Nie ulega wątpliwości, że twórcy Karty Powinności Człowieka
poszukują dróg do uzdrowienia naszej libertyńskiej wizji wolności
człowieka, która jest odwrotnością antropologicznego błędu wizji
materialistycznej, wcielanej przez komunizm i inne totalitaryzmy.
Z wielką radością i uznaniem należy przyjąć trud włożony w to poszukiwanie
twórczego dla człowieka i ludzkości wyjścia z realnych zagrożeń przypisania
człowiekowi wolności absolutnej i wolności bez granic. Czy jednak
słuszne postulaty powinności człowieka zostały w tej Karcie zakorzenione
w niepodważalnym fundamencie? Wydaje się, że zabrakło tu odniesienia
do Boga Stwórcy, który jest tym fundamentem transcendentnym, bez
którego najpiękniejsze nawet sformułowania powinnościowe skazane
są ostatecznie na porażkę. Przypomina mi się czas po wydarzeniach
październikowych 1956 r., kiedy to niektórzy przedstawiciele poglądów
laickich proponowali, by nie mówić o trzech pierwszych przykazaniach
Dekalogu, ale uznać i wprowadzać siedem następnych, które odnoszą
się do człowieka, a bez których nie można zbudować ładu moralnego
i zapewnić społecznościom ludzkim właściwych rozwiązań. Wtedy w Tygodniku
Powszechnym Jerzy Turowicz przytoczył słowa poety: "Rzekł głupiec:
Niech sobie wyschnie woda w górach! Byle mi płynęła w moich miejskich
rurach!".
To prawda, że sformułowania Karty wzywają do powinności
szacunku dla przekonań religijnych wszystkich ludzi, ale mówią wprost
tylko o powinności człowieka względem człowieka, względem ludzi.
Tymczasem pierwszą powinnością człowieka jest powinność względem
tej Tajemnicy, którą określamy mianem Boga, uznanie której znajduje
się u podstaw prawdy o świecie, o człowieku i uzasadnia wszelkie
inne powinności człowieka. Jak bowiem można twórczo mówić o słusznej
wolności i nadrzędności sumienia w stosunku do "zewnętrznych kodeksów"
bez konieczności obiektywizacji tej subiektywnej normy ludzkiego
postępowania przez odniesienie jej do transcendentnej Tajemnicy Stwórcy
wszelkiego stworzenia? Przecież wtedy skazuje się etos ludzki na
relatywizm, na postmodernistyczną zasadę, że każdy ma własną prawdę
i własne dobro i ma prawo postępować według tej zasady. To prawda,
że w Karcie jest zawarty postulat konfrontowania tej własnej prawdy
i dobra z drugim, ale bez oparcia go na wspomnianej, transcendentnej
w stosunku do człowieka, Tajemnicy Boga postulat ten skazany jest
na subiektywistyczne bezdroża relatywizmu moralnego, popychając ludzkość
znów albo do wypaczenia materialistycznego determinizmu, albo do
libertyńskiego chaosu, w którym rację miał sprytniejszy i silniejszy,
nawet uzbrojony w kodeksy przez siebie stanowione.
Jest rzeczą zrozumiałą, że Karta nie mogła zawierać wizji
Boga właściwych dla poszczególnych religii czy wyznań. Jest bowiem
faktem zróżnicowanie tych wizji. Jednakże odniesienie człowieka do
transcendentnej Tajemnicy Boga, która jest u podstaw wszelkiego stworzenia,
osadzałoby słuszne postulaty Karty na zobowiązującym wszystkich fundamencie,
dawałoby podstawę do uznania, że absolutna wolność właściwa jest
tylko Bytowi Absolutnemu, że człowiekowi naznaczonemu granicami bytu,
świadomości i moralnej prawości przysługuje tylko wolność właściwa
temu bytowi, czyli wolność respektująca zarówno granice swego bytu,
jak też konieczność jej konfrontowania nie tylko z bytami podobnymi
sobie, ale także z Bytem Absolutnym, z Bogiem. Tylko pod warunkiem
takiego zapewnienia "obecności wody w górach", będzie ona "płynąć
także w miejskich rurach".
Pomóż w rozwoju naszego portalu