Przez miasta zachodniej Europy przetoczyły się ostatnio demonstracje homoseksualistów, tzw. gay pride. Ich kulminacją była lipcowa manifestacja gejów i lesbijek w Rzymie, gdzie w związku z obchodami Roku Jubileuszowego i ogromną liczbą katolickich pielgrzymów doszło do swoistej konfrontacji dwóch systemów wartości.
Parady homoseksualistów w Berlinie czy Paryżu od lat wyglądają
podobnie. Za wielkimi samochodami-platformami, z których dobiega
muzyka, maszerują pary dziwacznie ubranych mężczyzn i kobiet (podczas
parady często jeden z dwójki mężczyzn odgrywa "żonę", a jedna z dwójki
kobiet "męża"; pary przebierają się też obrazoburczo w stroje zakonnic
i duchownych, co ma ewidentnie uderzać w Kościół katolicki). Obrzydliwość
tego zjawiska jest chyba paradoksalnie przyczyną, która przyciąga
widzów. Nierzadko półnadzy geje i lesbijki nie kryją się przecież
ze swoimi zachowaniami podczas zlotów: całują się, obejmują, symulują
współżycie seksualne. Jakby w ogóle nie czuli wstydu z powodu własnych
wyuzdanych poczynań.
Cały ten przejaw degeneracji obyczajów w sferze publicznej
odbywa się pod jakże współcześnie atrakcyjnym i nadużywanym hasłem
walki z dyskryminacją - w tym wypadku z rzekomą dyskryminacją homoseksualistów.
Do najpoważniejszych ich postulatów należy dalsza legalizacja w Europie
i na świecie tzw. małżeństw homoseksualnych oraz zagwarantowanie
im prawa do adopcji dzieci - w tym także z domów dziecka.
Wydaje się jednak, że to, na czym homoseksualistom najbardziej
zależy, to społeczna akceptacja. Chodzi o to, by ich związki uznano
za całkowicie normalne, by byli traktowani jak heteroseksualiści,
by ich publiczne zachowania nie budziły żadnego sprzeciwu, żadnej
wątpliwości. Bój toczy się tak naprawdę o świadomość współczesnego
Europejczyka - czy nie zatraci on swojej wrażliwości i czy będzie
miał jeszcze odwagę mówić, że nie godzi się naruszać prawa naturalnego.
Bo jeśli dojdzie do zatraty owej wrażliwości (jest to
ostatecznie wrażliwość sumienia), która zaowocuje równym traktowaniem
normalnych małżeństw heteroseksualnych i tzw. związków homoseksualnych,
nastąpi kolejny proces niszczenia cywilizacji chrześcijańskiej. A
wraz z tym nastąpi proces degeneracji prawa, które we współczesnej
Europie już bardzo mocno odeszło od wielu istotnych rzymskich i chrześcijańskich
standardów.
Niepokoi zwłaszcza fakt, że po stronie homoseksualistów
coraz głośniej zaczynają się wypowiadać politycy. I to nie tylko
tradycyjnie lewicowi. Oto np. do gejów i lesbijek maszerujących ulicami
stolicy Niemiec specjalne pozdrowienia wystosował nie tylko socjaldemokratyczny
kanclerz Gerhard Schroeder, ale także chadecki burmistrz Berlina
Eberhard Diepgen. Paradę w stolicy Francji poprowadził socjalista
Bernard Delanoe, który jest kandydatem na mera Paryża, a w demonstracji
brał też udział - co budzić musi wyjątkowe wzburzenie - minister
edukacji Jack Lang, który ujawnił w 1998 r. swój homoseksualizm.
Homoseksualiści doskonale zdają sobie sprawę, że nie
będą mogli liczyć w swoich dążeniach na sukces, jeśli nie zyskają
przychylności polityków, bo jak się wydaje - przychylność wielu największych "
postępowych" mediów mają zapewnioną. Fakt, że np. chadecki polityk
z Niemiec udziela im poparcia, może wśród nich budzić zadowolenie (tym bardziej, że jeszcze w czerwcu br. świat obiegła wieść, iż lewicowy
rząd niemiecki zamierza zrównać w prawach związki homoseksualne z
normalnymi małżeństwami). Zresztą o zadziwiającym porzucaniu tradycyjnie
chrześcijańskich wartości przez polityków europejskiej chadecji jest
coraz głośniej - jednym z najskrajniejszych przykładów jest wielokrotny
chadecki premier Holandii Ruud Lubbers, który w niedawnym wywiadzie
dla Wyborczej przyznał, że legalizacja eutanazji czy aborcji w jego
kraju to efekt "otwarcia drzwi i okien na świat", wejście w "dialog
z nowoczesnością". Zapewne dla Lubbersa akceptacja i legalizacja
związków homoseksualnych oznacza coś podobnego...
W kontekście wszystkich tych wydarzeń katolikom stale
należy przypominać nauczanie Kościoła w kwestii homoseksualizmu.
W Katechizmie (2357) przeczytać można: "Tradycja, opierając się na
Piśmie Świętym, przedstawiającym homoseksualizm jako poważne zepsucie,
zawsze głosiła, że ´akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej
natury są nieuporządkowane´. Są one sprzeczne z prawem naturalnym;
wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej
komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą
mogły zostać zaaprobowane". To ostatnie zdanie zasługuje na szczególne
podkreślenie. Tylko czy zgodnie z prawem naturalnym postąpią też
europejskie parlamenty, dając odpór postulatom homoseksualistów artykułowanym
podczas wyuzdanych parad gay pride?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu