O szumie informacyjnym mówi się najczęściej w kontekście krótkich
sensacyjnych wiadomości przekazywanych przez najróżniejsze media.
Pal licho, kiedy są tymi niby-informacjami zwyczajne plotki, bo kto
kocha plotki, musi liczyć się z tym, że zostanie oszukany. Gorzej,
gdy tzw. poważne pisma czy telewizja publiczna uskuteczniają ten
szum, świadomie dezinformując. Przykłady: oglądamy w głównym wydaniu
Dziennika TVP relację z Sejmu, gdzie odbywa się jakaś brzydka awantura,
słyszymy czyjeś chamskie odzywki, po czym komentator opowiada, jak
do tego doszło, opisuje szczegółowo przebieg zdarzenia i dopiero
gdzieś na końcu tego niby-sprawozdania jednym słowem informuje, że
posiedzenie parlamentu dotyczyło podatków. Sprawy niezwykle istotnej
dla każdego z nas. I chociaż może nie wszyscy, to jednak z pewnością
bardzo wielu telewidzów w tym momencie chciałoby zdecydowanie więcej
wiedzieć właśnie o podatkach.
Jeszcze bardziej manipulacyjny charakter miały relacje
z Seattle, gdzie pod koniec ubiegłego roku odbywała się III Ministerialna
Konferencja Światowej Organizacji Handlu. Oglądaliśmy w telewizji,
słyszeliśmy w radiu i czytaliśmy w prasie o tym, że policja użyła
siły wobec protestujących i że wprowadzono tam godzinę policyjną.
A protestowano przeciw globalizacji. Tyle przekazały media. Żaden
poważny program na temat globalizacji nie pojawił się w telewizji,
nigdzie też w prasie nie udało mi się znaleźć obiektywnego, informacyjnego
tekstu dotyczącego globalizacji. Słowo to funkcjonuje w mediach.
Jednak co się za nim kryje, rozumie stosunkowo niewielka grupa ludzi
dobrze wykształconych i interesujących się problemami gospodarki.
Wysokonakładowe środki masowego przekazu nie pomagają zwykłym ludziom
zrozumieć, co to zjawisko oznacza dla pracobiorcy, dla małego przedsiębiorcy,
dla firmy rodzinnej itd. A sprawa jest niezwykle istotna, ponieważ
w dobie konsolidacji kapitału nas również, wcześniej czy później,
będzie dotyczył problem globalizacji. Dobrze by więc było coś o niej
wiedzieć, mieć wyrobione zdanie na jej temat.
Trudno jest oprzeć się wrażeniu, że - jak już wcześniej
powiedziałam - media całkiem świadomie swoich odbiorców ogłupiają.
Są przecież już doświadczenia krajów, których udziałem stała się
globalizacja, i to doświadczenia często niezwykle bolesne dla większości
zwykłych obywateli, którzy potracili pracę, żyją z zasiłków dla bezrobotnych,
nie mogą kształcić dzieci, gdyż nie mają za co, te zaś już na starcie
są na przegranej pozycji względem swoich bogatych rówieśników. O
tych sprawach słyszałam jedynie w którejś lokalnej radiostacji. I
chyba potrafię zrozumieć politykę tzw. poważnych mediów, uchylających
się od rzeczowej informacji na ten temat. Z jednej bowiem strony
panuje wszechobecna moda na sensację (opisywane więc są burdy, zamiast
wskazywania ich przyczyn), z drugiej zaś powstaje niejednokrotnie
dylemat: jak pogodzić np. w jednym tytule prasowym materiały dotyczące
konieczności wyrównywania szans młodzieży wiejskiej i miejskiej,
biednej i bogatej - z materiałami na temat globalizacji, która w
samym swoim założeniu ma likwidację tysięcy miejsc pracy, a zatem
możliwości zarobkowania tej samej liczby zwolnionych pracowników.
Ci bez pieniędzy nie będą mogli kształcić swoich dzieci w sytuacji,
gdy edukacja wszędzie na świecie jest coraz droższa. Redakcje wybierają
więc "bezpieczną" metodę przemilczeń na jakiś, najczęściej ważny,
temat, a we właściwym czasie jakoś się z tym uporają, chociażby przez
uruchomienie spirali emocji zamiast argumentów. Tak przecież było
z "dyskusją" na temat Konstytucji, tak też było przed referendum
uwłaszczeniowym.
Jednak rzetelność, która jest wpisana w zawód dziennikarza,
nakłada na nas obowiązek informowania o dobrych i złych stronach
opisywanych zjawisk. Wcale nie po to, by straszyć albo odwrotnie
- przekonywać doń, lecz po to, by pomóc ludziom zrozumieć te zjawiska,
pomóc wyrobić własny pogląd, aby potrafili oni wyartykułować swoje
stanowisko wobec danej sprawy - oczywiście, wtedy gdy przyjdzie odpowiedni
moment.
Problemów, co do których powinniśmy mieć własne zdanie,
jest bardzo wiele. Są one duże i małe, jedne dotyczą nas bezpośrednio,
inne pośrednio, jeszcze inne może wcale, ale jako zjawiska czy to
społeczne, gospodarcze, czy polityczne są udziałem całego narodu.
Rozumienie tych wielu spraw jest szczególnie ważne przy wyborach.
Chodzi o to, byśmy byli wyborcami świadomymi, gdyż jedynie jako tacy
możemy mieć wpływ na rzeczywistość, na nasze codzienne życie. Świadomi
wybierzemy ludzi, którzy podzielają nasze poglądy, nasze przemyślane
stanowiska wobec określonych zjawisk; ludzi pamiętających jeszcze
takie pojęcia, jak patriotyzm, troska o dobro własnego kraju, służba
dla drugiego człowieka. Jako wyborcy świadomi, nie dopuścimy do tego,
by o nas na najwyższych stanowiskach państwowych decydowali jacyś
złotouści koniunkturaliści, ludzie bez zasad, żądni jedynie władzy,
pieniędzy z nią związanych i blichtru, który się z tym łączy. Jak
uczy doświadczenie, tacy właśnie kandydaci bez większych trudności
docierają do wyborców źle lub wcale nie poinformowanych - a tych
jest zdecydowana większość, również na skutek tej programowej dezinformacji
medialnej, o której tyle już powiedziałam - i dzięki ich głosom stają
się parlamentarzystami, samorządowcami itd., po czym spoczywają na
laurach i najwięcej energii tracą na walkę o własne apanaże, zapominając
całkowicie o tym, że zostali wybrani, by służyć społeczeństwu i własnemu
krajowi.
Dostrzegając pilną potrzebę solidnego informowania czytelników,
pragniemy podjąć ten trud i na miarę naszych możliwości tłumaczyć
to, co się wokół nas dzieje; wskazywać pozytywy i krytykować negatywy
po to, by starać się ulepszać otaczającą nas rzeczywistość.
Pomóż w rozwoju naszego portalu