Zachodzące słońce niczym wielka pomarańcza wisiało nieruchomo
na tle ciemnoniebieskiego nieba. Wieczór był gorący, powietrze wilgotne,
a wiatr, który zerwał się u schyłku dnia, był tak słaby, że wiszące
nisko gałęzie płaczących wierzb jedynie lekko falowały.
Na parkingu niedaleko przystanku zatrzymała się stara syrenka.
Kierowca podjechał blisko pod samo ogrodzenie parkingu. Za pojazdem
ciągnęły się kłęby niebieskiego dymu, a spod maski unosił się cienki
obłoczek pary. Ze środka wyszedł niemłody mężczyzna. Na głowie mimo
upału miał beret, a na nogach stare adidasy. Mężczyzna miętosił w
kąciku ust ledwie tlącego się papierosa i nie wyjmując rąk z kieszeni,
kopnął w oponę przedniego koła, a następnie podniósł maskę, podpierając
ją wygiętym prętem, który wyciągnął spod siedzenia. Stał tak przez
chwilę, patrząc bezradnie na korek od chłodnicy. Próbował go najpierw
otworzyć, lecz gdy się oparzył, chwycił dłonią za ucho i czekał cierpliwie,
aż woda w chłodnicy choć trochę ostygnie.
- Widziałeś kiedy taki stary samochód? - zapytał swego kolegę
wysoki chłopak stojący pod wiatą.
- Co to jest? Chyba jakieś BMW sprzed wojny - odparł drugi
chłopak, który na pasku od spodni z jednej strony miał zapiętego
walkmana, a z drugiej - telefon komórkowy. Właśnie ściszył muzykę,
żeby mógł lepiej słyszeć swojego rozmówcę bez zdejmowania słuchawek
z uszu.
- Widać, chłopcy, że jesteście późno urodzeni - wtrącił
się do rozmowy mężczyzna w średnim wieku. - Kiedy ja byłem w waszym
wieku, to marzyłem właśnie o takiej syrence, którą w Polsce produkowano,
a nie za granicą. Syrenka to był za Gomułki motoryzacyjny przebój
PRL-u, bo za Gierka to przebojem był już maluch.
- Maluch? - zdziwił się chłopak z komórką. - Ojciec mi chciał
na osiemnaste urodziny kupić używanego malucha, to się obraziłem.
Kto dzisiaj maluchem jeździ? Musi być co najmniej cienkuś, żeby kumple
się nie śmiali. Jak mam mieć malucha, to wolę autobusem jeździć -
kończąc swoje wyznanie, chłopak podkręcił walkmana i zaczął rytmicznie
podrygiwać w takt muzyki.
- Każdy musi czymś jeździć - wtrącił wysoki chłopak. - Ale
bryka bryce nierówna. Jakby mój stary jeździł maluchem, to żaden
klient do niego by nie przyszedł, dlatego musiał sobie kupić nowiutkiego
merca, choć się zapożyczył po uszy. Ale tak trzeba. A ja maluchem
też nie będę jeździł, bo jak dziewczynę na dyskotece poderwać na
taki wózek? To już wolałem, żeby mi starzy kupili rower za dwa kawałki.
Takie cudo to dopiero szpan i nawet laskę można na ramie przewieźć.
Ale był zbyt ładny i mi go ukradli spod szkoły. Szkoda, odjazdowy
był.
- No, to znaczy, że nie tyle o jazdę chodzi, co o to, żeby
na ludziach wrażenie zrobić. Na klientach albo na dziewczynach -
skomentował mężczyzna.
- A co pan myślał? Przecież jeździć można autobusem, tak
jak my teraz. Ale żeby mnie nie mieli za nic, to muszę mieć co pokazać,
inaczej pies z kulawą nogą nie będzie chciał ze mną rozmawiać, a
dziewczyny nawet okiem na mnie nie rzucą, chociaż na siłowni pakuję
kilka razy w tygodniu. Jak nie mam bryki albo jakiegoś wystrzałowego
roweru, to na nic wygląd Schwarzeneggera albo znajomość dwustu dowcipów.
Dzisiaj ludzie i tak ze sobą nie rozmawiają ani nawet nie patrzą
na siebie, tylko na to, co kto ma. Patrz pan, na tego frajera z tą,
no - syrenką. Stoi, gapi się na to swoje cudo i nikt mu nie pomoże,
chociaż już chyba ze dwadzieścia osób koło niego przeszło. Jakby
miał porządny samochód, to co drugi by zapytał, czy w czymś nie pomóc
- zakończył monolog wysoki chłopak.
Właściciel syrenki zdjął beret, odsłaniając sporych rozmiarów
łysinę, i chwytając nim korek od chłodnicy, odkręcił go szybkim ruchem.
Zajrzał do środka i rozglądając się bezradnie wokoło, spytał ludzi
stojących na przystanku:
- Skąd tutaj wziąć trochę wody? Mam za mało w chłodnicy,
żeby jechać dalej.
Ludzie na przystanku wzruszyli ramionami, a niektórzy nawet
odwrócili głowy, udając, że nic nie słyszeli i nic nie widzieli.
W tym czasie do kierowcy podszedł stary mężczyzna, ciągnąc za sobą
niewielkich rozmiarów wózek, pełen zardzewiałego żelastwa.
- Cha, cha - zaśmiał się chłopak z walkmanem i komórką.
- Pewnie przyszedł odholować grata na złom.
Złomiarz tymczasem pogrzebał chwilę w swoim małym, lecz
przepełnionym różnościami wózku i wyciągnął dużą plastikową butelkę,
pełną przezroczystego płynu. Otarł pot z czoła, odkręcił, przełknął
kilka niewielkich łyków i podał kierowcy syrenki.
- Niech pan sobie wleje do chłodnicy. Powinno wystarczyć.
Też kiedyś miałem syrenkę i pamiętam, że mi się takie rzeczy zdarzały
w upalne dni.
- Ale pan nie będzie miał co pić - odpowiedział zatroskanym
głosem właściciel syrenki.
- Ja tu mieszkam niedaleko, to się mogę napić, a pan do
domu ma dużo dalej. Musi pan dopiero tam dojechać - wyjaśnił złomiarz,
trzymając w wyciągniętej ręce butelkę z wodą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu