Wielu z nas w czasie wakacyjnym czyni wysiłki, aby zapewnić
tym, którzy są nam bliscy - a więc dzieciom i młodym przede wszystkim
- parę tygodni lepszego powietrza i wypoczynku. Czas to szczególny.
Dany przez Boga, usankcjonowany przez ludzi. Wiele miesięcy przed
urlopowym odpoczynkiem planujemy nie tylko miejsca wyjazdu, ale także
odrobienie zaległości. Jedni w porządkach domowych i okołodomowych,
inni w korespondencji; spracowane matki, licząc na wyjazdy wakacyjne
dzieci, obiecują sobie odespać zagoniony czas. Niektórzy sięgają
na półki po lekturę, której nie dało się w normalnym czasie przeczytać.
Jeden z księży przyszedł do mnie z indywidualnym odkryciem dokonanym
podczas wakacyjnego porządkowania kaset magnetofonowych, co nasunęło
temat naszej tygodniowej refleksji.
Na kasecie słychać fragment przemówienia wygłoszonego
przy okazji odsłonięcia jakiegoś pomnika. Polityk, znany dziś z prawej
strony sceny politycznej, mówi: "OMusimy sobie zadać pytanie przy
tej uroczystości, przed tym jasnym pomnikiem, jak realizujemy testament
naszego Bohatera i jakiej Polski oczekujemy...".
Z kontekstu zachowanego tekstu wynikało, że został on
wypowiedziany przed ogłoszeniem konstytucji, a więc w czasie, kiedy
to pytanie było szczególnie ważne. Uczestniczyłem w pracach tej Komisji
Episkopatu składającej się z najwybitniejszych prawników polskich
i pamiętam, z jaką determinacją walczyliśmy o zapisy, mające swoje
odniesienie w prawie naturalnym i prawie Bożym. Do dziś noszę wspomnienie
tamtych debat i żal, że przemilczane prawdy skwitowano lekceważeniem,
jak się często z trybuny sejmowej ważne dla narodu i ludzi sprawy
kwituje - "tyle było krzyku o konstytucję, a została ogłoszona i
nic się nie dzieje". Nie jestem tego do końca pewny. Dzieje się wiele
rzeczy i to bardzo poważnych, których źródło tkwi ciągle, łącznie
z tą kaleką konstytucją, w niszczeniu narodowej wrażliwości. Dokonuje
się to w społeczeństwie, które mieni się katolickim, a wartości chrześcijańskie
uważa za własne.
Św. Ignacy Loyola we wstępie do swoich Ćwiczeń duchownych
napisał: "Nasza klęska w codziennym życiu chrześcijańskim polega
na tym, że żyjemy z myślami chrześcijańskimi, z wolą chrześcijańską,
a nawet uczuciami chrześcijańskimi, ale z wrażliwością pogańską,
nie ewangeliczną".
Brak wrażliwości rodzi ospałość społeczną i pasywność.
Miniona niedziela ujawniła, jak powoli, ale systematycznie
nabiera rozmachu kampania prezydencka. Kandydaci prześcigają się
w pomysłach nad zdobyciem zwolenników. Nawiedzają zatem ośrodki wypoczynkowe,
miejsca ludzkich zbiorowisk. Za chwilę rozpocznie się rozpytywanie
księży - na kogo głosować? Już się to dzieje. Wydaje mi się, że Kościół
winien odsyłać ludzi do chrześcijańskiej wrażliwości. Chyba pominęliśmy
w naszej pracy duszpasterskiej ten aspekt, dostrzeżony przez św.
Ignacego kilka wieków temu. Wielu Polaków potrafi pięknie mówić o
patriotyzmie, może nawet wzruszać się rocznicami narodowymi, wszyscy
mają na ustach słowa rzekomego zatroskania o Ojczyznę, ale brak nam
wrażliwości na obserwowane wydarzenia, które winny nas w sposób naturalny
odgradzać od ludzi, którzy tylko mówią i myślą, że uczestniczą w
wydarzeniach religijnych, patriotycznych, gdy tymczasem nie posiadają
wrażliwości na te kwestie i uciekają od wyciągnięcia konsekwencji
z posiadanej wiedzy. Miniony czas dał ku temu wiele okazji do weryfikacji
tego twierdzenia.
Lakoniczne newsy podały informację o milionowych nadużyciach
w Poczcie Polskiej; pomyłka, owszem znaczna, w obliczeniach wynagrodzeń
dla nauczycieli zaowocowała dymisją ministra. Człowiek honoru przed
milionowym audytorium przyznał się do błędu i złożył rezygnację.
Żeby było jeszcze weselej, nieobecność i spóźnienie się
rzecznika AWS na Salon polityczny Trójki ewoluuje jego rezygnacją
z funkcji, przyjętą przez Mariana Krzaklewskiego.
Politycy, jak wszyscy ludzie, są omylni i słabi, częściej
pewnie od innych ludzi bywają kuszeni lub mamieni łatwymi sukcesami (materialne bywają najbardziej wymierne) i łudzą się, że nie zostaną
ujawnione ich słowa i czyny. Wartość poszczególnych ugrupowań i partii
mierzy się nie ilością sukcesów wyborczych, ale konsekwencją wobec
podstawowych zasad. Odchodzący z racji "pomyłek" minister budzi szacunek
i zaufanie. Lęk rodzi obraz polityka zaprzyjaźnionego z przemytnikami
lub szpiegami.
Szaleństwo ministra prezydenckiego, które mogło zaowocować
śmiertelnymi ofiarami opętańczej jazdy, zostaje skwitowane śmiesznym,
iście Mrożkowskim absurdem upomnienia przez policję i zupełnie nieweryfikowalną
reprymendą najwyższego urzędu w państwie, który nakazuje, aby jego
ministrowie odtąd nie prowadzili samochodów, lecz wyręczali się kierowcami,
co kojarzy się z koniecznością wożenia dzieci w specjalnych fotelikach.
A wszystko zostaje szybko wyciszone i przechodzimy nad tym do porządku
dziennego. Pytam siebie i czytelników - czy nawet zawiniona nieobecność
rzecznika AWS w programie radiowym jest bardziej naganna od brawury
i niefrasobliwości prezydenckiego ministra poruszającego się samochodem
jak dziecko w wesołym miasteczku?
Minister z lewicy nie podał się jednak do dymisji, więcej,
wbrew oczywistym oświadczeniom policji wyparł się wszystkiego. Niekaralność
i kłamstwo stają się coraz częściej stosowaną metodą niektórych ugrupowań
i sojuszów. Metoda to nie do przyjęcia przez uczciwego człowieka.
Skoro przy absurdach jesteśmy, przytoczmy jeszcze jeden
zestaw. W jakimś kraju, nie pamiętam którym, zorganizowano wyścigi
słoni. Na ekranie pokazano trzech jeźdźców, którym nie wolno bić
zwierząt. Mogą je zachęcać do wysiłku jedynie krzykiem, którego słoń
nie słyszy. Protestują organizacje ochrony zwierząt, Brigitte Bardot,
ginąca wśród psów i kotów, wysyła rozpaczliwe apele... Dobrze, że
chroni się zwierzęta przed niepotrzebnym cierpieniem, ale o wiele
bardziej bolesne i straszne jest to, że nie broni się poczętego dziecka
przed zabójstwem. Hierarchia wartości gdzieś się pogubiła!
Połykamy to wszystko, już nie wartościujemy. Czasu nie
ma i chęci nas opuściły. Liczy się piękność, gładkość słów, nonszalancja
i siła mediów. Ginie wrażliwość.
Skoro media odczuwają, że wrażliwość normalnego człowieka
zamiera, posuwają się dalej. Grają jak na licytacji.
Jeden z "opiniotwórczych" dzienników jako największe
głupstwo tygodnia uznał pytanie jednego z posłów o stosunek kandydatów
na najwyższy urząd w państwie do homoseksualistów. Czy słusznie?
Wrażliwość, o której wyżej, nie pozwala męczyć zwierząt
lub pogardzać kalekami, ale nie zabrania, a nawet nakazuje w imię
uczciwości, aby powiedzieć, że człowiek bez nogi jest kaleką, który
ma prawo do windy lub bezpiecznego podjazdu zbudowanego obok schodów.
To stwierdzenie faktu, który każe choremu uświadomić swoją inność
i do tej inności dostosować swoje życie. A ludziom pogubionym moralnie
wmawia się, że wszystko jest w porządku, że są "tak jak wszyscy"
i nie ma nikogo, kto by ich ostrzegł, że żyją w niewłaściwym świecie
wartości.
Opowiadał jeden z księży, którego w stosunkowo młodym
wielu dotknęła choroba, że buntował się, motywując swoje pretensje
niezaradnością służby zdrowia. To malkontenctwo doszło do wiadomości
dyrektor szpitala, która przyszła do jego izolatki i bez kokieterii
powiedziała: "Ksiądz jest pyszny. Nie potrafi przyjąć prawdy o swojej
chorobie. Przychodzi na człowieka taki czas, kiedy winien się zatrzymać,
zadumać i pomyśleć, gdzie jest. Potem zacznie żyć odpowiednio do
miejsca swego bycia". Po kilku dniach, kiedy diagnoza była w miarę
jasna, przyniosła książki-świadectwa o uzdrowieniach w ruchu Odnowy
w Duchu Świętym. Poczytał. Pomyślał i ku swojej radości stwierdził,
co potwierdzili lekarze, że jego stan się poprawił.
