylwester nic ci nie pomógł. Jak byłaś
zrzędliwa, tak już chyba zostaniesz. Myślałem, że chociaż w 2000
roku będziesz sympatyczniejsza, a ty nic, dalej narzekasz i na żartach
się nie znasz - mówiąc te słowa, mężczyzna w kotylionie wyjął z kieszeni
płaszcza niedokończoną butelkę szampana i wypił kilka łyków.
- Jak ci się nie podobam, to dlaczego nie odczepisz się
ode mnie? - odburknęła kobieta.
- Bo mi się podobasz - odpowiedział mężczyzna - i mam nadzieję,
że pod tą nadętą miną kryje się piękna dusza... Tylko coś muszę zrobić,
żeby ją wydobyć z mroków twojego podłego charakterku - dodał po chwili.
- Che, che, che, poeta się znalazł. "Piękna dusza, mroki
charakterku", kto cię tego nauczył, chyba nie czytasz wierszy? -
obok zwijał się ze śmiechu kolega z serpentyną na szyi.
Kobieta złapała za zwisający papierowy pasek i przyciągnęła
do siebie śmiejącego się mężczyznę. Ten wydął wargi jak do pocałunku,
lecz zamiast tego usłyszał od właścicielki sztucznego lisa krótkie
warknięcie. - Nic ci do tego! - lecz już po chwili na jej twarzy
pojawił się nieśmiały uśmiech. Widać było, że tej miny nie miała
opanowanej zbyt dobrze. Chyba nie korzystała z niej zbyt często.
- To niesamowite! - krzyknął mężczyzna z butelką szampana
w dłoni. - Ona się uśmiecha. Trzeba wznieść toast! - wrzasnął radośnie
i znowu wlał w siebie kilka łyków szampana.
Niebo było czyste, bez śladu chmur, a lekki mróz przypominał
o zimowej porze. Słońce wychodziło zza drzew, oświetlając okoliczne
domy. Ludzie czekający na przystanku patrzyli zdziwieni na to, co
promienie słoneczne zrobić mogą z odrapanymi tynkami i walącymi się
dachami. Wszystko wyglądało jak na obrazach impresjonistów. Nawet
plama na tynku, skutek wilgoci, wyglądała niczym kwiat.
- Co za widok. Jeżdżę tędy codziennie do pracy i jeszcze
czegoś takiego nie widziałem - mówił zdziwiony mężczyzna, zdejmując
z szyi serpentynę.
- Bo na coś takiego trzeba poczekać - odpowiedział kolega
z szampanem - czasami bardzo długo.
Najwyższy z mężczyzn z wrażenia wypuścił z ręki baloniki.
Unosiły się powoli w stronę wschodzącego słońca i, co ciekawe, wszystkie
trzy frunęły cały czas blisko siebie, jakby były złączone niewidzialną
nicią, mimo iż nieoczekiwanie zerwał się łagodny wiatr, przynosząc
miłą woń, niczym z łąki pełnej kwiatów. Skąd taki zapach w środku
zimy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu