W 1998 r. polskie szpitale odnotowały 310 przypadków aborcji. Tak wynika z rządowego sprawozdania z realizacji ustawy & quot;O planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży", z którą Sejm zapoznał się w połowie kwietnia br.
Jest to ewidentny spadek (podobnie było z pewnością w ubiegłym
roku) liczby aborcji w porównaniu z rokiem 1997, kiedy zarejestrowano
prawie 3050 wypadków zabójstw dzieci nie narodzonych. Aborcje te
były dokonane wtedy, gdy w Polsce istniała możliwość przerywania
ciąży z tzw. "względów społecznych". Widać więc jasno,
że obecne prawo przyczyniło się do ocalenia życia wielu niewinnych
dzieci.
Niestety, przywódca SLD Leszek Miller zapowiedział, iż jeśli
jego postkomunistyczna partia wygra wybory parlamentarne, na pewno
przeprowadzi nowelizację obecnie obowiązującej ustawy i wprowadzi
zapis o dopuszczalności aborcji "z przyczyn społecznych". De facto jest to dopuszczenie przerywania ciąży na życzenie.
Co to bowiem znaczy dokonywanie aborcji "ze względów
społecznych"? Otóż ten wielce nieprecyzyjny zapis mówi po prostu
tyle, że można się dopuścić zabójstwa dziecka poczętego praktycznie
pod byle pretekstem. Można więc - np. kłamiąc przy tym - mówić o
własnych problemach osobowościowych, o osobistej karierze, o niesprzyjającej
sytuacji rodzinnej, o trudnych warunkach finansowych, o potrzebie
zrealizowania własnej drogi życiowej i problemie, jakim jest w tym
wypadku ciąża itd. Wszystko to są uzasadnienia pochodzące ze sfery &
quot;względów społecznych". Można ich zresztą namnożyć jeszcze
więcej.
Zapewne o to właśnie chodzi autorom powyższego zapisu w
ustawie - zapisu pojemnego, otwartego na każdą argumentację, będącego
czymś w rodzaju szerokiej bramy, przez którą przepchać można wszelką
niegodziwość. Warto zwrócić uwagę na postępowanie w tej kwestii zarówno
lewicy unijnej, postkomunistycznej czy eurolewicy. Otóż, żadna z
nich nie podnosi larum - jak to było w przypadku "pornografii&
quot; - że określenie "względy społeczne" jest zapisem
nieprecyzyjnym, że nie wiadomo, o co tu chodzi, że w ten sposób kompromituje
się polskie ustawodawstwo. Wszyscy milczą.
Ale jest to milczenie, które zezwala na powiększenie skali
największego na świecie, zalegalizowanego w prawie, holocaustu dotykającego
niewinne istoty ludzkie. Polska, która - również i w tym względzie
- spełniać ma, jak się wydaje, standardy europejskie, pod rządami
lewicy może znowu dołączyć do krajów, które bezproblemowo zabijają
własne dzieci. A pamiętajmy, co wielokrotnie powtarzał Papież: "
Naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości". Jak bardzo są to prawdziwe i prorocze słowa, wystarczy prześledzić
socjologiczne doniesienia z krajów zachodnich, gdzie systematycznie
zmniejsza się przyrost naturalny. Tamtejsi demografowie biją zresztą
na alarm.
Posłowie SLD, którzy wysłuchiwali rządowego sprawozdania
z realizacji ustawy O planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego
i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, w sposób absurdalny
zarzucali mu hipokryzję. Twierdzili, że pojawiły się w mediach ogłoszenia
ginekologów, które w sposób zakamuflowany stanowią ofertę nielegalnego
dokonania aborcji. Ma to być cena za obecnie funkcjonujące prawo.
Owszem, z pewnością jest prawdą istnienie podziemia aborcyjnego,
tylko nie jest to przyczyna - jakby chcieli przedstawiciele SLD -
dla której należałoby legalizować w Polsce przerywanie ciąży "
ze względów społecznych" (czytaj: na życzenie). Jest to tylko
powód, by owemu podziemiu przeciwdziałać.
Nikt przecież przy zdrowych zmysłach nie domaga się np.
legalizacji kradzieży, mimo że istnieje przecież swoisty, pewnie
całkiem spory, podziemny światek złodziejski. Każdy zdaje sobie sprawę,
co by się działo w przypadku rzeczy tak niedorzecznej, jak prawne
uznanie kradzieży. Podobna sytuacja jest z aborcją. Istnienie obecnego
prawa przyczyniło się do ocalenia życia wielu dzieciom. I to jest
najważniejsze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu