Było późne popołudnie, pochmurny i ponury dzień niepostrzeżenie
zamienił się w wieczorną szarówkę, a ta w egipskie ciemności, które
nie trwały jednak długo, gdyż niebawem zapaliło się uliczne oświetlenie.
Światła latarń i samochodowych reflektorów odbijały się od mokrej
jezdni, tworząc rozedrganą poświatę kontrastującą z ciemnym niebem.
Obrazowi temu towarzyszył szelest kół toczących się po mokrym asfalcie.
Spadające z nieba duże krople deszczu bębniły po parasolach, a z
pobliskiej studzienki wydobywał się jednostajny odgłos ściekającej
deszczówki. Na przepastnej przestrzeni parkingu znajdował się jeden
samochód, chyba jakaś stara skoda, która przycupnęła pod drzewem
i stała nieruchomo, ociekając z wody. Od przedniej szyby odbijało
się jedynie światło krzyża zbudowanego z neonowych lamp i stojącego
przed niewielkim kościółkiem. Nieregularny refleks majaczył w szybie
zalewanej przez wodę ściekającą z dachu pojazdu.
Szyldy sklepów rozlokowanych wokół Rynku i reklamy na
billboardach były tak oświetlone, że widać je było dokładnie mimo
rzęsistego deszczu. Po jednej stronie Rynku uplasowały się telefony
komórkowe, artykuły gospodarstwa domowego, sztuczna biżuteria i ozdoby
choinkowe, po drugiej zaś hurtownia zabawek, sklep żelazny, artykuły
motoryzacyjne, artykuły sanitarne, hurtownia dewocjonaliów i znajdujący
się w remoncie bar "Zachęta". Gdyby nie niedziela, Rynek o tej porze
dnia tętniłby jeszcze życiem mimo brzydkiej pogody. W witrynie reklamowej
przystankowej wiaty świeciła jasno reklama papierosów, na której
napis: "Marzenia się spełniają" sąsiadował z napisem: "Palenie tytoniu
powoduje raka i choroby serca".
Między dwiema niewielkimi kamieniczkami stromo pod górę
biegła w stronę Jasnej Góry wąska uliczka. Była tak wąska, że nie
tylko nie było mowy o tym, żeby samochody mogły się wyminąć, ale
także, aby mógł w nią wjechać większy pojazd. Mercedes prawdopodobnie
ugrzązłby między ścianami domów, maluch natomiast nie miałby większych
problemów. Koniec uliczki niknął za łagodnym zakrętem, a na jej przedłużeniu
widniała jasno oświetlona wieża jasnogórska.
Szeroka ulica, prowadząca na przyklasztorne parkingi,
była zamknięta przez ekipę wodociągów. Spod asfaltu tryskał wielki
gejzer. Woda spływała po asfalcie do studzienek kanalizacyjnych.
Wyglądało to tak, jakby z niebios lało się zbyt mało wody i braki
musiały uzupełnić podziemia.
Na przystanek podjechała duża limuzyna. Przyciemniana
szyba napędzana elektrycznie zjechała łagodnie i z wnętrza pojazdu
dały się słyszeć dźwięki muzyki. Deska rozdzielcza świeciła łagodnym
zielonym światłem, a spod maski dochodził cichy jednostajny szum
silnika. Elegancka kobieta wychyliła lekko głowę przez okno i spytała
stojących na przystanku ludzi:
- Którędy na Jasną Górę?
Znajdujący się najbliżej samochodu chłopak, pokazując
palcem, odpowiedział:
- Najlepiej byłoby pojechać tą ulicą naprzeciwko kościółka,
tam gdzie się świeci ten krzyż, ale teraz tam jest awaria i najbliżej
jest tą wąską uliczką. O, widzi pani? Tam między tymi dwoma domami.
Kobieta bez słowa przycisnęła przycisk i szyba zaczęła
się wolno zasuwać.
- Proszę pani, czy podrzucą mnie państwo kawałek? - spytał
starszy pan. - Długo tu już stoję i bardzo zmarzłem.
Kobieta rzuciła okiem na mokry płaszcz starszego pana,
potem na nowe futrzane pokrowce w swoim samochodzie i odpowiedziała:
- Niestety, bardzo nam się spieszy. I zasunęła szybę.
Samochód ruszył łagodnie, migając kierunkowskazem. Zawrócił
na najbliższym skrzyżowaniu i skierował się w stronę uliczki. Niestety,
był zbyt duży, aby się w nią zmieścić. Zawadzał lusterkami o ściany
domów. Po kilku próbach, które świadczyły, że kierowca nie był nowicjuszem,
limuzyna odjechała w stronę ulicy Wieluńskiej w poszukiwaniu okrężnej
drogi do klasztoru.
Starszy pan stojący obok chłopca powiedział:
- Zupełnie jak w przypowieści o wielbłądzie, bogaczu
i uchu igielnym.
- O czym pan mówi? - zapytał chłopak. - Bogacza tośmy
przed chwilą widzieli, sam bym chciał mieć taką brykę, ale gdzie
to ucho igielne, no i gdzie ten wielbłąd?
- Nie słyszałeś o ewangelicznej przypowieści, że łatwiej
wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogaczowi dostać się
do królestwa niebieskiego? - zdziwił się starszy pan.
- No, teraz coś tam pamiętam - odparł chłopak. - Mówił
nam o tym ksiądz na religii. Aaaa, teraz rozumiem
z tym bogaczem i z tym wielbłądem. Wie pan, że to ciekawe,
sam bym na to nie wpadł. Aleś pan wymyślił, ulica wąska jak ucho
igielne, a limuzyna wielka jak wielbłąd. No i na Jasną Górę jechali,
i pana nie chcieli podrzucić. Teraz wiem, po co są przypowieści.
Pomóż w rozwoju naszego portalu