Tomek trochę radosny, ale też spięty i zdenerwowany maszerował
do kościoła. Garniturek spod igły, koszula olśniewającej bieli, muszka,
medalik, książeczka do nabożeństwa, świeca - krótko mówiąc - I Komunia
św. Zaraz przy kościele złapała go niewiasta o surowym obliczu i
z potężnym aparatem w ręku: stań tutaj, w cieniu, nie w słońcu, nie
mruż oczu, uśmiechnij się, możesz odejść. Póki robiła zdjęcia przed
kościołem, miałem nadzieję, że w samej świątyni będzie spokojniej.
Nie do końca - pani cały czas była na pierwszym planie. W czasie
czytań stanęła pomiędzy lektorium a dziećmi i spokojnie, jednemu
po drugim robiła zdjęcia. Szansa wysłuchania świętych tekstów była
bliska zeru. Potem pojawiała się co chwilę - nie wiem, co nowego
znajdywała w dziecięcych buziach - ale z rzetelną systematycznością,
co jakiś czas kolejno je fotografowała. A jak jej nie było - pojawiał
się człowiek z kamerą video i z powagą, zapalając i gasząc odpowiednie
światełka, wodził obiektywem po dziecięcych buźkach. Zaciskałem zęby
i tłumaczyłem sobie, że pewnie tak musi być i że lepiej, że jest
jedna zatrudniona ekipa zamiast tłumu rodzinnych, przepychających
się fotografów. Gdy skończyła się Liturgia, nie znalazła się chwilka
na wspólną modlitwę dziękczynną dzieci - natychmiast pani fotograf
kazała ustawiać ławki do wspólnej fotografii, a tabernakulum zasłonić,
by nie błyszczało...
Pani miała swoją handlową rację - wiadomo, że ludzie
będą chcieli kupić zdjęcia z uroczystości. Pewnie też za jakiś czas
wszyscy zapomną jej obecność, a fotografie zostaną i piękny moment
przypomną. Może jest i tak, że dla wielu osób zdjęcie i dobry wygląd
są ważniejsze od duchowych treści nabożeństwa. Choć przeczyłaby temu
zarówno ilość osób przyjmujących Pana Jezusa Eucharystycznego, jak
i wyraziste odpowiedzi zgromadzonych wiernych na kapłańskie wezwania
do modlitwy... Wezwania wypowiadane w sposób nie pozostawiający wątpliwości,
że to ksiądz, a nie fotograf jest gospodarzem uroczystości. Rozumiem
potrzebę fotograficznych pamiątek, ale wolałbym, by ich twórca był
bardziej dyskretny i świadomy liturgicznych i duchowych sensów każdej
części nabożeństwa.
I Komunia św. to jedno z moich najpierwszych osobistych
wspomnień. Strach powiedzieć, ale to było jeszcze przed Soborem Watykańskim
II, w Poznaniu, w parafii prowadzonej przez ks. Aleksandra Woźnego.
Siedziałem jak wszyscy moi koledzy i koleżanki pomiędzy rodzicami,
razem szliśmy do balasek. Dziś to niemożliwe - zbyt wielu rodziców
ma poważną przeszkodę i do Komunii z dziećmi przystępować nie może
lub nie chce. O fotografach w kościele mowy być nie mogło - uważano,
że to przecież miejsce święte, a małych dzieci nic nie może odciągać
od tego, co najważniejsze. Natomiast po Mszy św. przed kościołem
odbywała się swoista liturgia fotograficzna: dzieci ustawiały się
tłumkiem, w środku siadał Ksiądz Proboszcz.
Patrzyłem na Tomka: prostował się i uśmiechał, kiedy
mu kazano. Mam jednak nadzieję, że najważniejsza fotografia powstała
w jego sercu. Że gdzieś tam w środku naprawdę spotkał się z Panem
Jezusem, że rozpoznał Go i to spotkanie będzie odtąd dla niego najważniejszym
życiowym doświadczeniem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu