Po raz pierwszy trafiłam tu z ciocią Bronią po szczęśliwie zdanych egzaminach do szkoły średniej. Ciocia, nie mająca własnych dzieci, troszczyła się o każde młode życie w rodzinie. Powiedziała mi wtedy, że dziewczyna pragnąca szczęśliwego życia rodzinnego powinna odbyć pielgrzymkę do św. Anny. Obraz białego kościoła wśród lip, wspomnienie śpiewu sióstr na chórze i zakonnicy, która w tym dniu składała śluby wieczyste towarzyszyły mi przez lata. Kiedy powróciłam tu po blisko ćwierci wieku, znowu pachniały lipy i śpiew sióstr brzmiał tak samo.
Klauzura
Reklama
Tym razem mój przyjazd do sanktuarium w Świętej Annie, miejscowości
położonej ok. 30 km od Częstochowy, był nie tylko pielgrzymką do
mojej Patronki. Siostry dominikanki klauzurowe, opiekujące się tym
sanktuarium, zgodziły się porozmawiać ze mną, abym mogła opowiedzieć
Czytelnikom Niedzieli o tym, jak się modlą i pracują, o tym, jak
toczy się ich życie za klasztorną kratą. "Wielu ludziom nasze życie
za klauzurą wydaje się bardzo tajemnicze, tymczasem jest ono dość
zwyczajne - mówi s. Dominika. - Każdy dzień wypełnia modlitwa i praca.
Ponieważ na modlitwę przeznaczamy 6-7 godzin dziennie, pozostały
czas wykorzystujemy tak samo skrzętnie, jak kobiety mające rodziny.
Czasem nawet spieszymy się jeszcze bardziej, bo przecież nas także
dotyczy gotowanie, sprzątanie czy pranie, a musimy jeszcze znaleźć
czas na pracę zarobkową, by móc utrzymać naszą wspólnotę".
Siostry wstają o godz. 5.15. O godz. 6.00 spotykają się
w klasztornej kaplicy, by rozpocząć dzień Jutrznią. Potem kolejne
modlitwy i Msza św. O godz. 8.00 schodzą do refektarza na śniadanie,
potem zaczynają swoje prace. "Te dwie poranne godziny są dla nas
niezwykle cenne - mówi przełożona wspólnoty - m. Ludwika. - Ponieważ
w tym czasie nie przychodzą interesanci, nie dzwoni dzwonek przy
furcie, możemy bez reszty oddać się modlitwie, szukać i wzywać Chrystusa,
rozważać Jego słowa. Jest to zastrzyk duchowy, niezbędny każdej z
nas, bo jesteśmy tu przecież po to, by służyć swoim życiem Bogu i
Kościołowi".
Na dziesięć minut przed południem siostry przerywają
prace, by spotkać się w kaplicy na modlitwie. Następnie jest obiad
i godzina na rekreację, podczas której można rozmawiać. Kolejne godziny
zajęć są znów przeplatane modlitwą: o 15.00 i 17.30. Dzień kończy
Kompleta o godz. 20.00. Jednak o północy w klasztornej kaplicy znowu
zapala się światło, gdyż jest to również pora modlitwy.
"Pytała pani o prozę naszego życia, czyli o to, z czego
się utrzymujemy. Mamy gospodarstwo - własne jarzyny, mleko, jaja,
masło, które robią siostry, znacznie odciążając budżet - mówi s.
Dominika. - Jeżeli chodzi o pracę zarobkową, to przyjmujemy zamówienia
na ornaty i paramenty liturgiczne, robimy różańce i tzw. maść św.
Anny. Spore nadzieje wiążemy z otrzymanym niedawno komputerem. Być
może, pozwoli on nam zarabiać na życie przez przepisywanie tekstów
lub inne prace.
W rozmównicy
Reklama
Mimo że siostry dominikanki są zakonem klauzurowym, to dzięki
rozmównicy, telefonom i listom wiedzą bardzo dużo o sprawach ludzi,
kraju i świata. Klasztor położony jest na szlaku pielgrzymek zdążających
na Jasną Górę. Mniszki, otwarte na potrzeby każdego przychodzącego
do nich człowieka, cierpliwie wszystkich wysłuchują. W klasztorze
są trzy rozmównice. Tam ludzie powierzają siostrom osobiste troski,
proszą o modlitwę i radę. "Jestem tu już od 48 lat, ale za każdym
razem przeżywam ogromne wzruszenie, gdy ktoś powierza mi najważniejsze
sprawy swojego życia z głęboką wiarą, że nasza modlitwa zostanie
wysłuchana. Potem, po kilku tygodniach czy miesiącach, ta sama osoba
dzwoni lub pisze, informując, że dokonała się jakaś łaska. Za każdym
razem jest dla mnie tak samo niepojęte, że nawet tak niedoskonała
modlitwa, jak moja, może dopomóc w znalezieniu drogi do Miłosierdzia
Bożego" - mówi m. Ludwika.
