Kontrowersyjny proces oskarżonego o rzekomy współudział w ludobójstwie w 1994 r. ruandyjskiego biskupa Augustina Misago dobiega końca. 15 czerwca br. spodziewane jest ogłoszenie wyroku. Jeśli sąd przychyli się do argumentacji strony skarżącej, Biskupowi grozi kara śmierci.
Ból Papieża i oburzenie rzecznika
Reklama
"Z bólem i goryczą przyjęliśmy wiadomość o aresztowaniu bp. Augustina
Misago - ordynariusza diecezji Gikongoro w Ruandzie - mówił podczas
audiencji generalnej 21 kwietnia 1999 r., tydzień po aresztowaniu
Biskupa, Jan Paweł II. - Zmartwychwstały Chrystus nieustannie powtarza
naszym braciom, tak dotkliwie cierpiącym: ´Pokój wam!´ (J 20, 19). Niech usłyszą Jego Boski głos ci, którzy uporczywie odrzucają Jego
orędzie życia! Niech On uleczy ślepotę tych, którzy nie chcą zejść
z manowców nienawiści i przemocy, niech ich przekona, aby zdecydowanie
wybrali drogę uczciwego i cierpliwego dialogu, który doprowadzi do
rozwiązań pomyślnych dla wszystkich!". "Wydarzenie jest szalenie
poważne - przedstawiał stanowisko Watykanu wobec zaistniałych faktów
rzecznik Stolicy Apostolskiej Joaquin Navarro-Valls. - Jest to obraza
nie tylko dla Kościoła w Ruandzie, ale i dla Kościoła na całym świecie".
Biskup został aresztowany po tym, jak prezydent Ruandy Pasteur
Bizimungu oskarżył go publicznie 7 kwietnia 1999 r., pięć lat po
dramacie Ruandy, o współudział w ludobójstwie. Zarzucono mu m.in.
odpowiedzialność za rzeź 150 tys. członków plemienia Tutsi na terenie
jego diecezji Gikongoro oraz szczególnie odpowiedzialność za zabójstwo
30 dziewcząt, uczennic jednej z katolickich szkół znajdujących się
na terenie diecezji, w której zarządzał. Odpowiadając na zarzuty
prezydenta Bizimungu, bp Miasgo napisał: "Deklaruję, że w każdym
punkcie oskarżenie jest fałszywe: Nie zrobiłem nic podczas tej tragedii,
co wymagałoby wyjaśnień". W trakcie procesu mówił z kolei, że jest
tylko narzędziem, bo prawdziwym celem ataku jest Kościół katolicki.
Solidarność z bratem
Wyrazy solidarności z uwięzionym Biskupem napływały z różnych stron. Dzień po aresztowaniu biskupi sąsiedniej Burundi wraz z nuncjuszem apostolskim, przekonani o niewinności bp. Misago, odmówili spotkania z przebywającym akurat w ich kraju ruandyjskim prezydentem. Specjalny komunikat informujący opinię publiczną o tym kroku podpisał abp Simon Ntamwana, który sam stracił w masakrze 15 członków swojej rodziny. " To skandal - mówił znany francuski teolog Rene Laurentin. - Jest niedorzecznością, że prezydent Ruandy orzekł o winie biskupa przed podjęciem dochodzenia i bez rozprawy sądowej, i że rzucając wyzwanie sprawiedliwości, mógł powiedzieć: ´Nawet jeśli okaże się niewinny, nie chcę go w kraju´. Misago jest skazany na wygnanie już przed procesem". Ryzykiem jest pokładanie zbytnich nadziei w rzetelność procesu. Jak przekonuje bowiem Amnesty International w raporcie o przestrzeganiu praw człowieka w Runadzie za 1999 r., z władzą sądowniczą w tym kraju nie jest najlepiej. Obrońcy praw człowieka wykazują, że część licznych procesów sądowych była przeprowadzona nieprawidłowo.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Celem Kościół
Z kolei sekretarz Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów - abp
Marcello Zago w wywiadzie dla watykańskiej Agencji Fides naświetlał
rzeczywisty kontekst i cele procesu: "Opinia publiczna nie może nie
zdawać sobie sprawy z tego, że w wielu afrykańskich krajach Kościół
jest obiektem prześladowań. Biskup Misago nie jest jedynym ich celem.
Wysiłki skierowane na osłabienie Kościoła pod różnymi pretekstami
i z powodu różnych racji są dostrzegalne w całej centralnej Afryce,
a w szczególności w regionie Wielkich Jezior. Atak na biskupów w
Ruandzie (...) jest częścią szerszego planu dotyczącego całej Afryki". Na spotkaniu w Nairobi z biskupami z Ruandy, Kongo i Burundi prefekt
Kongregacji - kard. Jozef Tomko dodał: "W konfliktach w regionie
Wielkich Jezior jest coś, co jest ponad nami, i co jest efektem politycznych
i ekonomicznych interesów albo prostymi machinacjami wymierzonymi
w Kościół. W rzeczywistości pozycja, jaką zajmuje Kościół w waszych
społeczeństwach, nie wszystkim się podoba".
Podobnie w opinii watykańskiej Agencji Fides, aresztowanie
bp. Misago pięć lat po masakrze jest "ostatnim krokiem" w realizacji
planu, którego celem jest ograniczenie wpływów Kościoła rzymskokatolickiego
na ludność ruandyjską i ograniczenie jego pracy na rzecz pojednania.
Wcześniejsze próby przejmowania świątyń z zamiarem przekształcenia
ich na mauzolea pamięci ofiar ludobójstwa z 1994 r., nieprzychylne
Kościołowi publikacje w prorządowych mediach, zarzucające runadyjskiej
wspólnocie katolickiej zbytnie uzależnienie od Rzymu i sugerujące
możliwość powołania Kościoła narodowego, wskazują, że dla rządzącej
ekipy Kościoł katolicki jest przeciwnikiem albo wręcz wrogiem. Opinię
tę potwierdza jeszcze absurdalna krytyka, z jaką wystąpił rząd w
stosunku do Stolicy Apostolskiej, zarzucając Watykanowi zbyt późną
reakcję na tragedię Runady. Tymczasem już 15 kwietnia 1994 r., kilka
dni po rozpoczęciu tragedii, Jan Paweł II jako pierwszy światowy
przywódca nazwał tragedię Ruandy ludobójstwem. Oskarżanie ruandyjskiego
Kościoła o brak rekacji na tragedię nie wytrzymuje krytyki.
Oskarżenie potwierdza także raport byłego członka Narodowego
Frontu Ruandy - ugrupowania, które przejęło władzę w kraju po ludobójstwie
- Hakizabera Christophe´a Christophe złożył go przed Komisją ONZ.
Autor zeznaje, że Front od 1991 r. planował przejęcie władzy w Ruandzie
z rąk Hutu. Za konieczne uznano m.in. ograniczenie roli Kościoła.
Według Christophe´a planowano: "produkowanie fałszywych oskarżeń
przeciwko Kościołowi katolickiemu - ponieważ głosi równość między
ludźmi i kształci ich, eliminowanie kapłanów z plemienia Hutu i zastąpienie
ich księżmi z plemienia Tutsi, zastraszenie misjonarzy i doprowadzenie
ich w ten sposób do opuszczenia kraju".
10 maja 2000 r. Jan Paweł II wysłał do przebywającego od
13 miesięcy w więzieniu bp. Misago telegram z wyrazami solidarności
z cierpiącym bratem. Wyraził nadzieję, że Biskup szybko wyjdzie na
wolność i wróci do pracy w swojej diecezji. Z listu wynika, że Ojciec
Święty jest przekonany o niewinności Biskupa.
Lubin to ponad 80-tysięczne miasto, usytuowane na Wysoczyźnie
Lubińskiej, 70 km od Wrocławia, w północnej części Niziny Śląskiej,
nad rzeką Zimnicą i wpadającą do niej Baczynką. Do lat 50. naszego
wieku Lubin był małym, sennym miasteczkiem. Dopiero odkrycie największych
w Europie (ocenianych na 10% światowych zasobów) pokładów rud miedzi,
a także m.in złóż złota, srebra i platyny, spowodowało gospodarczy
boom miasta. Przedsiębiorstwo "Miedź Polska" w Lubinie stało się
symbolem ekonomicznego sukcesu mieszkańców.
Zgromadzenie Księży Salezjanów pojawiło się tutaj zaraz
po wojnie, w 1947 r. Obecnie duszpasterzują w trzech miejskich parafiach.
W jednej z nich - pw. św. Jana Bosko 11 czerwca br. będzie konsekrowany
kościół. Nie byłoby w tym wydarzeniu nic szczególnego - w Polsce
konsekracje świątyń nie należą do rzadkości - gdyby nie sposób budowania.
Parafie budujące nowe świątynie doskonale wiedzą, jak trudna, a czasem
wręcz niemożliwa, jest symbioza między wznoszeniem kościoła a tworzeniem
wspólnoty wiernych. Księżom Salezjanom z Lubina udało się uniknąć
takich zawirowań. Zbudowali piękny kościół, stale pełny ludzi, i
okazały dom katechetyczny, którego "drzwi się nie zamykają". W diecezji
legnickiej, do której należy Lubin, buduje się w tej chwili 40 nowych
kościołów. Świątynia w Lubinie jest drugą, którą w tym roku konsekruje
bp Tadeusz Rybak.