"Ojczyzna - kiedy myślę - wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam..." (Karol Wojtyła - Myśląc Ojczyzna...).
Nie ma chyba piękniejszych słów, które mogłyby wprowadzić
nas w sedno wydarzenia minionego tygodnia, którym było gnieźnieńskie
spotkanie. Spróbujmy zatem zakorzenić się w tym wydarzeniu sprzed
tysiąca lat, które zrodziło trzy nowe diecezje w Polsce, a które
posłużyło jednemu z dzienników, by zatytułować okolicznościowy tekst
- 1000 lat w Unii.
Dla mnie Gniezno 2000 r., z obecnością prezydentów i
licznych gości, nabiera znaczenia, o ile ich podróż tam staje się
PIELGRZYMKĄ. A taką stała się przez modlitwę lub może przynajmniej
przez pragnienie modlitwy wspólnej wszystkich obecnych. Była to modlitwa
ekumeniczna, którą ostatnio lubimy uprawiać publicznie, niemal na
oczach telewizji, ale dzięki temu modlitwa taka staje się lekcją
tolerancji dla innych. Dawniej o modlitwie mniej się mówiło, ale
więcej się ją praktykowało, i to w ciszy, aby nie zagłuszyć delikatnej
jak powiew wiatru obecności Pana.
Podróż Ottona III, dwudziestoletniego cesarza z Rzymu,
jadącego do Gniezna, była wielką pielgrzymką do św. Wojciecha. Przy
okazji była spotkaniem z Chrobrym i odkryciem, jak wielkim wodzem
był ten syn Mieszka I, twórca nowoczesnego - jak na tamte czasy -
państwa. Wśród darów, jakie otrzymał Otton, był poczet 300 zbrojnych
wojów, co świadczy o tym, że Chrobry już wówczas miał drużynę liczącą
kilkanaście tysięcy zbrojnych, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli: zawodowych
rycerzy, z czym nawet w owym czasie miało trudności cesarstwo rzymskie.
Był to kraj niespotykanych wówczas inwestycji, co potwierdzają wykopaliska
archeologiczne.
O Chrobrym można by wiele i różnie mówić. Dzisiaj niektóre
jego zachowania i postępy mogą budzić niesmak. Trzeba jednak pamiętać,
że reprezentował drugie pokolenie żyjące w wierze, a przy tym był
neofitą. Charakterystyczne jednak jest, że Chrobry imponował luminarzom
tamtych czasów i umiał z nimi nawiązać głęboką przyjaźń, czego świadectwem
są listy św. Brunona z Kwerfurtu. Mimo wcześniejszych zastrzeżeń
trzeba powiedzieć, że Chrobry był człowiekiem, który czuł w sobie
chrześcijaństwo. Przy tym ujawnia się w jego osobie cała prawda o
ludzkiej drodze chrześcijanina, która ma w sobie dni zrywu, ale i
chwile zmagań czy nawet upadków.
Powraca zatem postawione na początku pytanie: czy wydarzenia,
których jesteśmy świadkami, wpisane są w podróż do Chrobrego, czy
raczej w pielgrzymkę do św. Wojciecha - patriarchy, człowieka prawdziwie
religijnego, bezkompromisowego w swoim działaniu na rzecz wzrostu
królestwa Bożego na ziemi. Był czas, kiedy zarzucano mu, że męczeństwo
sam niejako sprowokował, że był nieostrożny. A on był po prostu nonkonformistyczny,
odważny i pełen wiary.
Przy całym radykalizmie wiary był wykształconym i obytym
człowiekiem Europy, otwartym na ludzi i nowe prądy. Ówczesny autor
tak opisuje bliskość Wojciecha i Ottona: "Z nim to mąż Boży pozostawał
dłuższy czas, żyjąc w najpoufalszej przyjaźni". Wojciech w osobie
cesarza widział drugiego Konstantyna, który na nowo przywróci blask
chrześcijaństwu. Wielu wspólnych planów nie udało się zrealizować
wskutek oporu niemieckich możnowładców. W imię tych zamierzeń i duchowej
przyjaźni podejmuje Otton pielgrzymkę do Gniezna, do grobu przyjaciela,
który go wyprzedzał w myśleniu. Wojciech nie chciał budować chrześcijańskiej
Europy na mieczach Chrobrego. Gdyby je chciał dostać, Chrobry był
gotów zabezpieczyć tę podróż misyjną. Widać było, że Święty nie chciał
zrażać do Ewangelii. Wojciech to kamień milowy myślenia chrześcijańskiego
w Polsce - Ewangelia jest mocna wewnętrzną siłą przekonać do siebie
i do tego, kto ją przynosi.
Obecność prezydentów prowokuje pytanie o kształt Europy.
Czy będzie w niej miejsce dla Boga, Krzyża i Ewangelii? Wojciech
z tym, co ukazaliśmy, ma wiele do zaofiarowania. Dlatego postawiłem
na początku pytanie: podróż czy pielgrzymka?
"Ojczyzna: wyzwanie tej ziemi rzucone przodkom i nam,
by stanowić o wspólnym dobru i mową własną jak sztandar wyśpiewać
dzieje" (Karol Wojtyła - Myśląc Ojczyzna...).
