Łatwo dać tytuł dzisiejszej 3. niedzieli wielkopostnej, jest
to dobry temat dla rekolekcjonisty: każdy ochrzczony jest Bożą świątynią,
którą trzeba w Wielkim Poście, przed Wielkanocą godnie oczyścić.
A więc temat: Oczyszczenie świątyni serca! Posłuchajmy dziś jako
kaznodziei, który uczy nas, co mamy czynić - św. Pawła Apostoła.
Tylko 4 wiersze, ale bardzo ważna nauka. "Żydzi żądają znaków - mówi
Apostoł, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego,
który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan". Między
nami są także Żydzi i poganie - z ducha. Czynimy często znak krzyża,
może dlatego byle jak, bo naszym bogiem jest znak sukcesu, powodzenie,
sława, pieniądz... jak tych przepędzonych przez Pana Jezusa ze świątyni.
Imponuje nam mądrość tego świata, której mądrość Boża wydaje się
niepotrzebna. Zacznijmy od pytania: Co oznacza owo głoszenie Chrystusa
Ukrzyżowanego? Czy to tylko uroczyste kazanie pasyjne na Gorzkich
Żalach?... Czy tylko piękna nauka rekolekcyjna, która wywołuje chwilowe
wzruszenie?... Żydzi wierzyli w potęgę i władzę Boga Jahwe. Oczekiwali,
tak im się wydawało, z głęboką wiarą, że ich Bóg wejdzie z mocą,
wtargnie jak burza w historię ich narodu, jak ongiś przy wyjściu
z Egiptu. Byli przekonani, że On złamie potęgę Rzymian jako Pan i
Zwycięzca, a oni będą jako Jego żołnierze uczestniczyć w tym triumfie.
W dramacie Krzyża objawił się Bóg w całkowicie innej postaci, Bóg,
który nie przeszkodził śmierci Jezusowej i Jego okrutnemu poniżeniu.
To był dla nich "skandalon", prawdziwy skandal, zgorszenie, które
według ich wiary było zaprzeczeniem potęgi Boga. To odrzucenie obrazu
Boga, pozornie bezradnego, w historii trwa. Sięga ono także naszych
chrześcijańskich serc, jeżeli w znaku Krzyża nie widzimy mądrości
i miłości Bożej. Pokusa triumfalizmu przybiera różne kształty: przez
wyprawy krzyżowe, potrójną koronę papieży, aż do obecnej chwili.
Słyszeliśmy, za jakie grzechy Ojciec Święty przeprasza w imieniu
dzieci Kościoła. Nie wystarczy, by nasze świątynie były wspaniałe,
bogato wyposażone. To my mamy je wypełniać wiarą i miłością, by nie
pustoszały, jak to ze smutkiem widzimy w wielu krajach Zachodu, ongiś
chrześcijańskich, dziś neopogańskich.
Radujemy się, że w naszych świątyniach nie ma takich
zwyczajów, jak te, z którymi Jezus walczy z biczem w dłoni. Nie ma
za stołami bankierów ani sprzedawców wołów, gołębi. Kapłan, albo
jego zastępca, idzie pokornie między wiernych, niosąc koszyczek (żeby monety nie brzęczały...), a wierni składają swoje drobne ofiary.
Wszyscy jednak pamiętamy, że naszą Ofiarą jest sam Jezus Chrystus.
On uobecnia w Eucharystii ofiarę krzyżową, a my w niej uczestniczymy
według miary naszej miłości. Także w naszych świątyniach jest przedsionek,
choćby niewielki, który prowadzi do wnętrza domu Bożego. Wystarczy
kilka kroków. To jest miejsce, w którym powinniśmy zostawić to, co
pospolite, wejść w swoje wnętrze, byśmy mogli być z Bogiem. W świątyni
jerozolimskiej było miejsce najświętsze, gdzie mógł wchodzić tylko
najwyższy kapłan i tylko raz w roku - w święto pojednania. Nasze
Sanctissimum - Jezus obecny w Najświętszym Sakramencie zaprasza nas
wszystkich jak najbliżej. Dlatego możemy z psalmistą mówić i śpiewać: "
Uradowałem się, gdy mi powiedziano: ´Pójdziemy do domu Pańskiego!
´" (Ps 122, 1).
Pomóż w rozwoju naszego portalu