Piszę te słowa ku przestrodze i dla pouczenia tych wszystkich,
którzy usunęli ze swojego sumienia poczucie grzechu zaniedbania.
Niech przytoczony niżej epizod uświadomi każdemu z nas, jakie skutki
może spowodować ten grzech, który jest owocem ludzkiego egoizmu,
oziębłości i bezduszności.
Wydarzenie, które nieomal zakończyłoby się tragicznie, miało
miejsce 25 kwietnia br. ok. godz. 11.00 na Dworcu Głównym PKP w Częstochowie.
Wtedy to mój uczeń, wracając z domu po feriach świątecznych, przechodził
przejściem podziemnym tegoż dworca w kierunku ul. Piłsudskiego. Niewiele
drogi pozostało mu do wyjścia z tunelu, gdy na wysokości wjazdu dla
wózków bagażowych na I peron zaatakowało go czterech dobrze zbudowanych
i wyrośniętych (ok. 180 cm) 19-, 20-letnich bandytów. Padł cios metalowym
łomem w przednią część głowy, następnie uderzenie pięścią w nos,
które wywołało gwałtowny krwotok, a wreszcie - "żeby poprawić", bo
jeszcze stał - uderzenie deską w tył głowy, powodujące chwilową utratę
przytomności.
Uczeń opowiadał, że w stanie ogłuszenia czuł, jak jest ciągnięty
za nogi, a głowa wlecze się po twardym podłożu, później zaś uderza
o twarde krawędzie schodów. Widział też nogi przechodzących ludzi.
Nikt nie interweniował, nikt się nie zainteresował. Zawlekli chłopca
za samochód stojący przy siatce opodal starych magazynów PKP (od
strony ul. Piłsudskiego) i tam padły kolejne ciosy, a raczej mocne
kopniaki po plecach i w okolice klatki piersiowej. Po serii takich
kopniaków bandyci przystąpili do przeszukiwania torby podróżnej i
znaleźli swój łup... 4 zł 20 gr.
Za taką sumę 16-letni uczeń mógł stracić życie... w południe...,
w centrum miasta...
Od dalszego katowania ocalił go głos mężczyzny, który myśląc,
że okradany jest jego samochód, udał się w pogoń za oprawcami. Badania
lekarskie wykazały, że po tym zajściu mój uczeń leżał 70 min nieprzytomny.
Po odzyskaniu świadomości ostatkiem sił, czołgając się na czworakach
po chodniku i jezdni, dowlókł się do Przychodni Dziecięcej przy ul.
Piłsudskiego, gdzie po udzieleniu pierwszej pomocy odwieziono go
karetką do szpitala.
Dziś jest już 9 maja (minęło 15 dni od tego feralnego dnia),
a mój uczeń nadal przebywa na zwolnieniu lekarskim, z poważnym uszkodzeniem
zdrowia. Dziękować Bogu, że w ogóle żyje po takich ciosach w głowę.
Nie wiem, czy ten napad nie pozostawi trwałych szkód na jego zdrowiu...
W obliczu takich wypadków nasuwa się pytanie: Kto ponosi
odpowiedzialność za skutki tego napadu? Czy tylko zdegenerowani bandyci-napastnicy?
Przecież napadnięty uczeń widział przechodniów, przecież leżał ponad
godzinę w publicznym miejscu, przecież po odzyskaniu przytomności
czołgał się po ulicy, w południe, i nie znalazł się nikt, już nie
o chrześcijańskim, ale o ludzkim odruchu, aby pomóc ledwo żywemu
chłopcu. A ten pan, który spłoszył oprawców - czyż dla niego większą
wartość przedstawiał własny samochód niż życie chłopca (przecież
leżał nieprzytomny)?
Drogi Czytelniku! Dziś napadnięto mojego ucznia, jutro Ty
możesz być ofiarą napadu. Nie narzekaj na zły świat, lecz naprawę
tego świata rozpocznij od siebie, od swojej wrażliwości na bliźniego
w potrzebie i pamiętaj, zwłaszcza w Roku Jubileuszowym, o słowach
Chrystusa: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich
najmniejszych, Mnieście uczynili (...), a czego nie uczyniliście (...), tegoście i Mnie nie uczynili" (por. Mt 25, 40-45). Usłyszymy
je na Sądzie Ostatecznym i będziemy osądzeni też z grzechów zaniedbania
i według czynów miłosierdzia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu