Aneta uchodziła w opinii wszystkich za perfekcjonistkę. Wszystko
musiała robić idealnie, wszędzie musiała być widoczna i nigdy nie
godziła się na zajmowanie ostatnich miejsc. Jej dewizą było, aby
przejść przez życie z jak najlepszym obrazem siebie. Nie dopuszczała
nawet myśli o tym, że coś mogłoby dziać się inaczej, niż sama to
sobie ułożyła. To były jednak tylko zewnętrzne efekty olbrzymiej
walki, jaką musiała każdego dnia toczyć z sobą, światem i ludźmi.
W gruncie rzeczy nie była osobą przebojową, pochodziła z rodziny
nie najlepiej sytuowanej, nie należała też do dziewczyn o wyjątkowej
urodzie. Jej zewnętrzna przeciętność w zestawieniu z pragnieniem
zajmowania pierwszych miejsc rodziła w niej postawę nieustannej walki.
Wszystko w jej życiu było walką. Walczyła o wpływy w grupie
klasowej, biła się jak lew o to, by stawać się duszą towarzystwa,
by zagarniać dla siebie jak najwięcej przyjaźni. Z takim nastawieniem
życiowym trafiła do wspólnoty młodych przy rodzinnej parafii. Z niej
też uczyniła teren bitwy o własne wpływy. Zaczęła być najgorliwszą
osobą w chodzeniu na Eucharystię, nigdy nie opuszczała cotygodniowych
spotkań i wszędzie musiała wcisnąć swoje trzy grosze. Nie była to
jednak zwyczajna gorliwość. Na Mszy św. mało kiedy potrafiła się
skupić. Wystarczył mały szum w kościele, jakiś ruch czy odgłos z
drugiego końca świątyni, jej głowa od razu zwracała się w tamtą stronę.
Po modlitwie nigdy nie umiała choćby na chwilę zatopić się w samotności
i ciszy, musiała zaraz biec do kościelnej kruchty, aby czasem jakieś
rozmowy czy spotkania nie odbyły się bez jej udziału.
Im bardziej jednak walczyła, tym częściej przegrywała. Największe
szanse na przyjaźń kończyły się zwykle po miesiącu, kiedy ludzie
zaczynali być po prostu zmęczeni jej zaborczością. Często więc wpadała
w złość i smutek, przybijały ją jej własne kompleksy i kolejne przegrane
bitwy. Walczyła dalej, choć w jej sercu coraz częściej rodziło się
zgorzknienie i brak nadziei na ułożenie sobie życia i na to, o czym
chyba najbardziej marzyła - na prawdziwą miłość. O miłość też czasem
chciała walczyć, ale tutaj jeszcze szybciej jej zaradność i walka
przynosiły klęskę. Nigdy tak naprawdę nie chodziła z żadnym chłopakiem,
choć przecież była już w klasie maturalnej.
Na kilka tygodni przed egzaminem dojrzałości poznała Maćka.
Był jak na jej gust bardzo przystojny i przynajmniej przez najbliższe
tygodnie mieli wspólnie chodzić na korki z angielskiego. To dla Anety
była kolejna pokusa do walki o miłość. Scenariusz jednak był taki
jak zwykle. Maciek początkowo nawet był nią zainteresowany, ale po
kilku dniach poczuł się jak obiekt do zawłaszczenia. Kiedy przychodził
do Anety na angielski, właściwie nie miał szans na naukę. Zaczynało
się od dobrego makowca, potem porcji lodów, a kiedy próbował napomknąć
coś o angielskim, zaczynało się puszczanie nastrojowej muzyki i zwierzenia
Anety o jej preferencjach w sympatiach. Maciek wycofał się z tej
przyjaźni już po dwóch tygodniach, bo coraz bardziej był zmęczony
nachalnością Anety. Zrobił to jednak inaczej niż wszyscy. Nie uciekł
z jej życia nagle i bez wyjaśnień. "Aneta! Teraz przynajmniej przez
chwilę ja przejmę inicjatywę! - zaczął jej tłumaczyć przy ostatnim
spotkaniu. - Wiem, że pewnie bardzo chcesz zbudować dom, znaleźć
prawdziwą miłość i szczęście, ale nie da się tak budować, jak to
robisz do tej pory". Aneta zamilkła wystraszona i kompletnie nieprzygotowana
na przyjmowanie pouczeń. "Wiesz przecież, że dom trzeba budować od
fundamentów - ciągnął dalej Maciek. - To jest taki nieciekawy etap
budowania, kiedy trzeba najpierw wykopać wielki dół, wyrzucić mnóstwo
gruzu i ziemi, żeby potem wlać do tego dołu porządną zaprawę i solidne
podłoże dla dalszej budowy. Ale najpierw trzeba wykopać ten dół,
żeby zrobić miejsce na fundament. Mam wrażenie, że ty o tym zapomniałaś.
Zamiast walki o miłość, zrób miejsce dla miłości, bo nawet jeśli
ona przyjdzie, to nie ma w tobie ani jednej wolnej szczeliny, by
mogła się w tobie zadomowić. Ja to odkryłem w mojej własnej przygodzie
z wiarą. Myślałem, że o miłość Pana Boga trzeba walczyć, a tymczasem
trzeba tylko opróżnić duszę, żeby zrobić w niej miejsce dla Niego.
Reszta to już Jego wspaniałe prowadzenie". Aneta się rozpłakała.
Poczuła się, jakby ktoś przebił jej napompowany, gumowy pałac. "Ale
ja nie potrafię inaczej" - odpowiedziała ze łzami. "Dlatego zrezygnuj
z walki i pozwól, żeby trochę o ciebie powalczył sam Pan Bóg!" -
usłyszała odpowiedź.
Pomóż w rozwoju naszego portalu