Gniezno jako pielgrzymka jest wyzwaniem nie tylko dla
prezydentów, głów państw, jest także wyzwaniem rzuconym nam wszystkim
z myślą o przyszłości ziemi znaczonej misyjnym poświęceniem Wojciecha,
pokorą Ottona i wielkością Chrobrego. Ta przyszłość wpisana jest
w codzienną pracę, ale i w czekające nas już w tym roku decyzje,
a wśród nich jedna o znaczeniu szczególnym: wybory prezydenckie.
Im bliżej będzie ich data, tym gorętszy czas. Warto może, wykorzystując
gnieźnieńskie spotkanie, pomyśleć nieco o tym czekającym nas wydarzeniu.
Myślę, że przyszły wyborca musi sobie odpowiedzieć na
kilka podstawowych pytań:
- czy w sytuacji, kiedy celowo zmęczono naród, rzeczywistość,
w której przyszło mu żyć, jest naprawdę taka, jak rozpowszechniają
to media?
- czy rządząca koalicja nie zrobiła nic dobrego?
- czy miała ręce związane, czy je sobie sama związała?
Trzeba w spokoju i z dystansu ocenić otaczającą rzeczywistość,
aby wyrobić sobie obiektywny sąd w sprawie bardzo ważnej dla Ojczyzny.
Dziś łatwiej o takie myślenie niż w dniach wyborów.
Żyjemy w czasach demokracji, gdzie głosy wyborców decydują
o reprezentantach w parlamencie bądź na urzędzie prezydenta (o ile
zostały dobrze "policzone"). Warto będzie wrócić do tej myśli, ale
już dziś powiedzmy sobie, że potrzebny jest spokój w refleksji i
ocenie. Jako kryteria do wytworzenia takiej atmosfery chciałbym zaproponować
następujące elementy:
- nie przekreślać pamięci historycznej, historia jest
bowiem nauczycielką życia. Odcięcie się od doświadczeń w ocenie nowych
haseł, zwłaszcza zrodzonych przez "starych ideologów", może być niebezpieczne;
- pamiętać o zachowaniu kultury politycznej. W demokracji
jest - na szczęście - miejsce dla wszystkich, także dla ludzi innych
niż nasze przekonań. Chrześcijaństwo wyprzedziło demokrację, domagając
się czegoś więcej niż ona (por. Mt 5, 44n);
- potrzebna jest dalekowzroczność spojrzenia, która nie
boi się trudów i ofiar "na dziś", zdobywając pewność na realne zdobycze "
jutra";
- postawić interes narodu, społeczeństwa ponad interesem
partii czy ugrupowania;
- interes jednostki powinien być ściśle podporządkowany
etyce i dobru społecznemu;
- zachować radykalizm i uczciwość w myśleniu, a realizm
w działaniu;
- promować z optymizmem wartości, sprawy i programy.
Za skwaszonym krytykantem niewielu pójdzie, zniechęcenie i apatia
prowadzą do postawy pasywnej, a rezygnacja jest najgorszym z wyborów.
Potencjał materialny takiej rzeczywistości jak Polska
jest ciągle wielki, co widać po nadużyciach różnych spryciarzy, wychwytywanych
przez sądy (o wiele więcej jest pewnie nieuczciwości ukrytej). Uratujmy
uczciwość, a uratujemy Polskę - chciałoby się zawołać.
Byliśmy niedawno świadkami kilku zwolnień, nieporozumień
i konfliktów na poziomie ministerialnym. Wiele przy tej okazji padło
oskarżeń i "strzałów" demagogicznych ze strony opozycji (widać tu,
jak potrzebna jest opozycja w demokratycznym państwie!), ale, według
mnie, dobrze świadczą o mających władzę decyzje o zmianie ludzi,
którzy na ten czas "wypalili się", nie sprawdzili lub ujawnili etyczną
niedoskonałość (np. kłamstwo lub nieuczciwość). Odsunięcie ich jest
decyzją samooczyszczenia, i to godną pochwały. Umiejętność odejścia
konkretnego polityka staje się egzaminem do ewentualnego powrotu.
Boję się grup i partii, które za wszelką cenę bronią
swych nieuczciwych "ekspozytów", nie patrząc na przewinienia, poważne
zarzuty czy nawet fakty. Ci ludzie stracili już honor społeczny.
Razem z nimi traci go ich partia.
Zbliżające się wybory dotyczyć będą decyzji o perspektywach
życia społecznego, politycznego, kulturalnego, miejsca religii wśród
nas i... honoru Polski, jej znaczenia w świecie przez najbliższe
lata, i nie mogą nas nie obchodzić.
Pewnym kryterium, które może pomóc w wyrobieniu sądu,
jest obraz dotychczasowych prezydentów i pytanie o styl sprawowanego
przez nich najwyższego urzędu. Pomocą może być spojrzenie i ocena
prezydentury znanych nam "mocarstw" europejskich lub światowych.