Ogromny stos zeszytów z podziękowaniami za otrzymane
łaski świadczy o tym, że modlitwa, posty i rozmaite ofiary podejmowane
przez siostry dominikanki w intencjach tych, którzy proszą o pomoc,
nie są daremne. Ludzie dziękują za uzdrowienie, pomyślne ukończenie
szkoły, zerwanie z nałogiem, za dobrego męża lub żonę, za zgodę w
rodzinie i wiele innych spraw.
"Jesteśmy tu po to, aby mówić Bogu o ludziach i ich sprawach,
jednak same mocno przeżywamy te ludzkie dramaty. Pamiętam, jakim
wstrząsem dla s. Magdaleny była prośba siedmioletniego chłopca, aby
się pomodliła o to, by tatuś wrócił do domu. Utkwiła mi w pamięci
także twarz zapłakanego ojca, którego córka, krótko przed maturą,
wpadła w złe towarzystwo - mówi s. Dominika. - Do św. Anny pielgrzymują
bezdzietne małżeństwa, gdyż powszechnie uważa się, że za Jej wstawiennictwem
można wyprosić łaskę rodzicielstwa. Do Niej również przyjeżdżają
babcie, które modlą się za wnuki, i przyjeżdżają wnuki, aby modlić
się za babcie. Bardzo często przy tej okazji nawiązujemy znajomości
trwające później przez wiele lat. Kiedy po śmierci s. Rozariany porządkowałyśmy
jej papiery, znalazłyśmy bardzo wiele zdjęć dzieci, które wymodliła.
Rodzice tych dzieci przysyłali jej później listy, informując o postępach
w szkole, o Pierwszej Komunii św., o ślubie".
Życie w klauzurze nie odcina więc od spraw tego świata.
Siostry dowiadują się o nich nie tylko w rozmównicy. Wyznaczona zakonnica
słucha wiadomości radiowych i telewizyjnych i mówi pozostałym siostrom
o bieżących problemach rodziny ludzkiej. Potem siostry dominikanki
do swoich intencji dołączają modlitwy za uciekinierów z Bośni, za
głodujących w Afryce, za powodzian w Meksyku i za wiele innych spraw
świata i Kościoła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Obyś w zabytku mieszkał
Kościół i klasztor zostały wybudowane w XVII wieku. Sędziwe,
prawie 400-letnie mury sprawiają wiele kłopotów. Od 1989 r., kiedy
zaczęto odwadnianie terenu i kapitalny remont kościoła, specjalistyczne
ekipy ciągle mają dużo do roboty. S. Dominika wylicza, że wykonano
już osuszenie terenu i ścian, izolację pionową i poziomą, impregnację
belek dachowych, wymieniono tynki zewnętrzne, zaś popękane mury i
kopuły zostały tak finezyjnie spięte, że prawie wcale nie widać "
stalowej fastrygi". Wyremontowano krużganki obiegające dziedziniec
i znajdujące się w nich obrazy, przedstawiające stacje Drogi Krzyżowej.
Prace konserwatorskie prowadziła fachowo i starannie
Monika Zawadzka-Nikiforow z Krakowa. Gdy ukończono już odnawianie
kaplicy św. Anny oraz nawy głównej i wydawało się, że remont wnętrza
kościoła zostanie zakończony, prace trzeba było przerwać. Powodem
była awaria centralnego ogrzewania w klasztorze. "Stało się to zimą.
Najpierw popsuł się piec, potem zaczęły przeciekać rury. Trzeba było
wymienić instalację i zakupić piec. Stało się to możliwe dzięki firmie
´Wilga´, która okazała się nie tylko dobrym wykonawcą prac, ale również
doradcą - opowiada s. Dominika. - Ponieważ trwający od lat remont
wyczerpał nas finansowo, musiałyśmy zaciągnąć kredyt. Po raz pierwszy
w historii nasz klasztor ma długi i dopóki ich nie spłacimy, nie
możemy myśleć o wznowieniu prac w kaplicy św. Franciszka, gdzie ustawiono
już rusztowania, oraz w kapliczce Serca Jezusowego, gdzie sytuacja
jest najbardziej dramatyczna, bo zbutwiały dach przecieka. Stale
zresztą pojawiają się nowe problemy. Niedawno stary klasztorny mur
zawalił się na długości 18 metrów".
Mimo kłopotów siostry pełne są optymizmu i zaufania do
Patronki, której służą. Wiedzą, że św. Anna - Święta Babcia zawsze
pomaga tym, którzy powierzają jej swoje troski i radości.
Dla osób, które chciałyby udać się do Świętej Anny lub wspomóc
finansowo sanktuarium, podajemy adres i numer konta:
Siostry Dominikanki
Święta Anna, 42-248 Przyrów,
tel. (0-34) 355-40-42,
PKO I/Częstochowa,
nr 10201651-264633-270-1