Wydawało się, że przełomem - na niekorzyść środowiska "gejów"
- będzie rozrastająca się lawinowo, począwszy od lat 80., epidemia
AIDS. "Przed 1980 r. - pisze Z. Głodowska -
większość gejowskich
publikacji utrzymana była w tonie wyzywająco-agresywnym, przenikniętym
duchem rebelianckich lat 60. Sławiły one uroki ´homoseksualnej miłości´
oraz nierozłącznie związanej z nią swobody seksualnej jako formy
znacznie doskonalszej niż ´bezbarwne´, ´rachityczne´ uroki monogamicznych
małżeństw". Entuzjazmu nie gasiła stale powiększająca się liczba
chorób wenerycznych wśród homoseksualistów, która szybko przybrała
postać epidemii, o czym alarmowali lekarze. Widmo katastrofy politycznej
dla gejów nadciągało wraz z AIDS. Nie sposób już było beztrosko żartować,
popisując się chorobą, jak czynili to niektórzy aktywiści ruchu homoseksualistów
w dobie poprzedniej. "Za każdym razem, gdy nabawię się trypra, czuję
się, jakbym wystrzelił salwę w rewolucji seksualnej" - oświadczył
publicznie pewien młody Amerykanin (chełpiąc się przy okazji swoimi
trzema tysiącami partnerów), który wkrótce zmarł na AIDS. Ale i tu
udało się uniknąć ostracyzmu i potępienia społecznego, dzięki prostemu,
a genialnemu hasłu zawartemu w jednym z gejowskich podręczników: "W jakiejkolwiek kampanii zmierzającej do uzyskania poparcia społecznego
geje muszą być przedstawiani jako ofiary". Homoseksualiści pozostali
więc w świadomości większości Amerykanów - świadomości umacnianej
przez media - "uciśnioną mniejszością", dodatkowo biedną i wymagającą
opieki państwa, bo dziesiątkowaną przez AIDS. Żadnej próby moralnej
refleksji, żadnego zatrzymania się w szaleńczym pędzie po kolejne
mniej lub bardziej przypadkowe "przygody" z perspektywą rychłej śmierci.
Jako remedium na AIDS powszechnie uznano prezerwatywy: przy udziale
samych homoseksualistów wprowadzono bezprecedensową kampanię reklamową
na ich rzecz, docierając nawet do szkół - w młodszych klasach uczy
się dzieci technik ich używania. "Homoseksualizm jest obecnie tak
powszechnie akceptowany - pisze Z. Głodowska - że nawet wiedza o
jego powiązaniach z AIDS nie wpływa na jego image jako całkowicie
normalnej i zdrowej orientacji. Paru ostatnich mohikanów - tradycyjnie
myślących psychoanalityków i psychiatrów - wciąż jeszcze utrzymuje,
że to zaburzenie neurotyczne, podobnie jak większość religijnych
konserwatystów (...), ale oponenci są w mniejszości i w wyraźnej
defensywie: tracą oni też coraz bardziej pewność siebie, w miarę
jak napierająca zewsząd liberalna kultura piętnuje i wyśmiewa ich
poglądy. Religijni krytycy ruchu gejów traktowani są jako troglodyci
i zagrożenie dla wolności. Ostatni obrońcy zdrowego rozsądku bronią
siebie i swoich pozycji, ale jak długo jeszcze będzie im się udawać?". Ostatnie wydarzenia pokazują, że np. w Kalifornii przegrali na
całej linii.
A u nas? Pytanie tym bardziej aktualne, że wkrótce staniemy
przed perspektywą podpisania Traktatu z Amsterdamu i zastosowania
się do dyrektywy UE w sprawie homoseksualistów (i ateistów) w szkołach
katolickich. Homoseksualiści w Polsce grupują się w organizacje i
zakładają pisma. Wkrótce przystąpią do ataku. Szukają poparcia w
środowiskach politycznych. W jednym z pism dla homoseksualistów,
typowym produkcie kultury masowej zajmującej się coraz nachalniej
propagandą tej dewiacji, oślizgłym brukowcu, wystąpił przed wakacjami
w potężnym wywiadzie rzecznik prasowy Unii Wolności - Andrzej Potocki.
Nie ukrywał swoich sympatii dla sprawy poszerzenia wpływów w społeczeństwie
i przygotowań do jakiejś formy legalizacji homoseksualizmu SLD. A
młodzież, która staje się główną ofiarą tej propagandy? Miałam okazję
niedawno przysłuchiwać się rozmowie dwojga dwudziestoparolatków,
chłopaka i dziewczyny, którzy jako główną ideę swojego życia wybrali
solidaryzowanie się z ofiarami AIDS. (Wiadomo, że są nimi przede
wszystkim homoseksualiści). Jeżdżą więc na międzynarodowe wiece,
na których czci się pamięć zmarłych na tę chorobę, niesie się różowe
goździki w rękach i idzie się w malowniczych, wielorasowych i wielonarodowych
pochodach przez stolice różnych państw. Jakie to romantyczne... Homoseksualiści
dla tych młodych ludzi są uosobieniem wolności: rzucają wyzwanie
nudnemu światu - światu bez fantazji, polotu, odwagi i... bez wdzięku,
jaki w oczach młodych rozmówców charakteryzuje homoseksualistów.
Czas najwyższy rozpocząć w polskich, niezależnych mediach
wielką debatę, jak uchronić Polskę, jej młodzież, rodzinę przed dotknięciem
tą chorobą umysłu, która skazuje społeczeństwa na zupełne poddanie
się presji agresywnych środowisk, posługujących się spreparowanymi
danymi i chorą wizją człowieka. Najwyższy czas, by oczekiwać, aby
w tę debatę włączyli się lekarze. Najwyższy czas, by pytać polityków
i parlamentarzystów, co zamierzają robić, by nie oddać naszego kraju
we władanie tego obłędu, który nazywa się poprawnością polityczną,
w której człowiek chory, moralnie skrzywiony ma pouczać zdrowego
co do standardów etycznych, praw człowieka, wizji państwa i wychowania
młodych pokoleń, oraz ustawiać przy nim policjanta, gdyby chcieli,
mimo wszystko, wierzgać.
KONIEC
Pomóż w rozwoju naszego portalu