Aktualne jest pytanie: czy człowiek, który kłamie, ba: nawet przysięga
fałszywie na swoją obronę, może być wiarygodny? Czy wystarczy tylko
to minimum, że może być "pilnowany", jak twierdzą realiści?
Dziś jeszcze nie wiemy, kto stanie do wyborów i jacy
będą kandydaci.
Bardzo nagłaśniano medialnie każde potknięcie koalicji
na polu reform. Wielu z nas na kanwie tej krytyki medialnej potępia
obecny rząd, ma poważne zastrzeżenia wobec promowanych reform, napędzań
na rzekomo jedynie słuszną "europejską" drogę, obawia się przemilczeń
etc. A może warto by zapytać, czy zauważone porażki są winą? Czy
zawsze były one zawinione przez tych, którzy je zainicjowali, i czy
otrzymali od nas możliwość zrealizowania lepiej aktualnych zadań?
Istotnym kryterium, które staje przed chrześcijaninem
idącym do głosowań w wyborach, jest promocja wartości moralnych.
Ufam, że nie dotyczy to Polski, ale zachowując prawo do różnych opcji
politycznych, trzeba pamiętać, że nie wolno mi w sumieniu głosować
na partię czy osobę, która promuje zło (np. aborcję, eutanazję, rozkład
moralny rodziny itp.), albo na ludzi, którzy nie szanują wolności
drugiego człowieka. A przykład wyboru rządów hitlerowskich w Niemczech
lub masońskich w Meksyku w latach dwudziestych minionego wieku z
niezwykle krwawymi ofiarami tych totalitaryzmów jest szczególnie
odrażający. Podobnie zdecydowanie negatywnym przykładem jest niedawny
stalinowski marksizm.
Ważne jest kryterium gospodarcze, które daje nadzieję
na jakiś realny, a nie propagandowy postęp, sukces czy korzyść ekonomiczną.
Chorobą polityki jest prywata, widoczna dziś w promowaniu
interesu grupy.
Wreszcie - może pojawić się sytuacja, w której, jako
wyborcy, nie możemy zdecydować się na żadnego z kandydatów. Co robić,
jeśli nie widzimy z żadnej strony człowieka godnego naszego wotum
zaufania, naszego głosu? Wielu decyduje się wtedy na wybór tzw. mniejszego
zła. Jest to najgorszy wybór, ale niekiedy bywa koniecznością. Zauważmy
jednak, że podczas ostatnich wyborów do parlamentu prawicowi politycy
osiągnęli zwycięstwo - a wydawało się ono niemożliwe - bowiem ocenili
realnie swoje możliwości i podjęli uzasadnioną decyzję o wspólnym
froncie. Jedność jest trudna, ale skuteczna, bo buduje na pokorze,
oczyszcza, bo domaga się miejsca dla drugiego człowieka.
Jedność to nie tylko droga do zwycięstwa, ale i do kultury
współżycia ludzi, ugrupowań, partii, narodów... Z aktualną sceną
polityczną w Polsce wcale nie jest tak źle. Zachowuje niemały potencjał
intelektualny, rząd wyprowadza z niełatwych kryzysów, czyli potrafi
negocjować, wsłuchuje się w rytm życia, wypracowuje reformę prawa,
bezpieczeństwa, ochrony rolnictwa, górnictwa etc.
Warto zatem przeprowadzić uczciwą analizę minionych dziesięciu
lat. Niewątpliwie był to czas zdrowego ujawnienia się wielu uczciwych
polityków. Ostatnie procesy lustracyjne także o tym mówią. Przy okazji
ukazano także tych, którzy nieuczciwie pragnęli zbić kapitał interesu
politycznego. Takich należałoby bezwzględnie - zgodnie z zasadami
prawa, nie bacząc na strony sceny politycznej - wyeliminować, bo
są zagrożeniem dla uczciwości życia wspólnego.
Za tydzień chciałbym powiedzieć parę słów o niezwykłej
inicjatywie Jana Pawła II, o pokutnym znaku przeproszenia za winy
i grzechy popełnione przez chrześcijan. Proroczy to głos. Nie mógł
go nie wypowiedzieć Papież, który wraz z kard. Wyszyńskim i biskupami
polskimi otworzył nową księgę relacji wobec Kościoła i narodu w Niemczech,
pisząc "przepraszamy i prosimy o wybaczenie".
Zakończmy refleksją Karola Wojtyły, który prowadził nas
po drogach dzisiejszej refleksji:
"Wolność stale trzeba zdobywać, nie można jej tylko posiadać.
Przychodzi jako dar, utrzymuje się poprzez zmagania. Dar i zmaganie
wpisują się w karty ukryte, a przecież jawne.
Całym sobą płacisz za wolność - więc to wolnością nazywaj,
że możesz płacąc ciągle na nowo siebie posiadać.
Tą zapłatą wchodzimy w historię i dotykamy jej opok:
Którędy przebiega dział pokoleń między tymi, co nie dopłacili,
a tymi, co musieli nadpłacać? Po której jesteśmy stronie?"
(Karol Wojtyła - Myśląc Ojczyzna...)
Pomóż w rozwoju naszego portalu