Pozornie refleksja ta wydaje się nieco infantylna. Trzeba
pewnego trudu, żeby doszperać się "drugiego toru" w przedstawionych
faktach. Mam przed sobą książkę Tadeusza Sobolewskiego Dziecko Peerelu.
Jest to zbiór esejów i osobisty pamiętnik z czasów komunistycznego
zniewolenia.
Autor, jako pracownik prasy związanej ongiś z kinematografią,
uczestniczył czynnie w kręceniu filmu Z dalekiego kraju o młodości
Jana Pawła II. Znamy, pamiętamy łzy wylane przy oglądaniu tych scen.
A oto, co pisze uczestnik nagrań, wspomniany Autor: "Z ekipą filmu
Z dalekiego kraju. W Rzymie. Leżałem na trawie w ogrodach watykańskich. (...) Przy okazji przedstawiałem tam także siebie jako ´laika w świątyni´,
którego pociąga w kościele przede wszystkim teatr liturgii, widowisko.
Popadłem w znużenie widowiskiem i z kościoła uciekłem na wolność".
Trzeba nie lada sztuki, żeby w Kościele widzieć tylko "
teatr liturgii, widowisko...".
Tak, ta ucieczka podobna jest do ucieczki cenzora z filmu
Ucieczka z kina "Wolność". Próbuje na dachu dołączyć do strajkujących
twórców kultury, których gnębił. Niestety, nie umie przyznać się
do błędu. Zostaje sam. Oto, co nas gubi. Brak konsekwencji myśli
i czynu, zarozumiałość w sądach lub formalizm wiary.
Pięknie powiedział o tym zmarły przed kilku laty prof.
Włodzimierz Sedlak w kazaniu na 4. niedzielę Adwentu w 1963 r. "Formalizm
wiary, co to jest?
To jest coś podobnego do dymów z ognisk palonych jesienią
- długo wiszą nisko nad ziemią. (...) Nawet to urocze, piękne, ale
coś mało realne".
I jeszcze jedno wydarzenie, które ukazało, jak świat
jest mało wrażliwy na dobro. Spotkanie G-8 na Okinawie. Prezydenci,
premierzy najbogatszych państw świata bawili kilka dni, wydając na
to blisko osiemset milionów dolarów. Owoce spotkania żadne, bo jak
inaczej ocenić groteskowe postanowienie o komputeryzacji biednych
krajów. Za te pieniądze można było oddłużyć kilka państw afrykańskich
dotkniętych głodem, co od dawna postuluje Ojciec Święty z okazji
Wielkiego Jubileuszu. Głuchym pozostało to wołanie, ta prośba wrażliwego
serca. Usłyszeli ją jednak Włosi i, jak czytamy, 28 czerwca umorzyli
dług 6 miliardów dolarów 62 krajom rozwijającym się, w tym 41 poważnie
zadłużonym państwom. Ustawę przyjęła jednogłośnie Izba Deputowanych
Zgromadzenia Narodowego Włoch.
Pytanie o to, na kogo głosować w nadchodzących wyborach,
pozostawiam chrześcijańskiej wrażliwości. Ci, dla których Kościół
pozostaje nadal, mimo słabości, wielką Wspólnotą winni starać się
o wrażliwość także w świecie polityki, który nie jest doskonały.
Po latach wielkiego nieporządku porządkowanie domu ojczystego nie
jest łatwe. Zrobić to mogą ludzie wrażliwi na zniszczone dziedzictwo,
gotowi do ofiar, nieczuli na zaszczyty. Przy uważnym słuchaniu i
obserwowaniu areny życia publicznego nietrudno takich odkryć. W czasach
rodzącej się wolności obiegowo tak charakteryzowano nurty polityczne:
Lewica stara się korygować naturalny bieg rzeczy w społeczeństwie,
prawica wierzy w dobro tkwiące w naturalnym biegu rzeczy. Widzieć
dobro, umieć je odróżnić od zła, niestety, nie każdy to chce i potrafi.
A to jest takie ważne także dla nas, nie tylko dla polityków.
Wszystkim życzę miłych wakacji, których oby nie naruszył
niepokój sumienia z powodu niewrażliwości. Nie zapominajmy, że: "
Po tym poznajemy, że znamy Chrystusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania" (por. 1J 2, 3).
Wkrótce może uda się nam podumać nad polską rzeczywistością
ustawy o prywatyzacji. To bardzo ciekawy temat. Wart refleksji, w
kontekście walki z tą inicjatywą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



